Macierewicz gromi Laska: „Od dawna okłamuje opinię publiczną, powtarzając tezy rosyjskie”. NASZA RELACJA

fot. PAP/Tomasz Gzell
fot. PAP/Tomasz Gzell

Analizę Edmunda Klicha, człowieka, który był uprawniony do badania tragedii wraz z MAK-iem, wykreślono, wyrzucono na śmieci i ukryto przed społeczeństwem. A dzisiaj pan Lasek raz jeszcze kłamliwie powtarza przed opinią publiczną, że wszystkie uwagi uwzględnił

Antoni Macierewicz ostro odniósł się na konferencji w Sejmie do wystąpień rządowego zespołu Macieja Laska.

CZYTAJ WIĘCEJ: Maciej Lasek nie chce dyskutować z profesorami Biniendą i Rońdą. "Bo ich wiedza jest dyskusyjna"

Zespół Laska zaprzecza, że raporcie komisji Jerzego Millera pominięto istotne informacje wskazujące na odpowiedzialność Rosji za tragedię smoleńską. O tym, że tak się stało mówił Edmund Klich, były szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego i polski akredytowanego przy MAK. Klich ujawnił, iż komisja Millera złagodziła jego uwagi obciążające stronę rosyjską. Ale Lasek idzie w zaparte.

O ile przyczyną tragedii według raportu Millera i Laska jest – jak to ujmują – zejście tupolewa zbyt nisko poniżej punktu decyzji, to istotą raportu Klicha jest wskazanie na odpowiedzialność ośrodka decyzyjnego w Moskwie, który w sposób bezprawny przejął kierowaniem Tu -154. Krasnokucki podejmował wręcz rękoczyny, żeby wyrwać słuchawkę z rąk Plusnina i samemu przekazywać komendy Tu-154, które otrzymywał z Moskwy. Klich potwierdza też, że Moskwa odmówiła wskazania lotniska zapasowego i zamknięcie lotniska w Smoleńsku, czego chcieli kontrolerzy z wieży

– podkreślił Macierewicz.

Jak zaznaczył, manipulacja raportem Klicha dotyczyła też ustaleń, iż kontrolerzy lotu zbyt późno wydali komendę „horyzont” i odejścia na drugi krąg. Zdanie o tym - tłumaczył Macierewicz - znajduje się w raporcie Millera, ale nie w tym zakresie, w którym zostało sformułowane przez Klicha.

Z całego ciągu przyczynowo-skutkowego, który rozpoczął się od bezprawnego kierowania samolotem przez Moskwę, został wykreślony punkt rozstrzygający, że decyzję podano, kiedy wiedziano już, że nie ma szans na uratowanie tupolewa. Analizę Klicha, człowieka, który był uprawniony do badania tragedii wraz z MAK-iem, wykreślono, wyrzucono na śmieci i ukryto przed społeczeństwem. A dzisiaj pan Lasek raz jeszcze kłamliwie powtarza przed opinią publiczną, że wszystkie uwagi uwzględnił

– mówił Macierewicz.

Szef parlamentarnego zespołu badającego przyczyny tragedii smoleńskiej odniósł się też do kompetencji Macieja Laska.

Przyznał w sposób bezsporny, że ani on, ani jego koledzy nigdy nie badali wraku, ani nie byli w Smoleńsku na miejscu katastrofy. Nie potrafi wskazać eksperta, który mierzył brzozę i wyszło mu 5,1 m oraz osób, które podobno dokonywały oględzin miejsca zdarzenia. Jedynym materiałem dowodowym dla oceny trajektorii lotu, który pokazuje Lasek, są amatorskie zdjęcia Amielina

– wyliczał Macierewicz.

Pokreślił, że jedną z kluczowych kwestii dla wyjaśnienia przyczyn tragedii jest sprawa brzozy.

W raporcie Millera, we wszystkich wypowiedziach Laska i wystąpieniach ekspertów rządowych do dzisiaj nie przedstawiono ani jednego dowodu na to, że tupolew uderzył w drzewo. Mamy do czynienia z wywieraniem presji psychologicznej i wytwarzaniem iluzji, że skoro drzewo jest złamane, to na pewno uderzył w nie samolot. Przecież to drzewo mogło być równie dobrze kiedy indziej złamane, równie dobrze mogło być złamane na skutek uderzenia fragmentów rozpadającego się samolotu

– mówił Macierewicz.

I dodał:

Dopóki Lasek nie przedstawi takiego dowodu, dopóty debata z nim na temat przyczyny tragedii będzie trudno, ponieważ od dawna okłamuje opinię publiczną, powtarzając tezy rosyjskie.

CZYTAJ TEŻ: "Chciałem, żeby ostrzej mówiono o odpowiedzialności Rosjan za katastrofę Tu-154." Kto i dlaczego powstrzymał Edmunda Klicha przed głoszeniem wcześniej takich wniosków?

JUB

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych