Kiedy pod koniec listopada uczestniczyłem w uroczystości odsłonięcia tablic z imieniem ulicy Józefa Franczaka „Lalka”, „Lalusia” w Lublinie miałem jeszcze nadzieję, że ten podły dla Żołnierzy Wyklętych rok skończy się dobrze. Bo to uhonorowanie ostatniego, który z karabinem w ręku walczył o ideę niepodległości mogło być wspaniałą klamrą, symbolicznym przełamaniem wszystkich złych zawirowań, w które, niestety obfitował rok 2014.
CZYTAJ: Józef Franczak „Lalek” nareszcie ma ulicę swojego imienia. ZOBACZ ZDJĘCIA z uroczystości w Lublinie
Tuż przed świętami lubelski sąd przychylił się jednak do skargi mieszkańców (sprawa dotyczy siedmiu osób dorosłych i jednego podmiotu gospodarczego) i uchylił uchwałę nadającą ulicy imię „Lalka”. Oficjalnie problemem nie jest sam patron, a podobno znaczny koszt wymiany dokumentów, ale to chyba tylko pretekst. Moim zdaniem komuś wciąż solą w oku siedzi pamięć o prawdziwym bohaterze i niezmienna krnąbrność jego syna. Marek Franczak wbrew politycznej poprawności mówi głośno i otwarcie, co uważa na temat np. dążenia mniejszości seksualnych do poszerzenia swoich praw. Skasowanie ulicy Franczaka (jest jeszcze co prawda droga odwoławcza) ma być karą, pogrożeniem palcem i upokorzeniem człowieka, który nie godzi się z lewacką rewolucją światopoglądową. Ma być też utrzymaniem układu pookrągłostołowego, który zabrania dobierania się do tyłków „towarzyszy”. Tak uważam, żadne oficjalne wersje mnie nie przekonują.
Wróćmy teraz do haniebnego pożegnania Wojciecha Jaruzelskiego na warszawskich Powązkach. To, co stało się pod koniec maja to wydarzenie bez precedensu. Oto komunistyczny dyktator, który nigdy nie miał odwagi, aby stanąć przed sądem i odpowiedzieć za swoje zbrodnie został pochowany z wojskowymi honorami. Ktoś pozwolił na to, aby z tego pogrzebu uczynić wielkie święto, na które zbiegły się najobrzydliwsze komunistyczne kreatury.
Wcześniej, podczas Mszy Świętej patetycznie przemówił Bronisław Komorowski. Nad grobem przemawiał Aleksander Kwaśniewski.
Żegnamy Wojciecha Jaruzelskiego, jednego z najwybitniejszych polityków drugiej połowy XX wieku, człowieka skromnego i całkowicie oddanemu sprawom Polski, patriotę najwyższej próby
— mówił były prezydent. CAŁE PRZEMÓWIENIE TUTAJ.
Zakończył słowami, które zabrzmiały upiornie:
Wojciechu! Żołnierzu! Spocznij! Twoja służba skończona. A my - baczność! Walka o dobre imię Wojciecha Jaruzelskiego trwa.
Walka o dobre imię Wojciecha Jaruzelskiego trwa - cóż to może oznaczać, przekonaliśmy się kilka miesięcy później. Bo przejawem tej walki jest, moim zdaniem właśnie skasowanie ulicy Franczaka w Lublinie. Ta walka o pamięć o Jaruzelskim i jemu podobnym toczy się zresztą na wielu frontach, w tym na froncie obecnie najważniejszym, medialnym. Zaledwie kilka dni bo uroczystym pogrzebie zbrodniarza w publicznej telewizji redaktor Jacek Żakowski wyraził to głośno i dobitnie.
Zygmunt Bauman był oficerem w wojnie domowej, która się toczyła. Ja nie byłem po tej stronie nigdy, po której w latach 40-tych był Zygmunt Bauman, ale też w latach 40-tych nie żyłem. Natomiast jak rozmawiamy o Żołnierzach Wyklętych to możemy porozmawiać o zbrodniach podziemia antykomunistycznego po wojnie, które jest poważnym problemem i nie ma powodu, żeby o tym też nie mówić
— mówił do Pawła Kukiza Żakowski.
W takim oto sosie musimy się pluskać. To, co mówił Żakowski to nie są, niestety, tylko czcze gadania obłąkanego, który zapomniał przyjąć lekarstwa. Tak właśnie dopełnia się pookrągłostołowa umowa. Nie ruszać towarzyszy! Właśnie dlatego „nagle” okazało się, że ogólnonarodowy wysiłek na rzecz wydobycia bohaterów z dołów śmierci na „Łączce” wcale nie jest priorytetem. Wyszła niemoc IPN w starciu z urzędniczą machiną. Ale dopiero wtedy, gdy okazało się, że do kontynuowania prac w kwaterach „Ł” i „ŁII” potrzebne jest fizyczne przeniesienie pochowanych tam później osób, także komunistycznych aparatczyków.
Rok kończy się co prawda rozpisaniem przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa konkursu na projekt panteonu bohaterów na „Łączce”, ale pominięcie w tych działaniach rodzin odnalezionych i wciąż poszukiwanych jest kolejnym plunięciem im w twarz. Wstyd!
Właśnie dlatego taką radością napawała mnie ta lubelska uroczystość, kiedy ze łzami w oczach marek Franczak odsłaniał tablicę z imieniem ojca. Mimo przejmującego wiatru, nikt nie narzekał na chłód. Czuliśmy, że dzieje się coś ważnego. Nikt nie sądził, że „Lalek” jeszcze będzie musiał walczyć.
Żeby jednak nie kończyć bardzo pesymistycznie, choć przyznaję, że przychodzi mi to wyjątkowo trudno to wspomnę o jeszcze jednym wydarzeniu. Pod koniec września ekipa kierowana przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka podjęła z dołów na cmentarzu garnizonowym w Gdańsku szczątki mężczyzny i młodej kobiety. Wiele wskazuje na to, że to „Inka” i zamordowany wraz z nią „Zagończyk”.
CZYTAJ: „Inka” odbita z rąk komunistów? We „wSieci” relacja z poszukiwań na cmentarzu w Gdańsku
Po wszystkich „obiektywnych trudnościach”, które towarzyszą walce o pamięć Żołnierzy Wyklętych aż trudno uwierzyć, że odnalezienie ich szczątków mogłoby okazać się tak łatwe. Trzeba czekać na identyfikację, która jest w toku. Być może dzięki niej rok 2015 będzie rokiem „Inki”, bo mijający, 2014 wciąż jeszcze kojarzy mi się z haniebnym pogrzebem Jaruzelskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/227772-jaruzelskiemu-chwala-lalusiowi-chala-az-tak-podlego-roku-dla-zolnierzy-wykletych-sie-nie-spodziewalem