Na gdyńskim festiwalu filmowym przyznano Złote Lwy. Główną nagrodę zgarnęła "Ida" Pawła Pawlikowskiego, a wśród kilku wyróżnionych filmów znalazły się też "W Imię" oraz "Płynące wieżowce". Dlaczego warto na nie zwrócić uwagę?
Najpierw kilka zdań z recenzji "Gazety Wyborczej", która z nieukrywanym zadowoleniem pochyliła się nad "Idą" i pomijając niuanse tego filmu, zawyrokowała:
Nie bardzo umiejętnie poprowadzona, rozegrana na subtelnościach, niewypowiedzianych słowach i urwanych zdaniach, relacja jest tak naprawdę czymś, co w tym filmie jest najbardziej poruszające. Oto bowiem w tle nieustannie tli się brudny, niegasnący nigdy płomień polskiego antysemityzmu
- czytamy na stronach trójmiejskiej GW.
Z kolei "W Imię", film opowiadający o problemach księdza-homoseksualisty, trafił na okładkę "Newsweeka", a grający główną rolę Andrzej Chyra (ten sam, który będąc w komitecie poparcia Bronisława Komorowskiego nie znał imienia kandydata) zdążył udzielić kilku wywiadów o trudnościach, z jakimi borykają się księża o skłonnościach homoseksualnych. Wspomniane "Płynące wieżowce", zapewne dla odmiany, opowiadają o losach sportowca z problemami podobnymi do kapłana granego przez Chyrę. Na festiwalu był zresztą minister Zdrojewski, który między innymi w towarzystwie Romana Polańskiego oklaskiwał nagrodzone produkcje.
Podsumowując (i, chcąc nie chcąc, upraszczając, bo to filmy o wiele bardziej skomplikowane niż ideologiczna pałka, do której zostały sprowadzone przez wspomniane wcześniej media) - "niegasnący nigdy płomień polskiego antysemityzmu", ksiądz-gej i sportowiec-gej. To problemy poruszane przez współczesne polskie kino. Gdy dodamy do tego zapowiadaną operę o losach transseksualisty Anny Grodzkiej - z libretto napisanym przez Piotra Pacewicza - mamy obraz sztuki docenianej dziś przez krytyków i hojnie finansowanej z publicznych pieniędzy.
Materiał gotowy do zżymania się, psioczenia i irytacji. Ale zostawmy to innym. Wszystkie wspomniane wcześniej tytuły, nagrody, którymi są obsypywane i kwoty, którymi są dotowane, przyszły mi na myśl - na zasadzie kontrastu -, gdy zamierzałem napisać kilka słów o "Sierpniowym niebie", które od piątku można oglądać w polskich kinach. Istotę i główny przekaz filmu dobrze oddaje recenzja Piotra Skwiecińskiego, którą serdecznie polecam.
Gdy rozmawiałem z reżyserem filmu, mocno ujęło mnie to, w jaki sposób odnajduje on w dzisiejszej rzeczywistości inicjatywy odwołujące się do powstańczego mitu, do polskiej historii. Ireneusz Dobrowolski jest bardzo mocno przekonany, że wydarzenia z sierpnia 1944 roku konstytuują to, czym jest dzisiejsza Warszawa i kim są młodzi Polacy.
"Sierpniowe niebo" próbuje się z tym problemem zmierzyć i odpowiedzieć na pytanie sprowadzone w filmie do kwestii szacunku wobec szczątków bohaterów: czy są one dziś zwykłymi "wykopkami", czy może jednak czymś więcej. Sporo jest w filmie momentów chwytających za serce - warto je zobaczyć. Ale Powstanie Warszawskie wciąż czeka na swoją wielką produkcję, bo "Sierpniowe niebo" nie jest filmem idealnym. Wzruszające archiwalne zdjęcia i nagrania z 1944 roku mieszają się z teledyskową narracją, niektóre sceny są po prostu przedobrzone, poszczególne wątki szarpane, a całość mocno nierówna. Kwestia gustu, mnie wrzucanie do barszczu tylu grzybów zwyczajnie nie odpowiada. Ale po stokroć bardziej wolę film, który - niechby i w niedoskonały sposób - dotyka czegoś tak nieuchwytnego jak wpływ historii na życie dzisiejszej Warszawy i postawy Polaków niż serię produkcji nijak mających się do rzeczywistości, za to pozwalających "wyjść z mentalnego zaścianka".
Tak naprawdę wybór, przed którym dziś stajemy, jest prosty. Ci, którzy najgłośniej krzyczą o nieznośnym patosie polskiej historii, o przenoszącym się jak zaraza polskim romantyzmie i nieaktualnych, archaicznych lekturach, które trzeba natychmiast wyrzucić ze szkolnego kanonu, w zamian proponują zupełną pustkę. Libretto o Annie Grodzkiej, problemy homoseksualisty w wykonywaniu pracy i zakorzeniony w polskim DNA antysemityzm - oto odpowiedź przemysłu gardzącego polskością.
Tym bardziej trzeba docenić takie produkcje jak "Sierpniowe Niebo". I naciskać na twórców, by opowieści o polskiej historii (także tej najnowszej) było więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/166486-najglosniej-krzyczacy-o-meczacym-patosie-polskosci-w-zamian-proponuja-pustke-i-opery-o-grodzkiej-sierpniowe-niebo-warto-zobaczyc-chocby-jako-odtrutke-na-ich-przekaz
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.