Czystki w PO pokazują, że Schetyna nie chce roztopić partii w KOD i obrał kurs na długi marsz. Będzie miał z tym wielkie problemy

PAP/Leszek Szymański
PAP/Leszek Szymański

Grzegorz Schetyna obrał kurs na długi marsz. Po, jak się wydaje, krótkim zachłyśnięciu się frekwencyjnym skutkiem pierwszych marszów KOD i złudzeniem, że rząd PiS uda się obalić „atmosferą” albo manifestacjami, lider Platformy przyznał, że ta władza zainstalowała się dłużej. Że Platformę, jak i całą opozycję czeka żmudna i mozolna walka o odzyskanie społecznego zaufania i podjęcie realnej rywalizacji w wyścigu o władzę.

I to w tym kontekście należy czytać swoiste czyszczenie przedpola, jakim jest wyrzucenie z szeregów PO Jacka Protasiewicza, Michała Kamińskiego i Stanisława Huskowskiego. Wywołało to lawinę komentarzy o przyszłość Platformy, ewentualny rozłam i siłę przywództwa samego Schetyny, ale to racjonalny ruch lidera Platformy.

Ależ oni się żrą! Kamiński atakuje Schetynę: On jest opozycją koncesjonowaną przez Kaczyńskiego! „Jak większość Polaków śmieję się z niego!”

Racjonalny, bo tylko w ten sposób Schetyna może obronić, a w konsekwencji umocnić swoje przywództwo i odzyskać równowagę w swojej rozchybotanej partii. Szef PO miał bowiem dwie możliwe drogi postępowania - pierwsze to roztopienie partii, jej struktur i pieniędzy w inicjatywie Mateusza Kijowskiego, „Gazety Wyborczej” i kilku dziwnych środowisk. Druga, trudniejsza ścieżka, to próba samodzielnej walki.

Między drogą Kaczyńskiego a podszeptami z Czerskiej. Schetyna jest dziś skazany na konflikt z KOD i „GW”. Albo na klęskę

Schetyna wybrał drugi scenariusz, czemu trudno się dziwić, zważywszy na, jak to określił Adam Bielan, wyrok śmierci, jaki został wydany na lidera Platformy wśród innych kręgów opozycyjnych do aktualnego rządu. Postawienie na trudniejszy wariant, który w 2007, 2010 i 2011 konsekwentnie wybierał Jarosław Kaczyński - co wcale nie oznacza, że Schetyna osiągnie sukces: utrzyma w miarę silną Platformę i skutecznie zawalczy o odzyskanie władzy.

Przede wszystkim Grzegorz Schetyna nie ma autorytetu i posłuchu Jarosława Kaczyńskiego, by szybko i skutecznie pacyfikować ambicje młodszych kolegów i mniej pokorne frakcje. Nie ma też, jak się wydaje, społecznego słuchu i cwaniactwa Donalda Tuska, a także wsparcia ze strony lewicowo-liberalnego „mainstreamu”, by powtórzyć jego drogę. Nie ma wreszcie dużo czasu, bo przecież wybory coraz bliżej, a konkurenci na opozycji (partyjni, „oddolni”, medialni) nie śpią. Ma za to ośmioletni bagaż systemu Tuska, który dostał w spadku po swoich poprzednikach (a który zresztą czynnie współtworzył; vide afera informatyczna).

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.