Wszyscy byliśmy na urodzinach Schroedera w Petersburgu. Bo wszystkich nas znużyła wojna na Ukrainie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Gerhard Schroeder świętował swoje 70. urodziny w Petersburgu, w towarzystwie i objęciach Władimira Putina. Niektórych to zadziwiło, wielu wzruszyło ramionami. Ot, kolejne potwierdzenie specyfiki niemiecko-rosyjskich relacji.

CZYTAJ WIĘCEJ: Coś niesamowitego! Gerhard Schroeder świętował swoje 70. urodziny w Petersburgu. W towarzystwie Putina!

Warto zwrócić uwagę na zaskakująco trzeźwą analizę niemieckich mediów.

Schroeder wie, że jego demonstracyjna bliskość z Putinem jest zgodna z rozpowszechnionymi w Niemczech dominującymi nastrojami

  • pisze komentator „Die Welt”.

Gazeta przekonuje, że były kanclerz Niemiec po prostu wpisał się w niemieckie nastroje społeczne: elity może i (już?) wiedzą, że należy reagować na rosyjskie poczynania, ale społeczeństwo wie swoje.

Schroeder bez ogródek wyraził w Petersburgu to, o czym „zbyt wielu” obywateli Niemiec myśli: „Będzie najlepiej, jeśli zapomnimy o Ukrainie i będziemy kontynuowali wobec Rosji dotychczasową politykę”. Taka postawa jest „fatalnym złudzeniem

— ostrzega „Die Welt”.

Niewiele lepiej wyglądają nastroje w innych krajach: im dalej na Zachód, tym entuzjazm i emocje maleją. Jeśli sondaże wykazują, że połowa Amerykanów nie chce większego zaangażowania USA na arenie międzynarodowej, to jak wymagać od administracji Obamy skutecznych reakcji?

A w Polsce? Może również powinniśmy „kontynuować wobec Rosji dotychczasową politykę”? Pewne symptomy tego sposobu myślenia widać i nad Wisłą. O ile premier Tusk, przynajmniej werbalnie, utrzymuje antyrosyjską linię (choć nie tak ostrą jak jeszcze kilka tygodni temu), o tyle prezydent Komorowski… No właśnie. Prezydent o koniecznym pojednaniu z Rosjanami i Rosją mówił nawet przy okazji wizyty u papieża Franciszka. Przyznają państwo, że dziwny to temat rozmowy jak na audiencję u biskupa Rzymu.

CZYTAJ WIĘCEJ: Komorowski opisuje spotkanie z Franciszkiem. Prezydent mówił papieżowi o „rozpoczętych procesach pojednania z Rosją”…

Wszyscy w pewnym stopniu przyzwyczailiśmy się do sytuacji na Ukrainie. Gdy jeszcze walczył Majdan, gdy uciekał Janukowycz i gdy kamera zaglądała do jego posiadłości, sprawa żyła. Były relacje na żywo, emocjonalne korespondencje i solidne analizy. Wszystko się skończyło.

Jacyś tam „prorosyjscy separatyści” robią nieco szumu na wschodzie na Ukrainy, jakieś tam kolejne przepychanki o stanowczość sankcji, jacyś tam ranni. Putin może i wziął Krym, może i ma imperialne zakusy, ale - cóż począć, wojny przecież nie wywołamy. Można tylko - wzorem prof. Króla załamywać ręce, przekonując, że w niektórych krajach może zwyciężyć sympatia do Putina.

Zgoda, empatia wobec Ukraińców opadła trochę z winy ich samych. W pewnym momencie współczucie wobec ofiary musi się kończyć; zwłaszcza jeśli całej sprawie towarzyszy bierność Kijowa i ukraińskich wojsk. Czy ulegnie to zmianie? I czy to wystarczający argument dla uspokojenia sumienia?

CZYTAJ TAKŻE: Ukraińskie wojsko odbędzie w Kijowie nocne ćwiczenia wojskowe

Wracając do świętowanych w Rosji urodzin byłego kanclerza Niemiec - wszyscy, w jakimś sensie, byliśmy na urodzinach Schroedera w Petersburgu. Bo wszystkich nas znużyła wojna na Ukrainie. Przyzwyczailiśmy się do życia w cieniu agresji Władimira Putina. Na razie na Ukrainie - oby któregoś dnia Zachód nie przyzwyczaił się do tego samego w naszym kontekście.

Marcin Fijołek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych