Jaki to ja nowoczesny! Radek Sikorski chwali sam siebie w niemieckiej gazecie: „Wojny przyszłości będą prowadzone na Twitterze”. PRZECZYTAJ CAŁY TEKST

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Paweł Supernak
Fot. PAP / Paweł Supernak

Szef polskiej dyplomacji w swoim żywiole. Radosław Sikorski opublikował w niemieckim dzienniku Die Welt artykuł pod tytułem „Wojny przyszłości będą prowadzone na Twitterze”.

Niekrępowany przez nikogo mógł wyłożyć swą wizję ważkości dyplomacji prowadzonej za pomocą portalu społecznościowego i pochwalić się:

Dziś moje konto @SikorskiRadek, na którym piszę po polsku i po angielsku, obserwuje prawie 140 tysięcy osób. To więcej niż nakład poważnych polskich dzienników, prócz jednego.

(...) Każdy może tam zadać mi pytanie o moją politykę. Kształtowanie wizerunku medialnego Polski i zabieganie o nasze interesy nie jest dziś możliwe bez nowoczesnych narzędzi komunikacji.

Sikorski wymieniając swoje ćwierkające sukcesy pyta i od razu odpowiada:

Właściwie po co mi Twitter, skoro mogę zwołać konferencję prasową? Dlatego, że często 140 znaków wystarczy mi, by przekazać stanowisko. I zrobić to szybciej, dosadniej, lepiej.

Tyle że na konferencji prasowej nie może przygotować się do udzielenia odpowiedzi, dziennikarz może go czymś zaskoczyć i bywa zmuszany do zmierzenia się z tematem niewygodnym. Twitter zaś jest drobnym oszustwem – siedzeniem przy kominku w ciepłych kapciach i selekcjonowaniem pytań, na które ma się ochotę odpowiadać i takich, których należy unikać. Cóż to za mąż stanu, lider dyplomacji, który obawia się przedstawicieli mediów? Ano taki, który szczyci się takimi sukcesami:

Gdy niedawno napisałem na Twitterze, że Edward Snowden nie ma szans na azyl w Polsce, mój tweet trafił do światowych mediów. Innym razem wysłałem tweeta, którym witałem nowego szefa dyplomacji Litwy Linasa Linkevičiusa i polecałem jego adres moim czytelnikom. Odpisał mi: „Cześć Radek, cieszę się, że będziemy razem współpracować” i był to akt dyplomacji, a nie tylko komunikacji. Moje gratulacje z okazji narodzin królewskiego następcy tronu i odpowiedź na nie trafiły poprzez retweety do wieluset tysięcy osób w obu krajach.

(…) Media społecznościowe budują społeczności zainteresowane określonymi tematami. Premiują polityków, którzy potrafią przekazać maksimum treści w minimum słów, mają w miarę niezależną pozycję polityczną, wiedzą, czego chcą i działają w duchu swoich przekonań.

W skutecznej komunikacji pomaga mi doświadczenie dziennikarskie i fakt, że studiowałem w języku angielskim, którego cechą jest maksymalna precyzja i zwięzłość, a nie kwiecistość.

Sikorski stawia też tezę, że na Twitterze toczą się „ostre, choć bezkrwawe, wojny”, w których ścierają się przedstawiciele Al-Kaidy, Hamasu czy Talibowie z ludźmi z amerykańskiego Departamentu Stanu.

Podaje jeszcze kilka przykładów ważnych tweedów i puentuje:

Dziś nawet najbardziej zanurzeni w przeszłości moi polityczni oponenci nie zarzucają mi już, że jestem „twitterowym politykiem”. Nawet oni wiedzą, że w XXI wieku to komplement.

Krótko mówiąc, dzięki uprzejmości koncernu Ringier Axel Springer robi sobie darmową (?) reklamę na pół kolumny, jakim to jest nowoczesnym politykiem. Niech robi. Tylko czy korzystanie przez niego z popularnego portalu społecznościowego sprawia, że jest skuteczniejszym dyplomatą, lepiej zabiegającym o polskie interesy? Mamy wątpliwości. Zamiast dowodów na to, w artykule Sikorskiego znajdujemy tak charakterystyczną dla niego sporą porcję samouwielbienia.

