Grzybowska dla wPolityce.pl: Merkel, Sarkozy i Cameron wyrazili niewiarę w integrację. "Multi kulti się nie sprawdziło"

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Naszymi sąsiadami w Bonn byli emigranci polityczni z Iranu. On pełnił za czasów szacha Rhezy Pahlaviego funkcję sekretarza irańskiej ambasady. Oboje wykształceni, nowocześni choć swoje córki posyłali do szkoły koranicznej. Dbali o obyczaje i zasady religijne, jak np. unikanie alkoholu i spożywania wieprzowiny. Byli znakomitymi, serdecznymi i chętnymi do pomocy sąsiadami. I ludźmi niezwykle gościnnymi.

Ona nie nosiła burki, przeciwnie, modnie się ubierała i dość intensywnie malowała. Państwo K. ( nie mogę ujawnić nazwiska ze zrozumiałych względów) byli tacy jak my, a więc jak wszyscy Europejczycy i tak jak my zachowywaliśmy naszą polskość, oni dbali o perską tradycję.

Ale państwo K. są wyjątkiem na tle coraz większej masy cudzoziemców, czujących się obco w rozbuchanej obyczajowo Europie. Zdecydowana większość nie tylko nie potrafi wtopić się w tłum zabieganych uczestników wyścigu szczurów, ale po prostu nie chce.

Multi kulti się nie sprawdziło. Co za rozczarowanie! Angela Merkel, Nicolas Sarkozy i David Cameron wyrazili niewiarę w integrację z tubylczymi społeczeństwami przybyszów z Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i Azji. I twierdzą, że trzeba coś z tym zrobić. To znaczy wpłynąć na imigrantów, żeby się bardziej przystosowywali do obowiązujących w krajach zamieszkania praw, reguł, zasad i obyczajów. Większość z nich stanowią muzułmanie, którzy przywieźli ze sobą i kultywują prawa koraniczne, nie pasujące ani do kultury chrześcijańskiej ani tym bardziej do praktykowanej demokracji zachodniego świata.

I żeby było jasne - oni się do Europy nie prosili. Zaczęło się w latach sześćdziesiątych, od niemieckiego cudu gospodarczego. Od dobrobytu, który zaszumiał w głowach obywateli i od pychy, która wyrażała się niechęcia do wykonywania ciężkiej, brudnej pracy fizycznej. Niemcy stać było na sprowadzenie taniej, a nawet bardzo taniej siły roboczej. Najlepiej z żyjącej w nędzy i zacofaniu tureckiej Anatolii.

Sprowadzono więc Turków, a wraz z nimi liczne rodziny, te rodziny sprowadzały swoje rodziny, a rodziny rozmnażały się w tempie geometrycznym, jak to w islamie. Były to czasy ideologicznej dominacji lewicy i lewactwa spod znaku Zielonych. Powstała i rozpowszechniła się na całą zachodnią Europę idea wielokulturowości. Na pierwszy rzut oka bardzo wzniosła lecz utopijna. I jakaś taka ekologiczna.

Odnosiłam wrażenie, że zwłaszcza Zieloni traktowali muzułmanów jak okazy biologiczne. Takie ślimaczki, które należy chronić przed rozdeptaniem. Chronić ale nie kochać. Ci cudzoziemcy nie dają się nawet lubić. Są strasznie inni ale wielokulturowi, więc trzeba im budować meczety i wspierać w ich krajach socjalizm, wszystko jedno jakiej maści. Dyktatorski, niedemokratyczny ale romantyczny, zwłaszcza taki, który jest antyamerykański albo antyimperialistyczny.

We Francji i Wielkiej Brytanii muzułmanie to postkolonialni obywatele, przybyli tu zwabieni perspektywą lepszego życia. Mają prawo zamieszkać w metropolii jako British subject albo coś w tym guście. I zamieszkali, są ich miliony i będzie jeszcze więcej, bo oni nie wybierają między autem, urlopem nad ciepłym morzem a dzieckiem, jak to się dzieje w bogatej Europie. Nie używają środków antykoncepcyjnych. I co najważniejsze - dziecko jest bogactwem, dobrodziejstwem, bez względu na sytuację finansową rodziców. Cud gospodarczy w Niemczech się skończył, imigranci zasilili rzesze bezrobotnych, korzystających z pomocy socjalnej.

A im więcej mają dzieci, tym więcej dostają zasiłków i jak się okazuje, da się z tego nieźle żyć. Imigranci z krajów arabskich nie tylko z powodu swojej inności ale także pogardy, jaką otaczają ich lepsi obywatele, żyją w slumsach, czyli w podparyskich, berlińskich i londyńskich dzielnicach, w domach - ruderach i blokach o najniższym standardzie. W gettach. Są niewykształceni, a co ambitniejsi mają minimalne szanse dostania się na wyższą uczelnię. Stanowią postrach mieszkańców stolicy Francji, bo izolacja i poniżenie wywołują agresję i chęć odwetu za marny los, na stróżach porządku, urzędnikach i zwykłych obywatelach. W tych gettach dochodzi do aktów przemocy, ludzie boją się tam pracować, brakuje nauczycieli, działaczy społecznych gotowych do niesienia pomocy.

I nie uświadczysz w tych zapomnianych przez Boga dzielnicach polityków partii lewicowych, bo dla nich muzułmanie to narzędzie do uprawiania ideologii poprawności politycznej i wielokulturowości. W teorii i w deklaracjach. A tak naprawdę wolą się nie narażać.

Europa drży ze strachu przed terroryzmem islamskim, bo właśnie w Europie, a nie w Stanach Zjednoczonych fundamentalizm znalazł idealne pole do działania. A takim polem są zwarte skupiska narodowo - religijne, odizolowane od świata zewnętrznego, nie zintegrowane. Niezwykle trudne do rozpoznania z powodu hermetyczności językowej, odmienności rasowej (np. czarni imigranci z Afryki) i obcości obyczajowej. Dziś nie wiadomo co z tym fantem zrobić, Europa sobie z tym problemem nie poradzi. Jedyna nadzieja w ruchach wolnościowych i demokratycznych w świecie muzułmańskim. W dążeniu młodego pokolenia do życia w świecie nowoczesnym, dostatnim, ale własnym.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.