Ten dzień i skandaliczna decyzja wydawcy "Rzeczpospolitej" przejdzie do historii polskiego dziennikarstwa – profesji szczególnej, tzw. zaufania publicznego.
W czasach, gdy najpopularniejsi dziennikarze prostytuują się, by schlebiać aktualnie rządzącym, jeszcze jaskrawiej widać tych, którzy w swojej pracy kierują się wartościami podstawowymi – rzetelnością, honorem, bezkompromisowym służeniem prawdzie.
Coraz jaśniej świeci więc dziennikarski talent, pasja i uczciwość Cezarego Gmyza.
Takich ludzi jak on nie łamie się wyrzuceniem z pracy. Można im zrobić TYLKO tyle. Zwolnić, by odsunąć od siebie problem. Ale wyrzuceni drzwiami, wejdą oknem. I Czarek wejdzie, psując krew tym, którym prawda przeszkadza w interesach.
Podejrzewam, że gdy zdarza mu się słyszeć słowa podziękowania za konsekwencję, upór, czasem odwagę, odpowiada to samo: nic wielkiego, po prostu wykonuję swoją pracę. Taką mam.
Jeśli chce się ją wykonywać, trzeba stosować się do zasad fundamentalnych. On to doskonale wie i nigdy im się nie sprzeniewierzył. Został ukarany za to, że trzymał się ich w najważniejszej ze spraw, dotyczącej najważniejszego śledztwa, zdarzenia o skali niespotykanej w świecie nigdy i nigdzie wcześniej i zaciemnianej jak żadna inna w Polsce na przestrzeni wielu lat.
W czasie, gdy dziennikarstwo śledcze umiera, zabijane przez szukających oszczędności i niechcących się narażać wydawców, on wciąż chce odkrywać to, co najważniejsze, choć niekoniecznie wygodne. Czasem ryzykuje, czasem naraża się na szyderstwa, czasem potyka się na gazetowych łamach, w telewizyjnym studiu czy w przestrzeni internetowej z niegodnymi siebie, oślizgłymi przeciwnikami, którzy mogliby mu najwyżej kawę parzyć, miast mieć czelność oskarżać go o łamanie dziennikarskich zasad.
Wykonuje swoją robotę. I będzie wykonywał. Ku utrapieniu tych, którzy w dziennikarzu chcieliby widzieć najemnika w swojej brudnej grze.
Co dalej? Sprawa Cezarego Gmyza, mam wrażenie, jeszcze się na dobre nie zakończyła. Trafnie ocenia Jacek Karnowski, że jego wyrzucenie z pracy miało jeden cel: wbicie do milionów umysłów przekonania, że publikacja "Rzeczpospolitej" była całkowicie, ale to całkowicie chybiona.
Ta operacja będzie miała ciąg dalszy. Bo konferencja prokuratury i żenujące pseudo-dementi płk. Szeląga, bo kłębek nerwów o nazwisku Donald Tusk kreujący się na zrównoważonego przywódcę miłującego pokój, bo szef PKBWL Maciej Lasek znów odwołujący się do sygnowanego przez siebie raportu nie zagrali swoich ról perfekcyjnie. Wrzaski „Wyborczej”, TVN i ich klonów wyśmiewających niebezpieczny artykuł nie postawiły kropki nad i.
Prokuratura potwierdza stosowanie urządzeń, które w zasadzie się nie mylą i dają błyskawiczne wyniki pomiarów.
Układanka zdarzeń sprzed i po publikacji „Rz” jest zbyt czytelna, by myśleć, że Cezary skłamał. Oficjalna wersja się nie dopina, histeria coraz bardziej skłania do traktowania jego artykułu (choć nie w 100 proc. jego, ostateczna wersja wyszła wszak spod palca przełożonych – czy będą mieli odwagę przyznać się do „podkręcenia” tekstu?) jako oddającego fakty.
Będą więc dociskać.
Nie bądźmy zdziwieni, jeśli na dniach „okaże się”, że urządzenia używane przez biegłych w Smoleńsku wykryły substancje zawarte nie tylko w trotylu, ale np. w saletrze. Tego typu historyjki, mające dalej kompromitować niepokornego dziennikarza już krążą po Warszawie. Lada dzień zostaną odpalone. Może jutro, może za dwa dni, na pewno wkrótce. Scenariusz jest wielowątkowy, a role dokładnie rozpisane, łącznie z reakcjami publiczności.
Wymyślą jeszcze wiele, ale w tym czasie Cezary Gmyz będzie pracował nad kolejną publikacją, która ich obnaży. I zawsze będzie krok przed nimi.
Bo prawda zawsze jest przed kłamstwem, nawet wówczas, gdy sługusom kłamstwa wydaje się inaczej.
CZYTAJ TAKŻE:
Ziemkiewicz: zwolnienie Cezarego Gmyza to szukanie kozła ofiarnego. Trudno nie podejrzewać nacisków politycznych
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/143901-zwolnienie-czarka-to-skandal-ale-kregoslupa-mu-nie-przetraca-to-tylko-gra-na-czas-i-poczatek-konca-tych-ktorzy-klamstwo-maja-wypisane-na-czole