Rodzice, nie dajcie się! MEN znów uderza propagandą. W roli autorytetów zatrudnia Weronikę Książkiewicz i Dorotę Zawadzką

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Sxc.hu
Fot. Sxc.hu

Ministerstwo Edukacji Narodowej wypuściło właśnie nowy spot, w którym zachęca rodziców, by posyłali do szkół sześciolatki. Przekonują nas do tego same niekwestionowane autorytety w dziedzinie edukacji: Weronika Książkiewicz i Dorota Zawadzka (znana też jako Superniania).

Weronika Książkiewicz zapewnia, że:

Sześciolatki z powodzeniem zaczynają szkołę w większości krajów europejskich.

Ach ta umiejętna gra na naszych kompleksach i poczuciu niższości względem mitycznego wspaniałego Zachodu. No skoro CAŁA EUROPA tak ma, znaczy, że tak jest dobrze. Problem tylko w tym, że szkół w takiej Francji czy Wielkiej Brytanii w żaden sposób nie da się porównać z tymi naszymi, odrapanymi, pozbawionymi papieru toaletowego, itd.

Wybitny autorytet w dziedzinie edukacji, Weronika Książkiewicz, twierdzi także:

Nie znam nikogo, kto żałowałby tej decyzji (chodzi o posłanie sześciolatka do pierwszej klasy).

Prawdopodobnie Pani autorytet Książkiewicz nie zadała sobie trudu, żeby niezadowolonych poszukać, bo tych akurat nie brakuje. Pewniej jednak nie za szukanie niezadowolonych autorytet Książkiewicz dostała honorarium. Ja pani Weronice pomogę. Na stronie Ratujmaluchy.pl listów od zrozpaczonych rodziców nie brakuje. Weźmy pierwszy z brzegu:

Syn poszedł do pierwszej klasy jako sześciolatek (w roku szkolnym 2011/2012).

Na zebraniach z rodzicami Pani Dyrektor szkoły, którą wybraliśmy przedstawiała naukę w klasie pierwszej jako zabawę, że dzieci nie zauważą, że się uczą. Obiecywała rodzicom klasę złożoną z samych sześciolatków (tylu było chętnych w czerwcu 2011). Cud, miód, rewelacja. We wrześniu okazało się, że klasy wymieszano rocznikowo i w jednej klasie są dzieci między którymi jest prawie dwuletnia różnica wieku.

Pani Dyrektor motywowała tą zmianę dyskusją z Radą Pedagogiczną, która stwierdziła, że klasa złożona z dzieci sześcioletnich będzie odstawała od pozostałych klas złożonych z dzieci siedmioletnich.

Po pierwszym półroczu okazało się, że syn sobie nie radzi z materiałem przerabianym na lekcjach. Pomimo przekazania opinii z poradni pedagogiczno-psychologicznej nie został objęty pomocą w zakresie usprawnienia pracy ręki (jest leworęczny). Doszły jeszcze problemy związane z przemocą w klasie. Piotrek jest najmłodszy i najmniejszy. Jeden z chłopców "upatrzył" go sobie jako cel ataków. Wszystkie te (i inne, o których już nie piszę) sytuacje spowodowały, że chcieliśmy zostawić go na drugi rok w pierwszej klasie.

Wychowawczyni nas od tego odwiodła mówiąc, że wakacje, dorośnie, wyrówna poziom w drugiej klasie.

Niestety tak się nie stało. Materiału coraz więcej, syn nie nadąża z pisaniem, ma więcej pracy w domu, bo zanim zacznie odrabiać właściwe zadania domowe musi najpierw uzupełnić to, czego nie zdążył zrobić w szkole.

W związku z całą tą sytuacją postanowiliśmy przenieść go od półrocza do pierwszej klasy - "cofnąć" go.

Niestety okazało się, że nie ma takiej możliwości prawnej.

Chcemy zatem pozostawić go na drugi rok w drugiej klasie - będzie wtedy chodził do klasy wraz ze swoimi rówieśnikami.

W trakcie ferii syn był na ponownym badaniu w miejscowej poradni. Panie badające Piotrka stwierdziły, że rozwiązanie przez nas proponowane byłoby dla niego najlepszym wyjściem z ciężkiej sytuacji.

