„Haraszo” – powiedzieli polscy prokuratorzy na samodzielne rosyjskie sekcje. I co pan na to, panie premierze? I co pani na to, pani marszałek?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Jacek Turczyk
Fot. PAP / Jacek Turczyk

Pułkownik Ireneusz Szeląg zrobił się nadzwyczaj szczery. Wreszcie powiedział głośno to, z czego wszyscy zdawali sobie sprawę, ale brakowało na to dowodu.

Szef warszawskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej przyznał na konferencji prasowej:

Poinformowano nas, że część sekcji już się odbyła, część trwa w tej chwili, a część będzie wykonana w najbliższym czasie. I zapewniano nas, że będzie wykonana ze wszystkimi międzynarodowymi standardami, a dokumentacja niezwłocznie zostanie przekazana stronie polskiej.

Działo się to w nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Prokuratorzy dowiedzieli się, że o udział Polaków w sekcjach nikt nawet nie zapyta i za dobrą monetę wzięli, że Rosjanie tylko przekażą nam swoje ustalenia.

Czy to było działanie dla dobra śledztwa? Dlaczego nie zaprotestowali? Dlaczego nawet nie poprosili, by nie przeprowadzać żadnych kolejnych sekcji bez udziału polskich specjalistów?

Raz jeszcze trzeba zapytać, dlaczego nie skorzystali z pomocy oferowanej przez najlepszych polskich ekspertów w tej materii? I przypomnieć fragment rozmowy z prof. Karolem Śliwką, kierownikiem Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy, zamieszczonej w książce „Smoleńsk. Kulisy katastrofy” Leszka Misiaka i Grzegorza Wierzchołowskiego.

Profesor mówił:

Katedra Medycyny Sądowej UMK w Bydgoszczy już rano w dniu katastrofy zorganizowała grupę najlepszych medyków sądowych różnych specjalizacji, w tym antropologów, genetyków, z całej Polski, z panią prof. Barbarą Świątek, krajowym konsultantem w dziedzinie medycyny sądowej, na czele. Zadzwoniłem do kolegów i wszyscy zadeklarowali chęć pomocy. Ci ludzie cały czas „siedzieli na walizkach” gotowi w każdej chwili jechać do Smoleńska. Na drugi dzień w południe dowiedziałem się – po wielu moich telefonach, jakie wykonałem do Rządowego Centrum Antykryzysowego – że nie jesteśmy potrzebni.

(…)

Godzinę po katastrofie wysłaliśmy pismo do Prokuratury Generalnej i Naczelnej Prokuratury Wojskowej, a następnego dnia do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Zaoferowaliśmy pomoc w badaniach medyczno-sądowych koniecznych w związku z katastrofą smoleńską. „Ze względu na rozmiary tragedii i związaną z tym koniecznością przeprowadzenia szeroko zakrojonych badań identyfikacyjnych badania te naszym zdaniem powinny być przeprowadzone przez 2-3 najlepiej przygotowane ośrodki w naszym kraju” - napisaliśmy. Podkreśliliśmy, że biegli z Zakładu Genetyki Molekularnej w Bydgoszczy mogliby pomóc w badaniach DNA z wykorzystaniem nowoczesnych technologii, a mają doświadczenie w identyfikacji ofiar katastrof i konfliktów zbrojnych. Uczestniczyli m.in. jako jeden z dwóch ośrodków europejskich w największej na świecie identyfikacji szczątków ofiar z grobów masowych Bośni i Hercegowiny. Napisaliśmy, że jesteśmy do dyspozycji prokuratury.

(…)

Biuro Prokuratora Generalnego poinformowało nas tylko, że przekazało nasze pismo do Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która zajmuje się katastrofą. Z NPW nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.

Jak się mają do tego słowa Ewy Kopacz z wywiadu w „Gazecie Wyborczej” sprzed roku?

Pojechałam do hotelu sejmowego, usiadłam w swoim pokoju przy telefonie i zaczęłam montować ekipę specjalistów, z którą polecę. Były wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk podpowiedział mi specjalistów z Poznania. Nie skorzystałam jednak z ich pomocy, bo nie dojechaliby na rano. Musiałam oprzeć się na ludziach z Warszawy. W środku nocy zadzwoniłam do rektora Akademii Warszawskiej prof. Krawczyka, prosząc o nazwiska specjalistów od medycyny sądowej. Podał i zaczęliśmy do nich dzwonić. Budziłam ich w nocy.

