W tygodniku "wSieci" - niezwykłe śledztwo w sprawie rosyjskiego szpiega. Kto go ostrzegł i w jakich środowiskach werbował?

Co się dzieje, gdy polskie służby specjalne demaskują szpiega obcego państwa? Nic, panuje tak daleko posunięty paraliż, że nawet niepełnosprawny wywiadowca umknie, zanim ktokolwiek podejmie akcję. Specjalną kategorię szpiegów stanowią w III RP szpiedzy rosyjscy – wszystko wskazuje na to, że oni łapani są dopiero po uzyskaniu na to zgody… Kremla.

Poważne oskarżenie. Pora zatem na konkret.

Rok 1999. Uwagę polskiego kontrwywiadu przykuwa Aleksander Samożniew, niepozorny (170 cm wzrostu) mężczyzna w wieku ok. pięćdziesięciu lat. Jest korespondentem ogromnego moskiewskiego dziennika „Komsomolskaja Prawda” (nakład gazety przekracza wówczas 700 tys. egzemplarzy, a w Związku Sowieckim drukowano nawet 22 mln sztuk „KP” – zostało to wpisane do Księgi rekordów Guinnessa).

Samożniew mieszka w Warszawie na ulicy Łowickiej i niemal co drugi dzień bywa w Sejmie. Szczegolnie szerokie kontakty wypracowuje jednak w środowiskach narodowych. W końcu lat 90. ubiegłego wieku polskie służby dysponują ciekawymi opracowaniami sporządzonymi przez Wydział ds. Ekstremizmow Politycznych Urzędu Ochrony Państwa. Z informacji UOP wynika, że służby Władimira Putina, szczegolnie służba wywiadu zagranicznego SWR, w kilku krajach Europy Zachodniej sponsorują działalność sieci bojowek neofaszystowskich. Rosjanie potajemnie wykładają pieniądze na obozy neofaszystowskich młodzieżowek w Hiszpanii, we Francji i w Niemczech. W dokumentacji UOP pojawiają się także zdjęcia kilku młodych działaczy polskiego ruchu narodowego, którzy na imprezie alkoholowej w Hiszpanii przebierają się w esesmańskie mundury i unoszą dłonie w geście faszystowskiego pozdrowienia.

Młody oficer kontrwywiadu – Agnieszka (dla bezpieczeństwa mojego źródła nie wpisuję nazwy instytucji, w ktorej pracowała), po dokładnym przeczytaniu rozpracowania UOP, zarządza dyskretną obserwację Aleksandra Samożniewa, oficjalnie rosyjskiego dziennikarza. Rychło okazuje się, że jest on nadzwyczajnie aktywny, a przy tym ostrożny. W Warszawie upodobał sobie restaurację „Harenda”, często jednak wyjeżdża ze stolicy i w ciągu jednego dnia potrafi pojawić się na spotkaniach w kilku polskich miastach. Szczególnie często przebywa w Krakowie i właśnie w Warszawie. Zespół Agnieszki, oficera kontrwywiadu, rozpoczyna analizę jego publikacji. Okazuje się, że jest ich niezwykle mało, jak na wzmożoną aktywność Samożniewa.

Fragment artykułu Witolda Gadowskiego pt. "Szpieg, kret i podwójny krawiec…".

Kto go ostrzegł i w jakich środowiskach werbował? Odpowiedzi szukajcie w tygodniku "wSieci"!

Polub "wSieci" na Facebooku!

"wSieci" - zawsze po stronie Polski.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.