NASZ WYWIAD. Dr Fedyszak-Radziejowska: "To kompleks inżynierów społecznych wstydzących się własnego społeczeństwa, chcących 'przerobić' Polaków na coś 'lepszego'"

Fot. PAP/Rafał Guz
Fot. PAP/Rafał Guz

Próba zamiany przez głowę państwa święta państwowego na imprezę z różowymi balonikami i czekoladowym kurczakiem mającym udawać orła tylko na pozór wydaje się śmieszna. To prosty dowód jak bardzo zakompleksione są środowiska polityczno-medialne mieniące się elitami.

CZYTAJ TAKŻE: No i udało się rozbawić społeczeństwo. "Ośmieszono prezydenta, zniechęcono rzesze klientów do firmy Wedel, udowodniono, że tuzy mediów, czyli „Trójki” i „GW”, to infantylne przygłupy"

O tym, co kryło się za różowymi okularami i czekoladą rozmawiamy z dr Barbarą Fedyszak-Radziejowską, socjologiem i etnografem.

 

wPolityce.pl: Czy podobał się pani występ Prezydenta RP na tle czekoladowego kurczaka?

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska: Nie, nie podobał mi się, ale rzecz nie tylko w sposobie obchodzenia Dnia Flagi. Także  przemówienie Prezydenta RP zasługuje na szczególną uwagę.

To jest bardzo smutne, gdy słyszę słowa (cytuję z pamięci) „Polacy uważani są za coraz bardziej pracowitych, rzetelnych i takich, którzy to, czy tamto coraz lepiej potrafią”. I to ma być nasz polski sukces. Ja bardzo przepraszam, ale mnie kompletnie nie obchodzi jak jesteśmy postrzegani przez różne społeczności. Krytyczne opinie o Polakach wielokrotnie formułowano w sposób świadomie  nieprawdziwy, bo tak nasi przeciwnicy usprawiedliwiali swoją nad nami dominację. Dla III Rzeszy i ZSRR byliśmy np. bękartem Traktatu Wersalskiego. Więc nie możemy patrzeć na siebie oczyma Rosjan, Niemców czy Brytyjczyków i Francuzów. Ważniejsze jest to, jak sami postrzegamy własną wartość, własne zalety i wady. Jeśli więc Prezydent mojego kraju mówi, że mamy się cieszyć, bo inni  „już lepiej o nas myślą”, to nie potrafię tego wyjaśnić inaczej, jak wielkim kompleksem, wielkim zachwianiem poczucia własnej wartości Polaków i dzisiejszych władz III RP. To jest straszliwie smutne i nie ma z czego szydzić, gdy obchodzimy ważne święto państwowe z myślą; czy to się innym spodoba. No właśnie nie wiem komu; dziennikarzom w innych krajach? Komu właściwie mamy się spodobać?

 

Czy to, że na Dni Flagi było więcej różowych baloników, a polskich flag w ogóle nie było, albo były niewidoczne, świadczy o tej infantylności polskiego prezydenta i mediów, które organizowały imprezę?

Nie, dla mnie to nie jest infantylizm. To coś o wiele bardziej poważnego. To ten potworny kompleks inżynierów społecznych, którzy wstydzą się własnego społeczeństwa, jego tożsamości i z tego powodu chcą i muszą „przerobić” Polaków na coś „lepszego”, europejskiego. Mieszają biel z czerwienią i wychodzi im róż. Godło robią z czekolady, jako część eventu do konsumpcji. To naprawdę nie jest śmieszne, nie mam też ochoty z tego szydzić, ponieważ to sygnał bardzo poważnego problemu jaki mamy w Polsce sami z sobą. To moi rodacy wybrali tak świętującego Prezydenta i mają do niego wielkie zaufanie. To oni popierają partię, która tak rozumie państwowe uroczystości. Zakompleksione elity są najwyraźniej w cenie. I udajemy, że jest normalne, gdy po sprzeciwie ambasadora Niemiec wobec polskiego ministra sprawiedliwości, który mówi o handlu zarodkami i niemieckim prawie do eksperymentowania na importowanych zarodkach, ten polski minister traci stanowisko.

 

Tak, faktycznie korelacja czasowo-skutkowa jest zastanawiająca.

Oczywiście możemy udawać, że nie ma żadnych związków przyczynowo-skutkowych, bo tak czyni większość komentatorów. Gdyby relacje były symetryczne, to w reakcji na sprzeciw  polskiej ambasady wobec używania w niemieckich mediach określeń „polskie” a nie niemieckie obozy koncentracyjne redaktor naczelny i szef agencji informacyjnej natychmiast wyraziliby głębokie wyrazy ubolewania i wyrzucili z pracy odpowiedzialnego za to dziennikarza. A to się nigdy nie wydarzyło. Czas przyzwyczaić siebie, a także naszych sąsiadów, że jesteśmy samodzielnym podmiotem jako państwo i jako wspólnota narodowa. Przez wiele lat po wojnie tak nie było, ale tak już jest.

I jeszcze jedno. Nie widziałam tłumów, które zbierały ulotki, zakładały różowe okulary, trzymały różowe baloniki i zjadały czekoladowe godło własnego państwa. Nie przyszły oszałamiające tłumy…

 

Tak, faktycznie nie było dużo osób, na pewno nie tyle, ile życzyliby sobie organizatorzy.

Czy to coś znaczy? Może tożsamość budowana na „ciepłej wodzie w kranie” nie sprzyja manifestowaniu patriotycznych uczuć nawet w wersji „light”? Wystarczy odkręcić wodę i wziąć gorącą kąpiel.

A można też znaleźć bardziej optymistyczne wyjaśnienie. Nawet wyborcy Platformy Obywatelskiej i zwolennicy prezydenta Komorowskiego mają poczucie, że w Dniu Flagi - ustanowionym dokładnie po to, aby szanować godło i barwy polskie, pewnych rzeczy robić nie wypada. To jest święto państwowe. Festiwal eventów może mu towarzyszyć, ale nie – być jedynym punktem programu. Może wyborcy PO i prezydenta Komorowskiego też odczuwają zażenowanie i nie chcą tak świętować. To byłoby optymistyczne.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

CZYTAJ TAKŻE: Spontanicznie! Powtarzam: spontanicznie!!! "Nie ma znaczenia, czy się smucimy, czy też cieszymy. Bylebyśmy robili to na komendę"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.