Prof. Grażyna Ancyparowicz w "Sieci": "Polska gospodarka jest jak lokomotywa opanowana przez zbieraczy złomu. Za chwilę wszystko przestanie działać"

Polska gospodarka jest jak lokomotywa opanowana przez zbieraczy złomu. Za chwilę wszystko przestanie działać i staniemy - mówi w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi prof. Grażyna Ancyparowicz, ekonomistka, byłą wiceszefową Głównego Urzędu Statystycznego, wykładowca SGH:

 

Gdzie zdaniem pani profesor można dziś znaleźć prawdę o naszej sytuacji społeczno- -gospodarczej? Na giełdzie? Na ekskluzywnych zamkniętych osiedlach? A może w urzędach pracy?

Wszędzie jest pewnie kawałek prawdy. Ale w mojej ocenie najlepiej przejechać się np. przez Śląsk i popatrzeć na zrujnowane zakłady pracy, te bramy zarośnięte, ten krajobraz księżycowy. Ostatnio jechałam tak pociągiem i pomyślałam: „Boże, czy to jakaś wojna była, czy co?”.

 

Dotychczasowa droga rozwoju dochodzi do ściany?

To na pewno czas weryfikacji. Ściana – niekoniecznie. Sporo zależy od tego, czy jako państwo zdobędziemy się na szczere podsumowanie dotychczasowej polityki gospodarczej. Jeśli tak i zawrócimy z tej drogi, zrodzi się szansa na naprawę. Jeśli nie, będziemy się dalej staczać.

 

W większości mediów lata po 1989 r. to sukces, rozwój, modernizacja. Te słowa powtarzane są jak zaklęcia.

Nie każdy ruch jest rozwojem. Jesteśmy w pociągu, którego lokomotywa została opanowana przez zbieraczy złomu, i po kawałku ją szabrują, wyprzedają. Za chwilę wszystko przestanie działać, wygaśnie kocioł i staniemy. Wtedy sprzedadzą na złom resztę lokomotywy. Taki właśnie jest stan polskiej gospodarki po 22 latach tzw. transformacji.

 

Stąd obecny kryzys?

Tak. Wbrew przekazowi medialnemu, widoczne spowolnienie rozwoju Unii Europejskiej nie jest naszym głównym problemem – z tym byśmy sobie poradzili, a z czasem i na tym zyskali, np. sprzedając tańszą żywność. Także eksport staje się w takich okresach bardziej opłacalny, a import mniej. Nasza słabość to brak tzw. sektorów wiodących, które w każdej gospodarce ciągną resztę, napędzają koniunkturę.

 

Mieliśmy je kiedykolwiek?

Oczywiście. Może były nieco przestarzałe, może za ciężkie, ale były i można je było modernizować, poprawiać, restrukturyzować, zasilać nowoczesnymi technologiami. Czasami wystarczyłoby niewielkie doinwestowanie, zmiana opakowania. Zamiast tego po prostu je zlikwidowano. I to nie te najsłabsze, najgorsze, lecz niemal wszystkie.

 

Jak należało postąpić?

Modernizować już istniejące lokomotywy, a w międzyczasie rozwijać nowe sektory, nowoczesne branże. Jednak nie zamiast tych już istniejących, ale obok nich i na nich. Tak to wygląda przecież na Zachodzie, gdzie sektor usług jest owszem, bardzo rozwinięty, ale na bazie przemysłu. U nas niestety przemysł zlikwidowano. Właściwie go nie ma, są co najwyżej jakieś montownie. Nie ma przemysłu, który pozwoliłby nam opanowywać wszystkie fazy technologiczne. Sytuacja jest zatem taka: stare lokomotywy rozwoju zostały zniszczone, nowe nie powstały.

 

A więc prawdziwym napędem gospodarki jest przemysł? Przez całe lata 90. powtarzano w kółko, że liczą się tylko usługi.

Usługi są ważne, ale na bazie przemysłu. Jeśli silny jest sektor produkcji, usługi naturalnie się rozwijają. Przemysł to fundament gospodarki. Ale także i na Zachodzie pojawiają się publikacje wzywające do większego nacisku na produkcję, bo rozwój tylko usług prowadzi donikąd. Te społeczeństwa stają się w coraz większym stopniu rentierskie.

 

Po 1990 r. mieliśmy w Polsce boom prywatnej przedsiębiorczości, powstawały setki tysięcy firm. Nic z tego nie zostało?

Coś zostało, jednak niewiele, a już na pewno nie dało nam lokomotyw rozwoju. Wtedy każdy, kto mógł, nawet z niewielkim kapitałem, brał się za działalność czy to handlową, czy to wytwórczą. Ludzie błyskawicznie robili wtedy duże pieniądze, a potem jeszcze szybciej je tracili. Ta faza skończyła się w 1995 r., kiedy gospodarka zaczęła się stabilizować i mogła zacząć się rozwijać. Ale wtedy ruszyła ta dziwna prywatyzacja i jej skutki w postaci właściwie likwidacji wielu polskich przedsiębiorstw.

 

Tak wyszło czy ktoś świadomie zaplanował taki przebieg zdarzeń?

Raczej tak wyszło. Nie sądzę, by ktoś w sposób świadomy niszczył polski przemysł. Natomiast całkowicie świadomie działali ci, którzy te firmy kupowali, by je potem szybko zlikwidować. Tak po prostu działają zachodnie korporacje.

 

Chodziło o zlikwidowanie konkurencji?

Też nie do końca, bo w niczym im nie zagrażaliśmy na ich rynkach. Jednak tworząc u nas rynki zbytu, likwidując krajową produkcję, otwierały sobie możliwości ekspansji, tworzenia miejsc pracy u siebie.

 

Tu rodzi się zasadnicze pytanie – czy przedsiębiorstwa państwowe z tą kadrą, którą miały, z tym brakiem wiedzy o pewnych mechanizmach, można było ocalić?

Mogę na nie odpowiedzieć tylko subiektywnie, bo nie prowadziłam na ten temat żadnych badań. Ludzie dawnego systemu trochę to ogarniali, ale ich jedynym celem było wzięcie udziału w uwłaszczeniu na majątku narodowym. Zamieniali władzę polityczną na własność. Ten proces zaplanowano zresztą wcześniej.

Cały wywiad - w najnowszym numerze tygodnika "Sieci".

"Sieci" - zawsze po stronie Polski.

Polub "Sieci" na FB

CZYTAJ TAKŻE: W najnowszym numerze „ Sieci”: "Franciszek - papież na nowe czasy". Już jutro w kioskach

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.