Tragedia smoleńska nie była kolejnym zakrętem w historii III RP. Była wydarzeniem o skali Sierpnia. Z upływem lat będziemy widzieli to jeszcze wyraźniej

Trudno wykluczać prowokację, chociaż nie chciałbym tutaj snuć publicznych domysłów, komu mogłoby zależeć na tym, aby emocje - i to w tak drastyczny sposób wzbudzane na nowo - żeby te emocje dotyczące Smoleńska znowu w Polsce wybuchły. Może w przyszłości będziemy mieli okazję dowiedzieć się całej prawdy, także o tym przedsięwzięciu

- powiedział premier Donald Tusk dziennikarzom w Bukareszcie, komentując opublikowanie w rosyjskim internecie drastycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej.

Premier dodał, że doświadczenie podpowiada mu, iż "małe motywacje niektórych ludzi są często źródłem takich spraw, a niekoniecznie wielkie prowokacje polityczne". Wszyscy jednak wiemy, że pierwsza część wypowiedzi Tuska jest ważniejsza, choćby dlatego, że tak rzadka; część druga to osłaniający rytuał.

Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację: Jarosław Kaczyński mówi o "prowokacji", nie podając szczegółów, nawet nie szkicując szerszego kontekstu. Słyszycie państwo już ten jazgot, te schematy, że znów "wie, ale nie powie". Widać premier Tusk przejmuje nie tylko ekonomiczną optykę opozycji, zapowiadając wielkie inwestycje, ale i coś ze stylu Jarosława Kaczyńskiego. Jak zwykle, dzięki medialnej osłonie, może to robić bezkarnie.

Ale wracając do rzeczy: kto może czyhać na premiera, dążąc do tego, "aby emocje - i to w tak drastyczny sposób wzbudzane na nowo - żeby te emocje dotyczące Smoleńska znowu w Polsce wybuchły"? Kierunki oskarżenia są oczywiście dwa: albo krajowy, albo rosyjski.

Kierunek krajowy ma sens tylko wówczas, jeżeli prawdziwy jest słynny artykuł opisujący premiera Tuska jako osobę mającą wręcz obsesyjne poczucie zagrożenia. Premier wie, że opozycja, nawet gdyby chciała, to takiej operacji nie jest w stanie przeprowadzić. To mogłaby zrobić tylko jakaś wyjątkowa silna frakcja teoretycznie podległych premierowi służb specjalnych. Mimo wszystko, to bardzo wątpliwe - działałaby przecież na terytorium rosyjskim, a w służbach ludzi aż tak odważnych chyba nie ma zbyt wielu.

Zostaje kierunek rosyjski. Dlaczego jednak Rosjanie chcieliby prowokować premiera Tuska? To, że chcieliby mu pomóc w bardzo trudnej sytuacji, to możliwe. Premier uważa jednak, można wnioskować, że owa "prowokacja" jest wymierzona w niego i jego rząd. To już wydaje się nieprawdopodobne. Rosjanie jak aktor rozgrywający nasze wewnętrzne sprawy? Dziś, gdy Polska jest w Unii, jest w NATO, i jest szanowanym i "wzbudzającym respekt" na całym świecie krajem? Premier musiałby być szaleńcem, by wierzyć w wizję świata prezentowaną np. na łamach portalu wPolityce.pl. Wiemy, że premier szaleńcem nie jest, bo jest przecież światłym Europejczykiem, wiedzącym, że w naszych czasach wszyscy mądrzy ludzie, wszyscy "nasi partnerzy, z rosyjskimi włącznie, chcą dla wszystkich dobrze.

Premier dodał: "może w przyszłości będziemy mieli okazję dowiedzieć się całej prawdy, także o tym przedsięwzięciu". Cenne zdanie. Można powiedzieć: nasze motto w odniesieniu do Smoleńska. Szkoda, że premier używa tej perspektywy wyłącznie do dywagacji na temat "rzekomego" zagrożenia własnej osoby. Ale możemy premiera zapewnić, że w przyszłości prawda o tym "przedsięwzięciu", rozpoczętym długo przed 10.04, wyjdzie na jaw.

Świat omamów, wizji, zagrożeń i prowokacji, w którym premier wydaje się żyć, jest w jego sytuacji jakoś normalny. Urzędujący premier porzucił urzędującego prezydenta w smoleńskim błocie. Pojawił się na miejscu, ale wyszło gorzej, niż gdyby się nie pojawił. Wysłał do Smoleńska "doktor Ewę", ale nie zapewnił opieki przed rosyjskimi specjalistami od upokarzania. Przyklasnął zwaleniu całej winy na polskich oficerów - pilotów, nie dociekał prawdy. Nakazał zwalczanie pamięci. Na krótką metę wygrał. Na dłuższą - przegrał tak bardzo jak tylko mógł. Strach przed cieniami, przed snami, przed chwilą nieświadomości, przed samotnością, jest czymś zrozumiałym, czymś oczywistym w jego sytuacji.

I w sytuacji tylu innych. Smoleńsk nie był kolejnym zakrętem w historii III RP. Był wydarzeniem o skali Sierpnia, albo może lepiej - o skali 13 grudnia. Z upływem lat będziemy widzieli to jeszcze wyraźniej. Wszyscy, którzy wybrali wartę przy trumnie śp. Prezydenta, wybrali słusznie, i zyskali "zbawienie", niezależnie od tego, co robili wcześniej. Wszyscy, którzy ze strachu, z konformizmu czy z głupoty poszli z obozem zapomnienia, porzucenia i zamazania, zwłaszcza ci z "naszej" strony, przegrali - niezależnie od tego, co robili wcześniej. Nie zdali najważniejszego być może w ich życiu egzaminu ze spraw publicznych. Wszystko, co dostali, to nic. Są połamani.

I trudno im będzie to nadrobić, choć oczywiście - zawsze warto próbować, i zawsze można odkupić winy.

Nie było w historii Polski - od 13 grudnia 1981 roku - wyboru bardziej czystego; wyboru, którego nie mogły i nie mogą zamącić wady, może nawet prawdziwie opisywane, takiego czy innego polityka.

Swoją drogą, to jednak zaskakujące, że zawiodły często umysły naprawdę wybitne (na szczęście daleko nie wszystkie), a na wysokości zadania stanęli albo ludzie wcześniej stojący z boku, albo wręcz "dzieciaki".

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych