Kornel Morawiecki o kwitach na "Bolka": Jak można było promować go na prezydenta? "Tu chodzi o całe środowisko, które promowało Wałęsę i nie powiedziało prawdy o nim..." NASZ WYWIAD

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Dlaczego nikt o tym nie mówił w 1989 roku? Albo w 1990, gdy Wałęsa kandydował na prezydenta? Jak można było promować na prezydenta człowieka, o którym część otoczenia wiedziało, że był uwikłany we współpracę z SB?

– mówi Kornel Morawiecki w rozmowie z wPolityce.pl, komentując sprawę ujawnienia dokumentów dot. agenta Bolka.

CZYTAJWNIEŻ:Prezydent Duda o szafie Kiszczaka: „To, że w prywatnych domach są takie dokumenty, to właśnie jest III RP

CZYTAJWNIEŻ:III RP w pigułce! Tusk nazywa szafę Kiszczaka „wykopaliskiem” i broni Wałęsy: „To odgrzewana sprawa!”

CZYTAJWNIEŻ:Zuzanna Kurtyka: „Myślę, że mój mąż miałby dziś satysfakcję. Janusz całą odpowiedzialność za publikację książki o Wałęsie wziął na siebie”. NASZ WYWIAD

CZYTAJWNIEŻ:TYLKONAS. Jan Olszewski o szafie Kiszczaka: Odczuwam żal, że Wałęsa sam się nie przyznał. „Jak się czują ci, którzy przeprowadzili kampanię przeciwko dążącym do prawdy?”. NASZ WYWIAD

CZYTAJWNIEŻ:SZEŚĆ PYTAŃ DO… Henryki Krzywonos. „Nie będę rozmawiała na temat Lecha Wałęsy. Nie mam tu telewizora, więc nie mogę się na ten temat wypowiedzieć”

wPolityce.pl: Chciałem zapytać o list napisany przez Kiszczaka do Archiwum Akt Nowych. List powstał w kwietniu 1996 roku. Jak Pan sądzi, dlaczego Kiszczak sporządził to pismo informujące Polaków, że Wałęsa był agentem? Łączy Pan to z jakimś wydarzeniem z tego okresu?

Kornel Morawiecki, poseł Kukiz‘15, legendarny przywódca „Solidarności Walczącej”: Nie widzę niczego w 1996 roku co byłoby istotne.

Może chodzić o sprawę Olina. Wtedy Wałęsa bardzo ostro ruszył do ataku na postkomunistów. Wygląda na to, że Kiszczak postanowił się „odwinąć”.

Możliwe, ale żeby Wałęsa kiedyś ostro ruszał do ataku na postkomunistów, to szczerze mówiąc nie miałem takiego wrażenia przez całe 25 lat. To była dla mnie sprawa niejasna. Do dzisiaj nie wiem na czym to polegało. Wałęsa bardzo się poróżnił w wyborach z Kwaśniewskim i było to widać. Cały ten proces, który teraz obserwujemy może być fragmentem jakiejś większej całości. Skoro Kiszczak był w posiadaniu takich dokumentów, to niewykluczone, że jest więcej oficerów dawnych służb, którzy posiadają takie rzeczy. Na początku lat dziewięćdziesiątych mówiono mi, że teczka Wałęsy istnieje i co do tego nie ma dwóch zdań. Rok 1992 był pewną granicą, ale oficjalnie pan premier Olszewski i pan minister Macierewicz nie podali do wiadomości listy współpracowników SB z Sejmu i Kancelarii Prezydenta, ani tym bardziej nie podano tej dwuosobowej listy Wałęsa-Chrzanowski. Jedyną osobą, która te słowa wykrzyczała z mównicy sejmowej był nieżyjący już Kazimierz Świtoń. A wtedy Wałęsa śmiał się ze swojego miejsca na galerii. Jedynie my, „Solidarność Walcząca” stworzyliśmy ulotkę pt. „Agenci rządzą Polską”. To była pierwsza dekada czerwca 1992 r.

Czy Wałęsa dlatego nie chciał się przyznać, bo chroniły go jakieś środowiska?

To jest polski dramat, jeżeli ktoś go szantażował. Polska wyglądałaby inaczej. Dlaczego ja o tym nie wiedziałem od otoczenia Wałęsy w 1981 roku, gdy byłem delegatem na zjazd? Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? Skoro oni o tym wiedzieli. Dlaczego nikt o tym nie mówił w 1989 roku? Albo w 1990, gdy Wałęsa kandydował na prezydenta? Jak można było promować na prezydenta człowieka, o którym część otoczenia wiedziało, że był uwikłany we współpracę z SB? Dlaczego nie krzyczał o tym Krzysztof Wyszkowski czy Andrzej Gwiazda? Z książki „Lewy czerwcowy” wynika, że bracia Kaczyńscy też wiedzieli, że Wałęsa współpracował. Ja niestety tę książkę czytałem dopiero po 1992 roku.

Czyli ma Pan pretensje do tych środowisk?

Oczywiście, że mam. Tu chodzi o całe środowisko, które promowało Wałęsę i nie powiedziało prawdy o nim. Naród jest w tej chwili jest wciąż zdezorientowany i dopiero teraz dochodzi do nas prawda. Połowa nas myśli, że tak nie było, że to niemożliwe, że był agentem.

Może nie wiedzieli o tej agenturalnej przeszłości

Ja nie byłem wtedy posłem, ani nie byłem w rządzie. Ale dlaczego nikt z rządzących, dlaczego premier Olszewski nie powiedział tego wtedy z mównicy sejmowej? Dlaczego mówił to tylko Świtoń, a nie premier, że jego przyjaciel Wiesław Chrzanowski i Lech Wałęsa byli uwikłani we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa.

Nie chce mi się wierzyć, że np. Krzysztof Wyszkowski wiedząc o tym wtedy, nie powiedział tego publicznie. Wydaje mi się, że nie wiedział.

Pan pamięta, że nawet Antoni Macierewicz mówił, że to są materiały archiwalne i nie podał publicznie nazwisk Wałęsy i Chrzanowskiego? Dlaczego? O co chodzi? Ja się wtedy z nim spotkałem i powiedziałem: „Antek, wy weszliście w konfidencje z agentami. Wy wiecie, że oni są agentami, że oni o tym wiedzą - a my, naród o tym nie wiemy”. Teraz mamy do czynienia z kolejną odsłoną tej afery. Już teraz mówi się, że tam są materiały nie tylko na pana Wałęsę i nie wiemy jakie. Wiemy tylko, że są to materiały autentyczne, bo tak powiedział prezes IPN. A główną linią obrony tego środowiska jest twierdzenie, że to fałszywki. W ten sposób nie można postępować, to jest brnięcie w kłamstwo.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.