Decyzję KE wobec Polski należy widzieć przynajmniej na trzech poziomach. Żaden z nich nie pozwala na optymistyczne wnioski. Każdy każe zadać pytanie o taktykę Polski wobec UE

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wPolitycepl/tvn24/Radek Pietruszka
wPolitycepl/tvn24/Radek Pietruszka

Decyzję Komisji Europejskiej o uruchomieniu specjalnej formy rozmowy z polskim rządem należy zobaczyć i ocenić przynajmniej na trzech poziomach. Niestety, żaden z nich nie napawa optymizmem i nie pozwala na przesadnie pozytywne wnioski.

Przede wszystkim zanim górę wezmą emocje, warto przeczytać, co tak naprawdę stało się w środę w Brukseli, jakie procedury i mechanizmy zostały uruchomione i co oznaczają. Po szczegóły odsyłam do tekstów Dominiki CosićAleksandry Rybińskiej. Nie ma powodów do histerii, ale nie ma i do zadowolenia. Dlaczego?

Po pierwsze - w wymiarze politycznym dla naszego kraju - Polska straci sporo sił i czasu na udowadnianie, że nie jest wielbłądem. Warszawa przez najbliższe tygodnie będzie musiała przygotowywać szereg odpowiedzi, pism i dokumentów, w których urzędnicy instytucji UE będą zapewniani, że nad Wisłą demokracja ma się dobrze i nie dzieje się nic, co wymagałoby szczególnej uwagi. Dodać do tego trzeba debatę w Parlamencie Europejskim (i przygotowanie do niej), a później - zapewne - starania o kształt rezolucji, wysyłanie sprostowań i całą górę nikomu niepotrzebnej pracy biurokracji.

W praktyce oznacza to, że polska dyplomacja straci część swoich czasu, sił i uwagi na szereg zaklęć, które w realnym znaczeniu okażą się bardzo mało ważne. Zamiast bić się o sprzeciw KE wobec Nord Stream 2, budować koalicje dla korzystnych dla Polski ustaleń klimatycznych czy cementować sojusz przed lipcowym szczytem NATO w Polsce, polscy urzędnicy zostaną zmuszeni do walki z brukselskimi wiatrakami. Rzecz jasna wypełnianie jednych obowiązków nie wyklucza drugich, ale nikomu nie trzeba wyjaśniać, że będzie to wymagało zwiększonych środków i wysiłków. Dodatkowo, nie ma co kryć, Polsce pod jakimś tam pręgierzem ze strony KE (choć realnie niewiele znaczącym) będzie trudniej walczyć o swoje (już realne, przejawiające się w konkretnych umowach i zapisach) interesy. Krótko mówiąc - w zakresie politycznym Polska i nasza dyplomacja dostają dziś na plecy dodatkowy worek kamieni, a konsekwencją tego może być to, że ucierpią interesy naszego kraju (warto tu zajrzeć do tekstu Katarzyny Szymańskiej-Borginion). Szkoda.

Po drugie - zaniepokojenie i decyzja Komisji Europejskiej o specjalnej procedurze pokazują, jak bardzo brukselscy urzędnicy nie wiedzą, co dzieje się w Warszawie i jak bardzo są oderwani od rzeczywistości i realnych problemów. W czasie gdy Europa zalana jest falą nielegalnych imigrantów, którzy wywołują szereg, delikatnie mówiąc, niepokojów, gdy na głowie Brukseli powinny być problemy związane z Wielką Brytanią, Grecją czy Hiszpanią, urzędnicy KE wywołują nikomu niepotrzebną histerię i polityczny teatr.

Wygląda to trochę na prężenie muskułów kapitana statku w sytuacji, gdy okręt obiera kurs na górę lodową (jeśli już się z nią nie zderzył). Już za kilka tygodni, wiosną, wyimaginowane problemy z polską demokracją zejdą na drugi, jeśli nie siódmy plan w związku z kolejną falą imigrantów. Wspólnota europejska wciąż nie odpowiedziała na pytanie, co z dalszą polityką migracyjną: ochroną granic, dotychczasowymi uchodźcami i imigrantami, którzy przybyli do Europy, z zagrożeniem bezpieczeństwa dla wszystkich krajów UE. Wiosną, gdy pogoda się poprawi, do Berlina, Sztokholmu czy Paryża ruszą kolejne grupy ludzi z Bliskiego Wschodu - brukselscy urzędnicy zamiast poważnie zastanowić się nad tym problemem, znajdują łatwiejsze zajęcia w Warszawie. To wygodne, ale szalenie krótkowzroczne i pokazujące kompletne oderwanie się brukselskich elit od realnych problemów.

Tezę tę potwierdza również skala niewiedzy polityków i dziennikarzy z Europy Zachodniej, którzy wypowiadają się o Polsce z teatralnym oburzeniem. Byle głośniej, byle z jeszcze większymi, pełnymi patosu słowami o zagrożeniu demokracji, putinizmie i czym tam jeszcze.

WIĘCEJ: Nagonka w pigułce. Opisując Polskę Guy Verhofstadt - jeden z najzacieklejszych krytyków polskiego rządu - sięga po jawne kłamstwo! Wymyślił sobie zarzut i nagłaśnia…

Czytaj dalej na następnej stronie.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych