Akcja "Orzeł może" okazuje się - zgodnie z oczekiwaniami - sponsorowaną przez państwowe i samorządowe agendy akademią ku czci władzy, prowadzącej nas ku krainie szczęśliwości. Zdumiewają jedynie różowe okulary, które nałożono uczestnikom. Skoro jest tak dobrze, po co ubarwiać sztucznie rzeczywistość?
Informacje o dziesiątkach tysięcy płynących w kierunku tego "spontanu inaczej" są najbardziej chyba prawdziwym podsumowaniem całego wydarzenia. Tu nie ma krztyny tak celebrowanego społeczeństwa obywatelskiego, to jest aktywizm odgórnie zarządzony. Jakiż kontrast z setkami naprawdę oddolnych wydarzeń, którymi Polacy w całym kraju czczą swoje święta i ważne rocznice: 3 maja, 1 sierpnia, 11 listopada, 13 grudnia. Piękny pokaz tej polskiej siły mieliśmy niedawno, w styczniu, w czasie zignorowanych przez władze obchodów 150. rocznicy Powstania Styczniowego. Przy milczeniu wielkich mediów, przy skąpieniu funduszy, jednak upamiętniliśmy bohaterów tego zrywu.
My, czyli polska większość. Bo większość tożsamościowo świadomych Polaków jest dziś w opozycji wobec władzy. Przy rządzących skupili się zasadniczo "tutejsi", "nowi Polacy" i "Europejczycy". Czyli ci wszyscy, którzy od polskości raczej uciekają, którzy nie rozumieją sensu rocznic, także tych smutnych. A przecież smutne rocznice też mają swój głęboki wymiar, też czegoś nas uczą i przed czymś przestrzegają. Pomijając już fakt, że są oddaniem czci tym, którzy polegli za Ojczyznę, trafiając prosto do nieba.
Akcja "Orzeł może" poległa więc przede wszystkim dlatego, że ci, do których była skierowana, od polskości i Polski odwrócili się plecami już dawno. Odwrócili się, dodajmy, za zachętą mediów, które teraz próbują ich skrzyknąć na polskie święto. To sprzeczność sama w sobie. Tyle lat wmawiano owym nieszczęśnikom, że ten kraj nie ma sensu, że wszystko co dobre jest poza nim, że naprawdę w to uwierzyli.
Marsz Lemingów nie mógł się udać, bo adresatów nie interesuje jakakolwiek Polska - ani biało-czerwona, ani nawet różowa. Jest złudzeniem organizatorów, że tu idzie o kolory; nie, tu brak zainteresowania jest dużo głębszy. Lemingi - a przynajmniej ta ich część, która nadaje ton - w ogóle nie chcą celebrować polskości. Nawet infantylizm przebijający najśmielsze zabiegi Disneya nie skłoni ich do zmiany weekendowych planów, do porzucenia prywatności, która - jak ich przekonano - ma być ostatecznym celem życia. Organizatorzy akcji - można rzec - zginęli od własnej broni.
Smutne zdjęcia garstki ludzi celebrujących nie wiadomo co potwierdzają, że polskość żyje gdzie indziej.
Różowa koalicja nie ma Polakom niczego do zaproponowania poza sponsorowaną akcją zorganizowaną przez półinteligentów dla ćwierćinteligentów. Żadnej refleksji, żadnego celu, żadnej przyszłości. Różowe no future.
W nas - tych, którzy chcą stać pod biało czerwoną - życie i przyszłość Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/156888-marsz-lemingow-nie-mogl-sie-udac-bo-adresatow-nie-interesuje-jakakolwiek-polska-ani-bialo-czerwona-ani-nawet-rozowa