Rosnące notowania Prawa i Sprawiedliwości i coraz większe prawdopodobieństwo politycznej zmiany w Polsce powodują interesujące reakcje zarówno obozu władzy, jak i mediów, które w mniejszy lub większy sposób starają się podtrzymać status quo i zakonserwować III RP. Warto obserwować to, co dzieje się już teraz, bo zachowania te będą się nasilać z każdym dniem.
Nie są to nowe reakcje i opierają się na dwóch sprawdzonych filarach: skargach na łamach zagranicznej prasy oraz apelach tzw. elit, czyli głównie środowisku związanym z aktorami, reżyserami i szeroko rozumianymi twórcami.
Pierwszy z filarów dotyczy zakorzenionych gdzieś w naszym społeczeństwie kompleksach wobec tego, co pisze i twierdzi o nas zagranica, a głównie Zachód. Pojawia się wtedy sugestia, że obserwujący nasz kraj z odpowiedniego dystansu bezstronni i kompetentni dziennikarze widzą więcej i szerzej. I choć mechanizm związany z powstawaniem artykułów o Polsce w zagranicznych gazetach został opisany wielokrotnie, warto go przypominać, bo ten argument będzie coraz częściej powracał.
Z grubsza polega to na tym, że tekst poświęcony naszemu państwu pisze na łamach lewicowo-liberalnej prasy dziennikarz związany z "Gazetą Wyborczą" - jak choćby w przypadku dzisiejszego tekstu "NYT" poświęconego Jarosławowi Kaczyńskiemu - opisując polską scenę polityczną, sięga po ekspertów w stylu Janiny Paradowskiej czy związanego z "Krytyką Polityczną" Krzysztofa Iszkowskiego, wreszcie puentuje "obawami", jakie ma szereg europejskich stolic. Tekst jest zazwyczaj kalką w języku angielskim tego, co możemy przeczytać choćby we wspomnianej "GW". Następnie sama "Wyborcza" bije w bębny oburzenia, jak traktuje nas zagraniczna prasa. A jednak sporo osób daje się na to nabierać.
Czasem przejawia się to w bezpośrednich skargach. Przykład kilka tygodni temu dał Adam Michnik, opisując na łamach pisma "Der Spiegel" Polskę jako kraj, w którym u bram stoi faszyzm, a przynajmniej autorytaryzm i upodabniamy się do Węgier (równie faszystowskich). Co ciekawe, ten sam Michnik w swojej gazecie próbuje (jeszcze?) tonować nastroje, ważyć racje i poddać swoje tezy w choć niewielką wątpliwość. Ale za granicą wszystkie hamulce puszczają.
Drugim filarem jest poparcie "gwiazd" świata show biznesu, aktorów, etc. Jak na razie przejawia się to w nawoływaniach do zbojkotowania warszawskiego referendum ws. odwołania Gronkiewicz-Waltz, ale im bliżej wyborów, tym częściej można się spodziewać kolejnych wypowiedzi. W trakcie czterech lat mogą oni czasem łaskotać premiera, postraszyć, że już nigdy na Platformę, ale w końcu górę i tak weźmie hasło "Tusku, musisz", "Bronku, do broni" czy co tam jeszcze wymyślą dziennikarze.
CZYTAJ WIĘCEJ: Gwiazdy znów ruszają PO na ratunek. Artur Barciś zapowiada, że nie weźmie udziału w warszawskim referendum
Wszystko to było, jednak w najbliższym czasie - wraz z pogarszającymi się notowaniami Platformy - zagrania te będą odświeżane. Warto o tym pamiętać - świetnie ten fenomen opisał prof. Legutko, wykuwając termin "antykaczyzmu". W gruncie rzeczy to pocieszające, ponieważ oznacza, że na nic więcej obozu broniącego III RP po prostu nie stać. A nawet najlepsza karta w końcu się zgrywa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/163859-skargi-w-zagranicznej-prasie-oraz-wzywani-na-pomoc-aktorzy-i-celebryci-to-ma-byc-odpowiedz-obozu-konserwujacego-iii-rp-wszystko-juz-bylo