Otwarta, a przy tym dość ostra krytyka, jaką w kierunku Grzegorza Schetyny wystosował Mateusz Kijowski w naturalny sposób rozpoczęła dyskusję o kondycji i przyszłości dzisiejszej opozycji.
Piotr Skwieciński w swoim tekście na naszym portalu zwraca uwagę na brak spójności w przekazie, z jakim idzie dzisiejsza opozycja. Ale w ochłodzeniu relacji i zarodkiem konfliktu między Platformą a KOD jest coś więcej. Myślę, że Schetyna po pierwszych kilku miesiącach urzędowania w fotelu szefa Platformy zorientował się, że - przynajmniej dotychczas - za pieniądze PO de facto finansował rozpoznawalność i markę Kijowskiego (a przy okazji Petru, Nowackiej i reszty planktonu zbierającego się na marszach KOD).
Najbardziej jaskrawym przykładem był ostatni marsz środowisk opozycyjnych, który zgłosiła i zorganizowała Platforma, a który posłużył wszystkim tylko nie samej PO. Schetyna wydał naprawdę grube pieniądze z partyjnej kasy (szacuje się, że mogła to być kwota ok. 2 mln złotych) na zorganizowanie dziesiątek autobusów, zadbanie o frekwencję i niuanse techniczne. Splendor za całkiem dużą pikietę spłynął jednak na Kijowskiego, a show częściowo skradł nawet Petru.
Pół roku temu Schetyna zasugerował, w jaki sposób widzi swoje działania w roli przewodniczącego Platformy. W racjonalny sposób szacował, że trzeba przygotować się na długi marsz, zbudować - na wzór PiS i sprzyjających mu środowisk - bardziej obywatelskie inicjatywy, zadbać o morale odciętych od przywilejów i fruktów działaczy. Słowem - powtórzyć drogę Jarosława Kaczyńskiego, który przez 8 lat, z różnymi efektami, czekał na swoją kolej. Doczekał się.
Schetynie będzie jednak o wiele trudniej powielić ten scenariusz. Przede wszystkim dlatego, że sam popełnia błędy. O ile powołanie w wielu miastach Polski klubów obywatelskich (na których spotkania - z politykami i celebrytami w stylu ks. Sowy - przychodzi po kilkadziesiąt-kilkaset osób) było celnym strzałem i może zaprocentować w przyszłości, o tyle były szef MSZ nie potrafi skutecznie rozepchać się łokciami na opozycji. Jarosław Kaczyński w ciągu ostatnich kilku lat musiał radzić sobie z takimi inicjatywami jak PJN, Solidarna Polska, Polska Razem czy kilka mniejszych ruchów szukających miejsca na „lepsze PiS”. Prezes PiS zawsze reagował stanowczo, ostro - bo tak się buduje przywództwo. Inna rzecz, że część z „wywrotowców” i „zdrajców” przyjął później na pokład, także dzięki temu wygrał wybory. Ale nie dał zbudować obok siebie instytucji, które mogłyby podkopać pozycję lidera opozycji.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Otwarta, a przy tym dość ostra krytyka, jaką w kierunku Grzegorza Schetyny wystosował Mateusz Kijowski w naturalny sposób rozpoczęła dyskusję o kondycji i przyszłości dzisiejszej opozycji.
Piotr Skwieciński w swoim tekście na naszym portalu zwraca uwagę na brak spójności w przekazie, z jakim idzie dzisiejsza opozycja. Ale w ochłodzeniu relacji i zarodkiem konfliktu między Platformą a KOD jest coś więcej. Myślę, że Schetyna po pierwszych kilku miesiącach urzędowania w fotelu szefa Platformy zorientował się, że - przynajmniej dotychczas - za pieniądze PO de facto finansował rozpoznawalność i markę Kijowskiego (a przy okazji Petru, Nowackiej i reszty planktonu zbierającego się na marszach KOD).
Najbardziej jaskrawym przykładem był ostatni marsz środowisk opozycyjnych, który zgłosiła i zorganizowała Platforma, a który posłużył wszystkim tylko nie samej PO. Schetyna wydał naprawdę grube pieniądze z partyjnej kasy (szacuje się, że mogła to być kwota ok. 2 mln złotych) na zorganizowanie dziesiątek autobusów, zadbanie o frekwencję i niuanse techniczne. Splendor za całkiem dużą pikietę spłynął jednak na Kijowskiego, a show częściowo skradł nawet Petru.
Pół roku temu Schetyna zasugerował, w jaki sposób widzi swoje działania w roli przewodniczącego Platformy. W racjonalny sposób szacował, że trzeba przygotować się na długi marsz, zbudować - na wzór PiS i sprzyjających mu środowisk - bardziej obywatelskie inicjatywy, zadbać o morale odciętych od przywilejów i fruktów działaczy. Słowem - powtórzyć drogę Jarosława Kaczyńskiego, który przez 8 lat, z różnymi efektami, czekał na swoją kolej. Doczekał się.
Schetynie będzie jednak o wiele trudniej powielić ten scenariusz. Przede wszystkim dlatego, że sam popełnia błędy. O ile powołanie w wielu miastach Polski klubów obywatelskich (na których spotkania - z politykami i celebrytami w stylu ks. Sowy - przychodzi po kilkadziesiąt-kilkaset osób) było celnym strzałem i może zaprocentować w przyszłości, o tyle były szef MSZ nie potrafi skutecznie rozepchać się łokciami na opozycji. Jarosław Kaczyński w ciągu ostatnich kilku lat musiał radzić sobie z takimi inicjatywami jak PJN, Solidarna Polska, Polska Razem czy kilka mniejszych ruchów szukających miejsca na „lepsze PiS”. Prezes PiS zawsze reagował stanowczo, ostro - bo tak się buduje przywództwo. Inna rzecz, że część z „wywrotowców” i „zdrajców” przyjął później na pokład, także dzięki temu wygrał wybory. Ale nie dał zbudować obok siebie instytucji, które mogłyby podkopać pozycję lidera opozycji.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/294647-miedzy-droga-kaczynskiego-a-podszeptami-z-czerskiej-schetyna-jest-dzis-skazany-na-konflikt-z-kod-i-gw-albo-na-kleske