Stanowisko Platformy Obywatelskiej (jak i niemal całej opozycji - może z wyjątkiem Kukiz‘15) w sprawie przetargu na Caracale jest jednoznaczne - posłowie PO sugerują, że doszło do złamania prawa i bezpodstawnego pogorszenia relacji z Francuzami. Ba, sugerują nawet, że Jarosław Kaczyński jest kimś na usługach amerykańskich służb specjalnych. Przewidywalne, wpisujące się w nurt „opozycji totalnej”, zupełnie oderwane od tego, jakie w tej sprawie są interesy polskiego państwa.
Abstrahując od przedmiotu sporu (bo w kwestii opłacalności - także politycznej - ofert należałoby przeanalizować dokumenty jawne i tajne), myślę, że w całym chaosie informacyjnym wokół tej sprawy warto dostrzec taki głos jak Jacka Saryusza-Wolskiego.
Europoseł Platformy w kilku publicznych wypowiedziach poszedł pod prąd, akcentując własne zdanie. Saryusz-Wolski nie odkrył Ameryki: po prostu spokojnie tłumaczył, że Polska nie powinna mieć żadnych kompleksów wobec Francji, że gesty Hollande’a znaczą realnie niewiele, a priorytetem w negocjacjach powinien być interes Warszawy, a nie Paryża czy innej stolicy.
WIĘCEJ:
To zresztą nie pierwszy raz, gdy Saryusz-Wolski stanął w poprzek partyjnym interesom - kierując się, chcę naiwnie wierzyć, czymś więcej. To właśnie ten europoseł PO jako jedyny z brukselskich polityków Platformy nie zagłosował za przyjęciem rezolucji piętnującej poczynania rządu w Polsce, dystansując się tym samym od histerii nakręcanej w Parlamencie Europejskim. Wcześniej zresztą ten sam polityk nie raz dał się poznać jako człowiek skutecznie walczący o mniejsze lub większe interesy Polski w dziedzinie energetyki. Czasem były to drobne gesty, czasem lobbing w kuluarach na rzecz większych decyzji PE czy Komisji Europejskiej.
Postawa Saryusza-Wolskiego w sprawie caracali nie jest na rękę jego partii, podobnie jak w sprawie rezolucji w PE. Bo skoro nawet politycy Platformy mają wątpliwości i mówią językiem PiS, to nie da się utrzymywać narracji, ze to jednolity front oburzonych na działania rządu.
Proszę zwrócić uwagę na choćby takie wpisy Saryusza-Wolskiego jak poniższy. Czyż nie jest to głos w stylu najbardziej prawicowych publicystów?
Postawa Saryusza-Wolskiego pod pewnymi względami przypomina nieco stanowisko, jakie w sprawie konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego zajmuje Kazimierz M. Ujazdowski. Europoseł PiS - podobnie jak jego odpowiednik z PO - nie potępia w jednoznaczny sposób stanowiska i działań swojej partii, ale dystansuje się, mówi swoim głosem, prezentuje rozwiązania inne niż te, które opracowała i wprowadza centrala.
Jeden i drugi idą swoimi ścieżkami, kwestionując pogląd, że najważniejsza w polityce jest lojalność. Dla skuteczności machin partyjnych pewnie to zły komunikat, ale dla życia publicznego haust świeżego powietrza z innej rzeczywistości. Rzeczywistości, w którym posłowie wybrani z list jednej czy drugiej partii nie są niewolnikami i robotami, ale po prostu reprezentantami narodu, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało.
W czasach wygłaszania z mównicy sejmowej i podczas telewizyjnych debat przekazów dnia przesłanych w porannych esemesach, warto docenić takie postawy. Są godne szacunku, abstrahując od tego, czy - i na ile - się z nimi zgadzamy. Ujazdowski i Saryusz-Wolski idą pod prąd, prezentują stanowisko intelektualnie niezależne, a przy tym, nie tylko zresztą w ich rozumieniu, propaństwowe - to w dzisiejszej polityce zjawisko naprawdę niecodzienne. I tym bardziej warte odnotowania.
Polskiej polityce przydałoby się więcej takich polityków. Niestety, trend ostatnich lat jest odwrotny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311572-saryusz-wolski-i-ujazdowski-dwa-przyklady-haustu-powietrza-z-innej-rzeczywistosci-politycznej-w-ktorej-posluszenstwo-nie-jest-najwazniejsze