Nikt lepiej nie podsumował prawie 7 lat rządów PO niż sam Donald Tusk, mówiąc: "Pisior? Na mój nos on nie będzie długo dyrektorem"

PAP/Grzegorz Michałowski
PAP/Grzegorz Michałowski

Nikt lepiej nie podsumował prawie 7 lat rządów Platformy Obywatelskiej niż sam Donald Tusk, podchwytując pytanie działacza PO w sprawie Pawła Majchera, i odpowiadając: "Pisior? Na mój nos on nie będzie długo dyrektorem". W tych kilku słowach jest wszystko, więcej nie trzeba. Żadne programy, opasłe księgi tylu "Polska 2030" (już wyrzucona przez rząd do kosza), hasła, przemówienia czy wizerunki nie mają znaczenia. O to chodziło od początku. Od początku, czyli od dnia zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w roku 2005, bo przecież wówczas naszkicowano ten plan.

Wszyscy, którzy myślą w sposób bliski Prawu i Sprawiedliwości i swoje myślenie chcą przekładać na czyny, musieli wylądować na bruku, na śmietniku historii. W zasadzie można było myśleć, co się chce -  byle nie tak jak PiS. Można było być endekiem, libertarianinem, postkomunistą, nawet leninistą (z takimi władza chętnie się dogada, zwłaszcza jeżeli zwalczają PiS) - ale nie można było w III RP "Pisiorem". O to szło w polityce, w administracji, w mediach. O to idzie nadal. Wszystko można, byle nie z PiS, byle przeciw PiS.

To było wykroczenie poza dopuszczalną partyjność w polityce - to była próba zniszczenia opozycji przy pomocy struktur państwa.

Ale to nie koniec, bo sama PO postanowiła myśleć całkowicie odwrotnie niż PiS, we wszystkich obszarach. Skutek oczywisty: na zasadzie antytezy najlepszego programu politycznego III RP powstał więc program najgorszy z możliwych.

Ile karier, ile życiorysów złamał Tusk hołdując zasadzie tępienia "pisiorów"? Setki? Tysiące? Ilu ludzi zmusił do zaprzaństwa? Jakie szkody przyniosła państwu ta praktyka tępienia ludzi na podstawie donosów aktywu partyjnego?

Dziś widzimy, jak złośliwy jest rak, którym PO zainfekowała państwo polskie. Także dziennikarstwo, bo przecież dziennikarka "Newsweeka" (który nagranie ujawnił) otwarcie przyznaje, że tym partyjnym slangiem posługuje się wraz z kolegami wewnątrz redakcji, i łaja partyjnych kolegów Tuska za "brak lojalności". To jest świat, który już nawet nie wie, co jest dobre, a co złe. Ci zdemoralizowani dziennikarze też obciążają sumienie Tuska.

Ale sprawa nagrania z Dolnego Śląska skłania do jeszcze jednej refleksji. Otóż widzimy Tuska, który jest po prostu słabym politykiem. Popełnił błąd, którego np. Jarosław Kaczyński nigdy by nie zrobił. Zapowiedzieć wyrzucenie urzędnika w takiej sytuacji, niemal publicznie, w czasie ostrej walki wewnątrz partii? Nie sięgnąć po żaden z tysiąca uników? To po prostu dziecinada. Widać, że Tusk może i jest rekinem, ale - jak to ujął prof. Ryszard Legutko w rozmowie z "wSieci" - wyłącznie w sadzawce. Gdy sytuacja staje się trudna, zwyczajnie tonie. A że przyzwyczaił się do warunków komfortowych, to nie potrwa to długo.

Tonąc, chwyta się retoryki patriotycznej. W geście desperacji władze zezwoliły nawet, wzorem śp. Lecha Kaczyńskiego, na paradę Alejami Ujazdowskimi w dniu Święta Wojska Polskiego. I to zgodziły się "ultrakonserwatywnie", pod biało-czerwonymi sztandarami, a nie w różowych szalikach. To jednak - z punktu widzenia władzy - pułapka. Wzmacnianie nastrojów patriotycznych ostatecznie da bowiem sukces opozycji. Patriotyzm, zwłaszcza po Smoleńsku, to nie jest i nie będzie podwórko PO. Już nigdy.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.