Pada ostatnia blaga z propagandy PO, jacy byliśmy ważni w Europie i w jak straszną izolację wpędzi Polskę rząd PiS

EPA/PAP
EPA/PAP

Za rządów czerwono-zielonej koalicji kanclerza Schrödera było tak źle w relacjach polsko-niemieckich, że przejmujący (w 2009 r.) ster władzy chadecy z CDU/CSU i liberałowie z FDP uznali za konieczne wpisanie do ich programu koalicyjnego „poprawę stosunków z Polską”. Zważywszy na ugrzecznioną postawę premiera Donalda Tuska, czy wręcz czołobitność szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, żądającego przywództwa Niemiec w Europie, że wspomnę jego tzw. hołd berliński, „poprawa stosunków z Polską” nie była trudna. Wkład w tym osobliwie pojmowanym dziele chciał mieć też Bronisław Komorowski, który przejął urząd prezydenta po tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego. W pamięci obserwatorów zapewne pozostały obrazki żenującego przedstawienia, zorganizowanego przez nowego gospodarza pałacu na Krakowskim Przedmieściu, gdy dla potwierdzenia „reaktywacji Trójkąta Weimarskiego” wpadli na chwilę do Warszawy prezydent Francji i kanclerz Niemiec: moknący w deszczu z marsowymi minami Nicolas Sarkozy i Angela Merkel, schowany pod parasolem Komorowski, a potem usadowienie się gospodarza w fotelu, nie bacząc na stojących gości… Co było dalej? Propagandowy kicz i blichtr, który można skwitować powtórzeniem opinii Genschera sprzed lat:

Niestety, stworzone wówczas możliwości nie zostały w pełni wykorzystane.

Po przejęciu władzy przez PiS mamy do czynienia z powtórką z historii, ale okoliczności są już inne. Tak jak w 2005 r. niemieckie media usiłują przyprawić nowemu rządowi gębę omszałych wsteczników i nacjonalistów, w czym wydatnie im pomaga Platforma Obywatelska z przyległościami („ulica i zagranica”), jednak starania te, choć wizerunkowo szkodliwe, zdają się na niewiele. Po pierwsze, polscy wyborcy zdają dziś sobie sprawę na czym polegała zielono-wyspiarska troska i interesy spółki PO-PSL, po drugie, zmieniły się uwarunkowania polityczne w samej UE. Pada ostatnia blaga z natarczywej propagandy PO, jacy to byliśmy ważni w Europie i w jak straszną izolację międzynarodową wpędzi nasz kraj rząd PiS.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale ujadanie za granicą na nowe władze w Polsce, choć pewnie jeszcze trochę potrwa, będzie cichło. Przy niespotykanej za „strażnika żyrandola” aktywności prezydenta Andrzeja Dudy na arenie międzynarodowej, a także spójnej polityce premier Beaty Szydło, Polska przestaje być traktowana przedmiotowo jak pionek w cudzej grze i strategii, nabiera znaczenia podmiotowego. Czas poklepywania po ramionach i pozowania do okolicznościowych fotografii z okazji kolejnego „lecia” minął, zdewaluowane określenie „partnerstwa” nabiera właściwego sensu. Wprawdzie w pierwszych miesiącach urzędowania minister Waszczykowski nie uniknął paru głupich wpadek, jednak dzięki swej postawie zdobywa coraz większe uznanie. Nie godzi się na uczestnictwo w objazdowym cyrku, lecz reprezentuje interesy kraju. Zgodnie z  linią PiS, które nie akceptuje traktowania Polski jako quasikolonialnego rynku zbytu.