Publikujemy pełne tłumaczenie artykułu opublikowanego 6 września 2013 r. na łamach Die Welt, zamieszczone na oficjalnej stronie polskiego MSZ.

Co ciekawe, na stronach Die Welt znajduje się informacja, iż artykuł został przetłumaczony z polskiego przez Gerharda Gnaucka.

Czy MSZ nie mogło więc zamieścić wersji oryginalnej?

A może ktoś musiał coś przetłumaczyć i akurat był do wzięcia artykuł ministra? Tajemniczy to międzynarodowy obieg tekstów.

***

„Wojny przyszłości będą prowadzone na Twitterze”

Politycy i dyplomaci muszą być obecni w mediach społecznościowych, bo to tam toczy się dziś polityczne i dyplomatyczne spory. Tam się wygrywa lub przegrywa, w zależności od siły argumentów. W świecie wirtualnym jeszcze wyraźniej niż kiedyś w mediach tradycyjnych widać, kto naprawdę ma coś do powiedzenia.

Gdy w 2010 roku, w czasie prawyborów w mojej partii Platformie Obywatelskiej, założyłem swoje konto na Twitterze, media i konkurenci polityczni najpierw szydzili. Potem niektórzy z nich zaczęli mnie nazywać, co miało być złośliwe, „twitterowym dyplomatą”.

Dziś moje konto @SikorskiRadek, na którym piszę po polsku i po angielsku, obserwuje prawie 140 tysięcy osób. To więcej niż nakład poważnych polskich dzienników, prócz jednego.

Twitter stał się narzędziem dyplomacji, a ona nie jest już tą XIX-wieczną magią, w której starsi panowie za grubymi kotarami spotykali się i rozmawiali niemal wyłącznie o sprawach wojny i pokoju. Większość współczesnej dyplomacji ma charakter publiczny i na Twitterze można reagować szybko i konkretnie. Każdy może tam zadać mi pytanie o moją politykę. Kształtowanie wizerunku medialnego Polski i zabieganie o nasze interesy nie jest dziś możliwe bez nowoczesnych narzędzi komunikacji.

 

Szybciej, dosadniej, lepiej

Każde z dwóch oficjalnych kont polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (po angielsku - @PolandMFA i po polsku – @MSZ_RP) śledzi na Twitterze ok. 10 tys. osób, ale wielu odbiorców to ważni partnerzy zagraniczni. Dzięki temu, w ogłoszonym miesiąc temu raporcie „Twiplomacy” firmy Burson-Marsteller, istniejące od 2009 roku anglojęzyczne konto @PolandMFA zostało uznane za jedno z trzech na świecie najlepiej połączonych na Twitterze. Pod względem wzajemnych połączeń z podobnymi sobie rangą wyprzedzili nas jedynie Carl Bildt, szwedzki minister spraw zagranicznych oraz Europejska Służba Działań Zewnętrznych.

Właściwie po co mi Twitter, skoro mogę zwołać konferencję prasową? Dlatego, że często 140 znaków wystarczy mi, by przekazać stanowisko. I zrobić to szybciej, dosadniej, lepiej. Gdy niedawno napisałem na Twitterze, że Edward Snowden nie ma szans na azyl w Polsce, mój tweet trafił do światowych mediów. Innym razem wysłałem tweeta, którym witałem nowego szefa dyplomacji Litwy Linasa Linkevičiusa i polecałem jego adres moim czytelnikom. Odpisał mi: „Cześć Radek, cieszę się, że będziemy razem współpracować” i był to akt dyplomacji, a nie tylko komunikacji. Moje gratulacje z okazji narodzin królewskiego następcy tronu i odpowiedź na nie trafiły poprzez retweety do wieluset tysięcy osób w obu krajach.

Polska dyplomacja to dziś także ponad 150 kont twitterowych polskich przedstawicielstw dyplomatycznych i Instytutów Polskich oraz konta ambasadorów i kanał konsularny dla Polaków zagranicą. W sytuacjach kryzysowych błyskawicznie podajemy w ten sposób informację, gdzie można się dowiedzieć, czy nie ucierpiał ktoś z Polaków. Przez Twittera nagłaśniamy nawet konkursy na stanowiska w MSZ.

