Autorytety i szpieg Tomasz Turowski mówią to samo: z tej krwi wyrośnie pojednanie polsko-rosyjskie. Żadnego pojednania nie będzie!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP
Fot. PAP

 

Zdarzyło się to na stacji benzynowej. Na tylnej szybie samochodu zauważyłem napis „Smoleńsk 2010 boli". Samochodem kierowała młoda kobieta. Z tyłu na krzesełku malutkie dziecko. Nalewający benzynę straszy mężczyzna, kręcąc z dezaprobatą głową, zwracając się do tej kobiety powiedział „biedne dziecko", gdy ta wsiadała do samochodu po zapłaceniu w kasie za paliwo, co znaczyło że mamusia nie jest zdrowa na umyśle. Zabolało go to, że kogoś boli Smoleńsk i że nie wstydzi się tych uczuć. Kobieta zignorowała te zaczepkę. Naturalny odruch solidarności był dla tego osobnika przejawem aberracji.

Wydarzenie na tej stacji było ilustracją ogromnej fali niechęci do tego wszystkiego, co związane z katastrofą. Pamięć i ból to  trudne do wyeliminowania czynniki, które są gwarancją, że nie zniknie wola i żądanie części społeczeństwa, która identyfikuje się z tym, co narodowe, wyjaśnienia przyczyn tej katastrofy. A determinacja może wymusić rzetelne śledztwo polskiej prokuratury. A śledztwo być może ujawni zamach.

Obecnie, na snucie hipotezy zamachu pozwala niebywałe krętactwo jakie się toczy wokół śledztwa. Już dzisiaj można stwierdzić, że to nie „religia Katynia" jak pogardliwie pisano i nie gen. Andrzej Błasik za sterami, tylko błędne naprowadzanie przez rosyjskich kontrolerów, spowodowało katastrofę. Jeśli na terytorium rosyjskim dochodzi do takiej katastrofy, gdy wziąć pod uwagę wszystkie uwarunkowania tego kraju, tej „nieludzkiej ziemi", jak pisał o Rosji Józef Czapski, to założenie, że to był zamach jest jak najbardziej racjonalne. Właśnie się dowiedzieliśmy, że zginęły taśmy z wieży kontroli lotów, czyli to śledztwo to czeska komedia. Rosyjskie władze mają rząd Tuska w głębokiej pogardzie, bo Rosjanie gardzą słabymi i w zasadzie nie liczą się z nikim.

Podobał mi się Janusz Rolicki, występujący w programie Bronisława Wildsteina, gdy ten był jeszcze obecny w Telewizji Polskiej. Rolicki jasno powiedział, że żądanie czegoś od Rosjan ze strony Polaków to mrzonka. Sama taka myśl wydała się naczelnemu „Trybuny" raczej zabawna niż smutna, co można było wywnioskować z intonacji głosu, tego znakomitego komentatora polityki.

Po 10 kwietnia przeprowadzono gigantyczną operację, mającą zneutralizować potencjalną moc symboliczną katastrofy rządowego samolotu. Ból spowodowany tym wydarzeniem miał być przeżywany zgodnie z regułami wyznaczonymi przez autorytety psychologiczno psychiatryczne w rodzaju Jacka Santorskiego, prof. de Barbaro czy księdza Henryka Błaszczyka zakolegowanego z minister Ewą Kopacz. Dawno powinien zniknąć. Ale nie znika. I to jest właśnie normalne. Czytałem i słuchałem zaraz po katastrofie 10 kwietnia błyskawiczne wystąpienia wielu tzw. autorytetów z dziedziny humanistyki,  psychologii i psychiatrii, które zaangażowały się w akcję degradowania polskich mitów, ostrzegały przed odrodzeniem się świadomości nacjonalistycznej, zaś żałobę odbierały jako aberracje. Był to punkt widzenia psychopatyczny.  Patriotyzm dla nich jest równoznaczny z nacjonalizmem, co jest kolejnym utrwalanym przez dziesiątki lat stereotypem.

Kiedy dzisiaj czytam to, co mówił w rosyjskim radio kilka dni po 10 kwietnia agent z najwyższej półki Tomasz Turowski, oddelegowany  w lutym 2010 roku do Moskwy w celu przygotowania wizyt premiera i prezydenta RP w Katyniu, stwierdzam,  że ton i cel tego, co mówił Turowski i polskie „autorytety" jest ten sam. Jednym z celów było zbudowanie na symbolicznym znaczeniu katastrofy pojednania polsko-rosyjskiego. Drugim uczynienie absurdalną jakąkolwiek myśl o zamachu, gdy tymczasem naturalną w takich sytuacjach jest właśnie myśl o zamachu, choćby dokonanym przez Talibów z Afganistanu. Usiłowano przedstawić wynikający ze zdroworozsądkowej kalkulacji odruch jako anormalny.

Skala tej operacji ujawniła i ujawnia, bo trwa cały czas, pod jaką medialną presją żyją miliony Polaków w tym kraju. Pod presją, która służy nie kontroli władzy, ale utrwalaniu panowania ludzi, którzy interes narodowy mają w pogardzie i ważna jest dla ich tylko władza.

Ale operacja dyskredytacji tych, których Smoleńsk boli się nie powiedzie z prostej przyczyny. Przedmiotem zabiegów wizerunkowych jest śmierć 96 przedstawicieli polskiej elity. Śmierć wprowadza zasadniczo inną jakość w życie polityczne. Zabiegi mające na celu wykreowanie właściwej, zgodnej z oczekiwaniami rządzących, narracji dotyczącej tego wydarzenia nie powiodą się ze względu właśnie na ów uporczywy ból, który zmniejszyć może tylko pełna wiedza o tym, co stało się w Smoleńsku.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych