Zawsze wydawało mi się, że do podstawowych obowiązków każdego kapłana kościoła rzymskokatolickiego należy zdecydowana obrona krzyża bez względu na okoliczności, w jakie jest uwikłany fundamentalny symbol chrześcijaństwa. Ale po obejrzeniu występu księdza Adama Bonieckiego w programie "Kropka nad i" Moniki Olejnik w Telewizji TVN 24 nie jestem już tego taki pewien.
Na pytanie prowadzącej program dziennikarki:
czy w polskim Sejmie powinien wisieć krzyż, czy nie?,
były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" odparł, że
obie odpowiedzi są poprawne.
Znając publicystykę ks. Bonieckiego i specyfikę jego wypowiedzi dla mediów doskonale wiem, że trudno się odeń spodziewać wyrażenia jasnego stanowiska w jakiejkolwiek sprawie. Miłość do brylowania na salonach, manieryczny i pretensjonalny sposób bycia, ezopowy język oraz politycznie słuszny styl pozwalają mu unikać wszelkich konkretów, co jedni uznają za dowód ogromnej odpowiedzialności za słowo, drudzy zaś za objaw intelektualnej bojaźni, by nie użyć mocniejszego słowa.
Rozumiem, że nie chcąc się narażać nikomu, nawet jawnie antyklerykalnemu Ruchowi Palikota, katolicki mistrz banału i bonmotów nie uważa, iżby był on czymś złym dla polskiej polityki, co przyznał w "Kropce nad i". Ale tego, że jako kapłan nie chce bronić krzyża nie jestem już w stanie pojąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/121232-ksiadz-boniecki-obojetny-wobec-krzyza-milosc-do-brylowania-na-salonach-pretensjonalny-sposob-bycia-oraz-politycznie-sluszny-styl