Ideę weimarską odbieraliśmy wówczas jako jeden z etapów odzyskiwania podmiotowości w polityce międzynarodowej nie tylko przez Polskę, ale przez cały region

— zagaił dyplomatycznie Waszczykowski na niedawnej konferencji ambasadorów w Berlinie, zorganizowanej w ramach ożywianego Trójkąta Weimarskiego. Minister zręcznie nawiązał do okoliczności w czasach przełomu i fundamentalnego, co jest prawdą, znaczenia zawartych wówczas traktatów, lecz lwią część jego wystąpienia zajęły problemy bieżące. Nie na kolanach, nie w roli petenta, bez lukrowania i bez owijania w bawełnę nakreślił, w czym „dzisiaj jesteśmy ponownie podzieleni”, mówił o wyzwaniach stojących przed Polską, Niemcami, przed UE, przed ponadnarodowymi strukturami i organizacjami, w tym NATO czy OBWE. Zwrócił się też ad personam, w stosownie dobranych słowach do „drogiego Franka-Waltera”:

Chociaż niezwykle trudno jest odbudować zniszczone lekkomyślnymi działaniami zaufanie, szczególnie jeśli nigdy nie było ono zbyt silne, nie jest to jednak niemożliwe. Wymaga to jednak wiele czasu i obustronnej woli, i wiele wiele pracy…

Czy do „Franka-Waltera” dotarły te i inne dygresje „Witolda”, także odnośnie do polityki imigracyjnej Berlina, czy rosyjskiego sobiepaństwa? Nawet niemieckie media zarzuciły wcześniej Steinmeierowi zbyt miękką i ugodową politykę wobec Rosji. Z pewnością dotarły, bo supozycje Waszczykowskiego wypowiedziane zostały „klipp und klar”, jasno i wyraźnie, co nie znaczy, że Niemcy, obojętnie pod czyimi rządami, prawicy, czy lewicy, nie będą realizowały własnej polityki i nie będą broniły swoich interesów. Na marginesie, konferencja z ambasadorami odbyła się pod hasłem „Odpowiedzialność, instrumenty, interesy”. Różnice zdań są nie są w polityce niczym nadzwyczajnym, przeciwnie, należy je przedstawiać, aby znaleźć konsensus, umożliwiający realizacje wspólnych celów.

Tuż przed dwudziestą rocznicą powstania Trójkąta Weimarskiego, ówczesny szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle chciał w jego nowej koncepcji Ostpolitik nadać współpracy z naszym krajem znaczenie priorytetowe. W Warszawie doszło wówczas m.in. do spotkania sekretarza stanu z berlińskiego MSZ Wernera Hoyera, jego francuskiego kolegi Pierre’a Lellouche’a i Mikołaja Dowgielewicza. Tyle, że tego poriorytetowego znaczenia jak nie było, tak nie ma. Czy dojdzie do rzeczywistego ożywienia idei Trójkąta, zapoczątkowanej 25 lat temu?

Odpowiedź jest prosta: tak, pod tym wszakże warunkiem, że Polska będzie robić swoje, że nie zaniedba Grupy Wyszehradzkiej i nie zboczy, jak swego czasu PO, z kursu ukierunkowanego na konsolidację polityki państw środkowowschodniej Europy. Jesteśmy na najlepszej drodze. Na arenie międzynarodowej liczą się partnerzy silni i wpływowi, a nie – za przeproszeniem – dziady proszalne. Tylko w ten sposób Polska stanie się pożądanym partnerem w ramach weimarskiej inicjatywy sprzed ćwierćwiecza, tylko w ten sposób Trójkąt może stać się koniem pociągowym rozchwianej obecnie Unii Europejskiej.

Bez umocnienia naszej pozycji w regionie, jego następna, trzydziesta rocznica może mieć taki wydźwięk jak poprzednie: figury płaskiej, wydmuszki i dumy bez pokrycia.


Takiej książki na polskim rynku jeszcze nie było! „Między Berlinem a Pekinem” - Łukasz Warzecha.

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych bliższym i dalszym sąsiedztwem Polski – szczególnie w czasach, gdy świat jest coraz mniej uporządkowany. Do kupienia „wSklepiku.pl”!

« poprzednia strona
123

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych