„Dosyć!” – ile już razy rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej miały ochotę zakrzyknąć pod adresem prokuratorów wojskowych zajmujących się katastrofą smoleńską? Ile razy musiały powiedzieć: „Sprawdzam”?
Mamy kolejny taki przypadek. W odpowiedzi na ubiegłotygodniową konferencję mjr. Marcina Maksjana z Naczelnej Prokuratury Wojskowej, kilkanaście rodzin wystosowało wniosek do śledczych o upublicznienie bądź zgodę na ujawnienie dokumentów z postępowania dotyczącego tragedii 10/04.
Chodzi o dwa rodzaje materiałów. Pierwszy to ekspertyza i stenogramy zapisów z wieży smoleńskiego lotniska wykonane przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która analizowała nagrania z wieży oraz z rejestratora Jaka-40 między czerwcem a wrześniem 2010 r. Od 4,5 roku te dokumenty są w posiadaniu prokuratury. Jest o tyle ważna, że – jak wskazują rodziny – znajduje się w niej potwierdzenie, iż rosyjscy kontrolerzy polecili załodze Iła-76, który próbował lądować pomiędzy Jakiem a Tupolewem, zejście do wysokości 50 metrów. Potwierdza to zeznania śp. Remigiusza Musia i wskazuje, że obsługa wieży działała wbrew procedurom i narażała lotników na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Drugi – to trzy oświadczenia członków załogi Jaka-40 (Artura Wosztyla, śp. Remigiusza Musia i Rafała Kowaleczki) złożone niezależnie między 15 a 19 kwietnia. Wszyscy oni piszą, że Rosjanie wydali pilotom Tupolewa taką samą komendę: być gotowym do odejścia z wysokości 50 metrów. Prokuratura dysponuje nimi od samego początku śledztwa. A to oznacza, że jest trzeci świadek – poza nieżyjącym i niemogącym się bronić przed manipulacjami śledczych Musiem i Arturem Wosztylem, z którego prokuratorzy robią oszołoma zmieniającego zeznania - potwierdzający informację o 50 m.
O wszystkich tych dokumentach piszę bardziej szczegółowo w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”, rozbierając na czynniki pierwsze dezinformacje wojskowych prokuratorów.
Śledczy udają, że tych materiałów nie ma, że nie są im znane. Albo że są nieistotne. Po raz kolejny stosują wybiórczą selekcję z akt sprawy, by robić z pilotów Jaka wariatów, a jednocześnie oczyszczać z podejrzeń Rosjan. Udają, że Muś i Wosztyl wcale nie zeznali, co zeznali, że plączą się w relacjach i podają różne wersje tego co słyszeli. Choć to nieprawda. Ujawniają wycinki ich zeznań, dopasowując do swojej wersji i podważają wiarygodność bardzo ważnych świadków. Po prostu kłamią dziennikarzom wprost do kamer.
Znów wychodzi na to, że gdyby nie rodziny i ich pełnomocnik, być może to śledztwo byłoby już zamknięte albo ostatecznie sprowadzone na tory, po których do prawdy się nie dojedzie. Tym razem kilkunastu bliskich ofiar składa wniosek o upublicznienie w całości protokołów z przesłuchań lotników Jaka oraz ich oświadczeń, a także stenogramów przygotowanych przez ABW.
Sprawa jest dość prosta, choć dla śledczych bardzo niewygodna. Jeżeli prokuratura faktycznie nie ma nic do ukrycia i pragnie pełnej przejrzystości co do komend wydawanych przez rosyjskich kontrolerów, a także wiarygodności polskich świadków – przychyli się do wniosku rodzin. Jeżeli jednak to zrobi, okaże się, jak manipulatorski spektakl zafundowała mediom, a za ich pośrednictwem opinii publicznej.
Po raz kolejny okazuje się, że kłamstwo ma krótkie nogi. Wojskowi śledczy jeszcze się tego nie nauczyli. Mogą albo w nie brnąć albo przyznać się i stanąć po stronie prawdy. Zgadnijmy, co wybiorą…
CZYTAJ TAKŻE:
Marta Kaczyńska: „W sprawie Smoleńska pewnych rzeczy nie da się już zakrzyczeć”. NASZ WYWIAD
—————————————————————————————————-
Na weekend polecamy Państwu aktualne wydanie tygodnika „wSieci” w wersji elektronicznej!
E - wydanie tygodnika „wSieci”- to wygodna forma czytania bez wychodzenia z domu, na monitorze własnego komputera. Dostępne są zarówno wydania aktualne jak i archiwalne.
Wejdź na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html i wybierz jedną z trzech wygodnych opcji zakupu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/231498-rodziny-reaguja-na-manipulacje-prokuratury-wojskowej-czy-sledczy-ujawnia-ukrywane-dokumenty