Tymczasem gotowi do pracy specjaliści czekali już od kilkunastu godzin. Zdążyliby dojechać do Warszawy, a nawet do Moskwy.

I zdanie najważniejsze ze wspomnianego wywiadu z byłą minister zdrowia opisujące scenę w moskiewskim ośrodku medycyny sądowej dzień po katastrofie:

Zaraz potem, kiedy tam przybyliśmy, dowiedzieliśmy się od rosyjskich lekarzy, że sekcje zostały wykonane. Potwierdzili to polscy lekarze, widząc charakterystyczne ślady na ciałach. Sama widziałam ciała z typowymi po sekcji szwami. Rosyjscy lekarze zapewnili też, że pobrano próbki do badań toksykologicznych.

A zatem, Ewa Kopacz, jak twierdzi, dopiero w Moskwie dowiedziała się o przeprowadzonych już sekcjach. Wcześniej, razem ze współpracownikami była jak dzieci we mgle, które kompletnie nie orientują się, co jest grane.

Czy oznacza to tylko skandaliczny brak komunikacji między prokuraturą a rządem?

Czy płk Szeląg bądź płk Parulski podzielili się informacjami o przeprowadzonych już i trwających sekcjach z Donaldem Tuskiem, który był – jak oni – w Smoleńsku, kilkaset metrów dalej? Czy zadzwonili do szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego czy minister zdrowia Ewy Kopacz, którzy wtedy składali ekipę medyków, by rano wybrać się do Moskwy?

Jeśli sami nie byli w stanie zdobyć się na odwagę i zaoponować Rosjanom, mogli poprosić o wsparcie szefa polskiego rządu.

A może taki sygnał był, tylko politycy nic z tym nie zrobili?

Te kwestie trzeba wyjaśnić, bo brak udziału strony polskiej w sekcjach zwłok nie tylko zaszkodził śledztwu, ale spowodował dodatkowe gigantyczne cierpienie najbliższych ofiar.

To premier, razem z podległymi mu urzędnikami do znudzenia powtarzali tyleż wyświechtaną, co nieprawdziwą frazę o państwie, które zdało egzamin. O kojeniu bólu najbliższych, o świetnie zorganizowanych pogrzebach.

Kto teraz wytłumaczy co najmniej kilku rodzinom konieczność przeprowadzenia ekshumacji ich bliskich? Kto odpowiada za to, że nie mogą być pewni, czy pochowali swoich mężów, matki?

Dość już bredni o wyjątkowej atmosferze tamtych dni, o zaskoczeniu, jakiemu poddali się polscy urzędnicy i śledczy.

Kto się wreszcie przyzna, że nie zdał egzaminu?

To zadanie dla kreującego się na empatycznego brata-łatę Donalda Tuska, dla gloryfikującej ciężką moskiewską pracę samej siebie Ewy Kopacz, wreszcie dla postępujących-jak-zwykle-zgodnie-z-procedurami prokuratorów.

Spartaczyliście najprostszą rzecz – zbadanie ofiar i pochowanie ich tam, gdzie trzeba.

Nie pisnęliście nawet tej pamiętnej nocy swoim przyjaciołom ze Wschodu, że nie zgadzacie się na sekcje bez udziału waszych specjalistów.

Zostawiliście zmarłych w ruskich rękach i obiecaliście, że zalutowane trumny na zawsze przysypiecie polską ziemią.

Ale chaos, do jakiego dopuściliście sprawił, że i Rosjanie przekonują się, ile warte są wasze obietnice.

Naiwnością jest apelowanie do was o honor, przyzwoitość, o choćby przyznanie się do błędu.

Trwajcie w swojej radosze, myjcie ręce i módlcie się, aby historia potraktowała was łagodniej niż na to zasługujecie.

CZYTAJ TAKŻE:

Płk Szeląg (niechcący?) ujawnia, jak to było z sekcjami zwłok w Moskwie. Prokuratura wiedziała, że Rosjanie wykonują je sami

Olbrzymi skandal z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej! Kto leży w grobach? Będą kolejne cztery ekshumacje

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych