Analiza dr. Flisa wskazuje wyraźnie - wybory do sejmików zostały zafałszowane i trzeba je powtórzyć. Chociaż ogólnopolskiego spisku miało nie być...

wPolityce.pl/tvn24
wPolityce.pl/tvn24

Narracja sporej części mainstreamowych publicystów i innych akolitów władzy, którzy przekonywali, że 24-procentowe (!) poparcie PSL w wyborach samorządowych to wynik skutecznej kampanii ludowców ostatecznie bierze w łeb. Wszystko za sprawą analizy dr. Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego (i Klubu Jagiellońskiego), z którego badań wynika, że partia Piechocińskiego dostała 700 tys. głosów „gratis” tylko dlatego, że wystąpiła na pierwszej stronie w „książeczce” wyborczej. Zatem wybory zostały wypaczone, zafałszowane.

700 tysięcy głosów to ok. sześciu punktów procentowych, dokładnie tyle, ile - w porównaniu z badaniem exit poll - zyskało Polskie Stronnictwo Ludowe. I znów - wygląda na to, że mieliśmy rację, dowdoząc, że oficjalne wyniki nie mogą różnić się w aż tak rażący sposób od szacunków na podstawie badań exit poll. Nasza analiza zderzyła się ze ścianą śmiechu i niedowierzania. Może badania dr. Flisa każą się niektórym zastanowić.

WIĘCEJ: Oficjalne wyniki NIGDY rażąco nie różniły się od exit poll! [ANALIZA]

Jak oszacował to Flis, którego ciężko zaszufladkować przecież jako „pisowskiego” naukowca? Socjolog przeprowadził eksperyment, wykorzystując fakt, że ludowcy nie wszędzie zarejestrowali swoje listy pod partyjnym szyldem (chodzi o ok. 200 powiatów w całej Polsce). To z kolei oznaczało, że w pozostałych powiatach numer 1 na listach (ale - co ważne! - tylko do rad powiatów) miało Prawo i Sprawiedliwosć. Dr Flis przekonuje, że w tych ziemskich powiatach, w których lista PiS była na okładce, to partia Kaczyńskiego zdobywała ok. 10 proc. dodatkowych głosów.

Problem polega na tym, że w najważniejszych wyborach - tych do sejmików wojewódzkich, które traktuje się jako ogólnopolski „sondaż” - ludowcy miejsce na okładce książeczki mieli wszędzie. A to wypaczyło wynik. I mniejsza z PSL - larum należałoby podnieść także wtedy, gdyby w ten sposób „zyskali” politycy PiS, PO czy jakiejkolwiek innej partii. Mówił o tym autor analizy.

Wynik, który pojawiły się w badaniach exit poll w wieczór wyborczy, (17 proc.) to było coś, czego racjonalnie można było się spodziewać, a wszystko, co jest ponad, to jest już darem od losu i PKW. (…) Gdyby to Ruch Narodowy wylosował „jedynkę”, to okazywałoby się, że jest to nowy czarny koń wyborów

— ocenia socjolog cytowany przez PAP.

Wnioski z całej sprawy? Przynajmniej kilka.

Po pierwsze - wynik wyborów samorządowych nie oddał woli wyborców i trzeba zmienić formułę „książeczki”. Jasne, można mówić, że wyborcy mają przecież prawo do głosowania na chybił-trafił, przypadkowego i bez refleksji. Ale rzeczywistość, w której dzięki temu tylko jedna partia dostaje gratisowi sześć punktów procentowych (!) każe się zastanowić nad formułą głosowania do wyborów samorządowych. Na szczęście w wyborach parlamentarnych i prezydenckich nieszczęsnej książeczki nie będzie.

Po drugie - koalicje wyborcze w przynajmniej niektórych województwach są po prostu nieadekwatne do wrzuconych do urn głosów. Po oficjalnych wynikach podanych przez Państwową Komisję Wyborczą partia kierowana przez Jarosława Kaczyńskiego rządzi tylko w województwie podkarpackim. Gdyby PSL otrzymało o te 6 pp. mniej, to PiS mogłoby mieć większość również na Podlasiu, w Lubelskiem, a niewykluczone, że również na Śląsku. Pozostałe województwa czekają na dokładniejsze zbadanie, ale i tam układ i rozkład sił byłyby inne.

Po trzecie - nie było ogólnopolskiego spisku wyborczego. Badania dr. Jarosława Flisa wskazują, że w ogromnej większości (bo przecież prawdziwe nadużycia i przypadki fałszowania były i trzeba o nich pisać) wynik wyborów został zafałszowany, a nie sfałszowany w jakiś odgórny sposób. Tylko czy ktokolwiek o tym mówił? Powiedzą państwo - no jasne, Jarosław Kaczyński. Z tym, że szef PiS odżegnywał się od jakiegoś spisku, wskazując na - nieco pokrętną, trzeba to uczciwie przyznać - definicję sfałszowania, która wychodzi poza skojarzenie z wynikami przysłanymi z centrali.

Odsyłam do świątecznej rozmowy Kaczyńskiego z wPolityce.pl (tej „nieautoryzowanej”, ale proszę mi wierzyć, że szef PiS powiedział, co powiedział i jest to nagraniu):

Zgoda, to ważne skojarzenie (ze sfałszowanymi wyborami w latach 40. - dop. mf), ale proszę zrozumieć, że fałszerstwo jest także wtedy, gdy istnieje społeczny mechanizm fałszowania, władza zgadza się na niego, a następnie promuje go i broni przed jakimikolwiek zmianami. Proszę wybaczyć, ale w mojej opinii wypełnia to definicję sfałszowania wyborów. Fałszerstwo nie musi być związane z żadną grupą spiskową albo, jak pan mówił, z gotowymi wynikami spływającymi z centrali. Mechanizm, o którym mówię, polega na tym, że nie wiadomo, czy wynik będzie się różnił o tyle, czy o trochę więcej, ale wiadomo, że będzie mniej korzystny dla opozycji

— mówił mi prezes PiS.

CZYTAJ WIĘCEJ: Jarosław Kaczyński dla wPolityce.pl: Mam nadzieję, że to ostatnie święta Bożego Narodzenia z Platformą u władzy. NASZ WYWIAD

Ciężko nie przyznać mu racji. Choć to kolejny kamyczek wrzucony do ogródka wizerunku PiS. Bo przecież język, którego się używa jest bardzo ważny. Zgromadzenie i utwardzenie elektoratu wokół motywu „sfałszowania wyborów” było pewnie istotne z punktu widzenia jego partii, ale Kaczyński musiał mieć świadomość, że nie wszyscy zaakceptują ten twardy przekaz.

Wreszcie po czwarte - wybory do sejmików wojewódzkich powinny zostać powtórzone. Chociaż - dla przykładu - dr Flis uważa inaczej, i z tym wnioskiem się nie zgadzam. Powtórzmy, by wybrzmiało to dostatecznie mocno: wyniki wyborów do sejmików zostały wypaczone. W wielu miejscach rządzić będą ludzie, którzy nie mają wyborczej legitymacji, ale zostali wybrani przez przypadek (tudzież „przez nieporozumienie”, ale to źle się kojarzy). W wielu miejscach to właśnie oni będą dzielić ostatnią tak dużą transzę europejskich środków, będą otwierać przed wyborami drogi, baseny i hale sportowe, będą spijać śmietankę. Niezasłużoną.

Na marginesie - Klub Jagielloński wyrósł na podstawową (jeśli nie jedyną…) organizację, która na poważnie zajęła się nieprawidłowościami wokół wyborów samorządowych. To dzięki ich inicjatywie udało się zatrzymać proces niszczenia kart wyborczych przez KBW. To oni składają dziś skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na bezczynność KBW, które odmawia udostępnienia informacji publicznej w zakresie przyczyn nieważności głosów (to wątek wciąż niewyjaśniony, a fundamentalny). To oni wreszcie (z pomocą dr. Jarosława Flisa) podjęli próbę socjologicznego prześwietlenia fenomenu wzrostu poparcia dla Polskiego Stronnictwa Ludowego. Czapki z głów.

Robią to niezależnie, bez poważnego wsparcia opozycji, która (słusznie!) podnosiła na sztandary problem nieprawidłowości przy wyborach. Należy zapytać, dlaczego nie skorzystano z potencjału i zapału tych fantastycznych młodych ludzi, gdy motyw wyborów był jeszcze „na tapecie”. Dziś to trochę musztarda po obiedzie.

Wszystko to skłania do refleksji, że stan polskiej demokracji jest naprawdę kiepski, a jej „święto”, czyli wybory okazało się, delikatnie mówiąc, wpadką, a nie uroczystością z honorami. Czy stać nas na wyciągnięcie wniosków przed maratonem wyborczym w 2015 roku?

CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS! Sędzia Trybunału Stanu analizuje wybory samorządowe: To proces sprzeczny z zasadami państwa prawa, potrzebne są zmiany! NASZ WYWIAD

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.