O naszych planach poinformowaliśmy wychowawczynię klasy. Jest po naszej stronie i też doszła do wniosku, że pozostawienie go na drugi rok wyjdzie mu na dobre. Problem pojawia się w tym na jakiej podstawie ma go zostawić w drugiej klasie. Z prac syn dostaje dobre oceny, chodzi regularnie do szkoły - nie ma absencji.

Bardzo proszę państwa o pomoc. Jak zrobić, żeby syn powtarzał drugą klasę? Co mamy zrobić żeby Rada Pedagogiczna nie promowała go do trzeciej klasy?

Teraz wiem, że posłanie go wcześniej do szkoły było błędem. Chcieliśmy zaoszczędzić dziecku nauki w przeludnionych klasach.

I jeszcze inny:

Posłałam córkę rok wcześniej bo jest zdolna i myślałam, że szkoda, żeby smarowała te szlaczki. Do dzisiaj sobie pluję w brodę. Szkoła dostała pomoc w postaci dodatkowej roboty oraz odebrania funduszy, w zeszłym roku były np. pomysły zwalniania sprzątaczek i sprzątania przez uczniów. Nie ma żadnych wytycznych odnośnie traktowania sześciolatków w klasie siedmiolatków. Żadnej taryfy ulgowej. Jak powiedziała jedna pani 'powinniście to wziąć pod uwagę jak zapisywaliście dziecko rok wcześniej'. Nie wzięłam pod uwagę, że córka jest młodsza więc szybciej się męczy, nudzi niż starsze dzieci, że nie jest tak 'dorosła' jak niektóre panny w klasie. Szkoła to szkoła przetrwania i życia. Byłam głupia jak but i czuję się nabita w butelkę.

Dorota Zawadzka zaś przekonuje:

Wcześniejsza edukacja, to nie jest koniec dzieciństwa, to początek nowej, fascynującej przygody.

I dodaje:

Ja znam wielu, którzy zrozumieli, że warto.

Przypomnijmy, że Dorota Zawadzka występuje jako ekspert od wychowania dzieci. Tak się złożyło, że znam kulisy jednej z historii w tym programie. Dziecko, które miało problem z nadruchliwością wystąpiło w tak zwanym finale programu pod wpływem leków. Dzięki temu wyglądało na spokojniejsze. Ta wiedza pozwala mi powątpiewać w metody wychowawcze pani Zawadzkiej.

Superniania wsławiła się także wmawianiem dzieciom i rodzicom, że margaryna jest lepsza od masła oraz stwierdzeniem, że to rodzice są nieprzygotowani do zmian i to oni są najsłabszym ogniwem reformy. Bo przecież kto jak kto, ale Superniania wie lepiej niż rodzice, co jest lepsze dla dzieci. Wszystkich dzieci.

Zawadzka to także autorka stwierdzenia: „dziecku będzie lepiej w szkole niż w przedszkolu”. Jako matka trójki dzieci z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest odwrotnie. Wiem za to, że Pani Zawadzka na promocji reformy zarabia nie od dziś. Zarabiała na promocji książek dla pierwszych klas, a teraz zarabia na bazgroszycie - testach dla dzieci, na podstawie których rodzice mogą stwierdzić czy ich dziecko nadaje się do szkoły. Nieprzygotowaną reformę próbuje nam wcisnąć niczym tę "zbawienną" margarynę.

Wreszcie na koniec kwestia pieniędzy. MEN informuje, że koszt spotu to 112 tysięcy złotych. Nie zapominajmy jednak, że za emisję spotów, trzeba płacić. Emisja poprzedniego cyklu reklamówek kosztowała dwa miliony złotych. Ile MEN wyda teraz, jeszcze nie wiadomo. Strach natomiast pomyśleć, ile szkół można by wyremontować za te pieniądze.

Dlatego Superniani i Weronice "autorytet" Książkiewicz serdecznie dziękuję. Sama wiem, co jest lepsze dla moich dzieci. Mój sześciolatek zostanie w przedszkolu. Podobnie jak było z sześciolatką. Niestety w sprawie trzylatki nie będę już miała prawa głosu. Państwo zdecyduje za mnie.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych