„Obce Ciało” Krzysztofa Zanussiego mogło (i chyba nawet miało) być wymarzonym filmem dla konserwatywnych widzów. Nie dość, że mamy w nim bezwzględne rozliczenie z kulturą korporacji i feminizmu, to jeszcze pozytywnymi bohaterami są katolicy, a praprzyczyna zła w dzisiejszym świecie uosobiona jest w stalinowskiej sędzi z lat 40. i 50 wydającej bezlitosne wyroki na Niezłomnych. Krótko mówiąc - film zapowiadał się świetnie.
Dlaczego zatem piszę, że produkcja Zanussiego jedynie mogła być czymś więcej? Ponieważ wyszło mocno przeciętnie. Co do treści „Ciała Obcego” - odsyłam do tekstu Łukasza Adamskiego, który zresztą swoje uwagi naszkicował w swojej recenzji:
Choć walcujący dogmaty napuszonej lewicy Zanussi powinien wzbudzać zachwyt każdego konserwatysty, to jednak sposób w jaki reżyser opakowuje główne tezy filmu pozostawia spory niedosyt.
Szczerze mówiąc, Łukaszu, „nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca”. Od filmu poruszającego tak fundamentalne kwestie dla współczesnego człowieka oczekiwałbym o wiele więcej wyczucia, złożoności i, niestety, profesjonalizmu. Tego wszystkiego w „Obcym ciele” brakuje.
Narracja ciosana jest za grubo, a wątki podejmowane przez film kreślone są zbyt płytko. Rozumiem i podzielam większość obaw zgłaszanych przez Zanussiego zarówno w filmie, jak i wywiadach, ale droga do ich nagłośnienia nie prowadzi przez tak przejaskrawiony film. Bardzo lubię Agnieszkę Grochowską, ale w roli wyzwolonej pani dyrektor ze skłonnościami do sadomasochizmu wypadła kabaretowo. Od pozostałych głównych bohaterów (jak choćby Agaty Buzek) wyczuwa się sztuczność, przez co film nie może „złapać” odpowiedniego klimatu.
Zachowując wszelkie proporcje, produkcja Zanussiego trochę przypomniała mi niedawną komedię Jerzego Stuhra, który w „Obywatelu” zmarnował bardzo ciekawy pomysł na film o przemianach ostatnich 50 lat w naszym kraju. Wszystko przez to, że, moim zdaniem, obaj reżyserzy postawili wyłącznie na przekaz ideowy, gubiąc gdzieś po drodze troskę o jakość filmu. Niestety, w obu przypadkach widać to na ekranie. Stuhr zrobił kabaret dla lemingów, a Zanussi pogadankę dla konserwatystów. Jako widz nie kupuję ani jednego, ani drugiego.
Film Zanussiego ratuje przepiękna muzyka Wojciecha Kilara, finałowe zestawienie dwóch scen (tutaj, naprawdę, czapki z głów) i kilka niezwykle istotnych pytań, które „Obce Ciało” mimo wszystko stawia współczesnym . Jeśli dzięki seansowi w kinie ktoś z dzisiejszego „pokolenia korpo”, lemingów, czy jak tam jeszcze ich zwał, zastanowi się nad koniecznością „postępu”, efektami wojującego feminizmu i rugowaniem religii z życia publicznego, to bardzo dobrze. Mam jednak wrażenie, że z powodu swojego przerysowania „Obce ciało” nie dotrze do dużego grona odbiorców.
W końcu ktoś odważył się głośno wykrzyczeć, że katolik powoli staje się na zdezelowanym moralnie świecie personą non grata
— pisze Łukasz.
Zgoda - to bardzo ważne i w sumie pozytywne, że Zanussi nakręcił taki film. Dobrze, że w rozmowach z mediami mówi o mechanizmach działania PISF i innych instytucji, że przynajmniej stara się odczarować, powszechnie przyjmowane przez mainstream jako oczywistości, lewicowo-liberalne przykazania. Zanussi może być naprawdę ważnym głosem w tej dyskusji.
Problem polega na czymś innym. Sam fakt, że film jest „nasz” nie wystarczy, by przyjąć go z otwartymi ramionami. Oczekujmy i domagajmy się czegoś więcej. Sam miałem wrażenie, że na miejscu PISF nie dałbym dotacji ani na film Stuhra, ani na film Zanussiego. Bo to po prostu kiepskie produkcje. Choć do kina na „Obce Ciało” warto pójść - choćby dla genialnej muzyki Kilara.
CZYTAJ TAKŻE:
Zanussi: „Zniewieściali mężczyźni, męskie kobiety - myślę, że marny by z tego wyrósł gatunek”. WIDEO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/224896-obce-cialo-moglo-byc-wymarzonym-filmem-dla-konserwatystow-ale-zanussi-troche-jak-stuhr-zmarnowal-pomysl-na-dobre-kino