 

Twitter jako filtr wiadomości

W sumie konta MSZ na Twitterze to spora machina, której coraz częściej używamy na rzecz polskich interesów. Na przykład konto @GermanNaziCamps, na którym występujemy przeciw pojawiającej się w mediach, też niemieckich, kłamliwej frazie „polskie obozy zagłady”. W ciągu kwadransów poprzez nasze konta Twittera jesteśmy w stanie zmobilizować setki ludzi do wysłania mejli do redakcji w USA czy W. Brytanii. Rezultatem jest zazwyczaj sprostowanie i opublikowanie właściwego określenia „niemieckie nazistowskie obozy koncentracyjne w okupowanej Polsce”.

Media przez ostatnie lata stały się szybsze, ich przekaz bardziej rozproszony, ale i – zwłaszcza w Polsce - dużo płytszy. Jesteśmy informowani niemal bez przerwy. Jak nie utonąć w tej kakofonii? Twitter w tym pomaga.

Ja śledzę na Twitterze tylko kilkadziesiąt osób i mediów. Ale sporo z ich wiadomości powtarzam. Dzięki temu moja wielka społeczność na Twitterze wie, co uważam za ważne dla polskiej polityki i dyplomacji. Za pośrednictwem Twittera przekazuję też wyrazy naszej solidarności w sytuacjach tragicznych. Staram się również czasem tweetować w językach krajów, w których przebywam i jest to bardzo sympatycznie odbierane.

Media społecznościowe budują społeczności zainteresowane określonymi tematami. Premiują polityków, którzy potrafią przekazać maksimum treści w minimum słów, mają w miarę niezależną pozycję polityczną, wiedzą, czego chcą i działają w duchu swoich przekonań.

W skutecznej komunikacji pomaga mi doświadczenie dziennikarskie i fakt, że studiowałem w języku angielskim, którego cechą jest maksymalna precyzja i zwięzłość, a nie kwiecistość.

 

Ostre choć bezkrwawe wojny

Dzięki Twitterowi (do którego przecież można dłuższe wyjaśnienia dołączać) ja lub mój rzecznik często w krótkim czasie kontrujemy nieprawdziwe informacje lub po prostu polemizujemy z innymi punktami widzenia. Znaczenie wygrywania bitew w mediach społecznościowych dostrzegają już niemal wszyscy. Zwłaszcza, że w dyplomacji rośnie znacznie współpracy między społeczeństwami, a nie tylko rządami. Polityka zagraniczna bardziej niż kiedykolwiek wymaga poparcia społecznego.

Na Twitterze toczą się ostre, choć bezkrwawe, wojny. Aktywni są tam np. przedstawiciele Al-Kaidy, Hamasu czy Talibowie. Od kilku lat odpowiada im finansowany przez amerykański Departament Stanu Digital Outreach Team (DOT) - zespół, który m.in. w języku arabskim czy urdu informuje o amerykańskiej polityce zagranicznej. Konta prowadzone przez DOT na Twitterze są natarczywie atakowane przez zwolenników dżihadu, a wojnę między nimi relacjonuje jeden z blogów prestiżowego magazynu „Foreign Policy”.

W ostatnich miesiącach Europa z Twittera Hermana Van Rompuya dowiedziała się, że ma nowy budżet. Dyplomaci z konta komisarza Stefana Fulego – że zakończono negocjacje umowy stowarzyszeniowej UE z Gruzją i Mołdawią.Dziś nawet najbardziej zanurzeni w przeszłości moi polityczni oponenci nie zarzucają mi już, że jestem „twitterowym politykiem”. Nawet oni wiedzą, że w XXI wieku to komplement.

Radosław Sikorski

 

 

 

-----------------------------------------------------------------------

-----------------------------------------------------------------------

Tylko wSklepiku.pl do nabycia kubek lemingowy wPolityce.pl.

Najgorętszy gadżet sezonu. Idealny dla wszystkich miłośników lemingozy. Kubek o głębokim wnętrzu.

Oni są lemingami - a Ty? Oni piją kawę ze starbunia - Ty możesz ją pić z naszego kubka! Najlepsza kawa, najsłodsza herbata - tylko z lemingowego kubka wPolityce.pl!

Kubek lemingowy wPolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych