Nie!
— odparł poirytowany Donald Tusk łapany w piątek przez dziennikarzy po uroczystym posiedzeniu Senatu.
To odpowiedź szefa rządu na pytanie, czy boi się publikacji kolejnych taśm, które mają ujrzeć światło dzienne w najbliższych dniach. I to w zasadzie jedyny komentarz premiera w ostatnich dniach do afery taśmowej.
Donald Tusk grając na przeczekanie próbuje zyskać trochę czasu, ale niszczy przy tym i tak zdruzgotaną opinię publiczną. Bo poza debatą sejmową, gdzie pytali posłowie, a nie przedstawiciele mediów (zresztą debatą momentami kuriozalną, również ze względu na postawę posłów opozycyjnych), premier dwukrotnie podczas konferencji prasowych tłumaczył się w sprawie afery przed dziennikarzami.
Podczas pierwszej z nich, na koniec, gdy dziennikarze chcieli jeszcze zadawać kolejne pytania, premier rzucił:
Nie lękajcie się!
— obiecując kolejne spotkania, konferencje prasowe i briefingi.
Podczas drugiej - zorganizowanej w poranek Bożego Ciała, po awanturze w redakcji „Wprost” - Tusk solennie obiecał, że będzie dostępny dla mediów nazajutrz.
CZYTAJ WIĘCEJ O KONFERENCJACH:
Później tylko krótko odniósł się do sprawy podczas spotkania z premierem Hiszpanii. Ale wówczas pytań od dziennikarzy nie było. Przyjęta przez Tuska taktyka milczenia to sprytny ruch. Premier czuł, że z konferencji na konferencję, z każdym kolejnym spotkaniem z dziennikarzami, traci grunt pod nogami i wsparcie. Kwintesencją problemu było starcie z Moniką Olejnik.
Całe środowisko dziennikarskie jest przeciwko panu!
— krzyczała dziennikarka TVN na konferencji w Boże Ciało.
Tak, zauważyłem
— odparł ze zbolałą miną premier.
Więcej z dziennikarzami się nie spotkał. Minęły już ponad dwa tygodnie od ostatniej konferencji, mimo że obiecywał coś innego. Tusk czeka na kolejne taśmy, nie spotyka się z dziennikarzami, a KPRM nie odpowiada na wysyłane im pytania. Nie doszło również do obiecanej przez premiera konferencji, na której ze „swoich” taśm mieli tłumaczyć się Bartłomiej Sienkiewicz i Radosław Sikorski. Ten pierwszy swój komentarz ograniczył do wizyty w programie Moniki Olejnik (MSW również nie odpowiada na pytania), a ten drugi popisuje się żartami na Twitterze, zamiast rozwiać wątpliwości opinii publicznej (MSZ również nie przysyła odpowiedzi).
Niestety, ale nie da się wysnuć innego wniosku: Tusk po raz kolejny skłamał, że wraz z ministrami „zatańczy i zaśpiewa” przed opinią publiczną w sprawie afery taśmowej. Od początku wiedział, że tak się nie stanie, dobrze wyczuł atmosferę - po każdej z tych konferencji tracił poparcie i równowagę. Więc stłukł termometr i spotkań z dziennikarzami - wbrew swoim obietnicom - nie organizuje.
Nerwowość w rządzie potęguje zresztą to, o czym napisał w piątkowej „Rzeczpospolitej” Andrzej Stankiewicz - w śledztwie miało zostać zabezpieczonych zostało kilka terabajtów plików z nagraniami, czyli setki godzin rozmów. Nikt z otoczenia premiera (może poza nim samym) nie jest pewien, czy nie jest bohaterem kolejnej taśmy i kolejnego odcinka serialu, który topi gabinet Tuska.
Powtórzę się - w takiej atmosferze rząd nie jest w stanie normalnie funkcjonować i kierować państwem. Ministrowie - a może i sam premier - mogą być szantażowani, a już na pewno są sparaliżowani. Rząd, a przynajmniej zamieszani i podejrzani o zamieszanie w aferę ministrowie, powinni podać się do dymisji.
W atmosferze przepychanek o „Golgotę Picnic”, dostępność mównicy sejmowej dla prof. Glińskiego i poszukiwań podsłuchujących - czyli „Wróżki Zębuszki (vide „Gazeta Wyborcza”) - umyka nam to, co najważniejsze w aferze. Ale do tego wszystkiego jeszcze wrócimy. Donald Tusk nie może uciekać w nieskończoność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/203641-nos-donalda-tuska-znow-sie-wydluza-premier-sklamal-w-sprawie-dostepnosci-dla-mediow-po-aferze-i-od-15-dni-ukrywa-sie-przed-dziennikarzami-ale-uciekac-w-nieskonczonosc-nie-moze