Prof. Legutko: "Problem imigrantów urósł do takich rozmiarów, że nie ma zasadniczych rozwiązań". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce/YouTube
Fot. wPolityce/YouTube

Można się tylko cieszyć, że żyjemy w takim kraju, w którym nawet przy otwartych granicach i łatwości podróżowania, ten problem praktycznie nie istnieje. Dlatego trzeba robić wszystko co się da, żeby tego problemu nie zapraszać do Polski i nie ulegać presji

— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS.

wPolityce.pl: Widzimy, że problem imigrantów w Europie nasila się. Wciąż napływają masy ludzi, co widać chociażby na przykładzie „dżungli” w Calais. Nasila się też częstotliwość ataków terrorystycznych. Czy ta sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna?

Prof. Ryszard Legutko: Tak, ona się staje beznadziejna. Przyznam, że nie widzę tutaj żadnego rozwiązania. Mamy tutaj kilka kwestii. Pierwsza, to ogromna ilość mniejszości muzułmańskich w krajach zachodnich, która pojawiła się w ciągu ostatnich dziesięcioleci po wojnach, a także w efekcie procesu dekolonizacji. Wiemy, że mimo, iż upłynęły dwa, może nawet trzy pokolenia, to jednak te mniejszości, tak bardzo liczne, nie zasymilowały się. Co więcej, generują śmiertelnych wrogów porządku zachodniego - agresywnych, ale też pasywnych, dających wsparcie bierne, schronienie, czy udzielających informacji. To problem ogólny społeczeństw zachodnioeuropejskich, który jak się wydaje, nie ma żadnego rozwiązania. Członkowie tych mniejszości mają obywatelstwa swojego kraju, więc prawo nie pozwala na ekspulsję na podstawie tożsamości etnicznej. To jest coś niewyobrażalnego. Wszystkie akcje policyjne, służb bezpieczeństwa przeciwko terrorystom, jakkolwiek byłyby skuteczne, ten konflikt zaogniają, czynią bardziej groźnym i wcale nie poprawiają tego problemu asymilacji. To jest wielka grupa ludzi, która źle przynależy do społeczeństwa zachodniego i nie czuje związku aprobatycznego z resztą społeczeństwa.

Druga kwestia to imigranci, którzy pojawili się w ciągu ostatnich dwóch lat w nieprzewidywalnej ilości, nie dającej się zorganizować w sposób racjonalny. Po części wynikło to zapewne z poczucia szantażu, jaki odczuwali przywódcy polityczni, którzy nie mogli sobie pozwolić na zantagonizowanie mniejszości muzułmańskich w swoich krajach i tych wszystkich sił politycznych, które stały w ich obronie. Najpierw liczono na to, że to nie będzie taka duża grupa. Potem, że da się ją wyselekcjonować i „zrelokować” – czyli przemieścić na wszystkie kraje UE, co też się nie udało. Doszło do wzrostu agresji, rosnącego poczucia niebezpieczeństwa i bezradności polityków, którzy grają swoje stare melodie, w stylu: rozparcelujmy tych migrantów na wszystkie kraje, to może coś z tego będzie. Ilość imigrantów, która przechodzi w tej chwili, nie jest tak wielka jak niektórzy się obawiają i nie jest też mała. Nie wygląda też na to, żeby to jakoś ustało. Pojawiają się nowe szlaki, nowe możliwości i przekonanie wśród tych ludzi, że tutaj ciągle można się dostać.

Wydaje się, że jedynym wyjściem z tej sytuacji, jakie widzi Unia Europejska, to współpraca z Turcją. Prezydent Erdogan szantażuje UE i przypomina o obiecanych przez Unię 3 mld euro na utrzymanie obozów z uchodźcami w Turcji. Czy nie jest tak, że Unia jest w kleszczach Turcji ws. imigrantów?

Układ z Turcją był od początku krytykowany, także przez polityków unijnych, z tego powodu, że niewiele obiecywał. Dajemy im wiele, ale nie zmniejsza to wcale tego problemu. Liczono, że go nie zwiększy, tak, ale z pewnością nie zmniejszy. Erdogan był od zawsze partnerem „mało sympatycznym”, a po ostatnich wydarzeniach w Turcji, w których bardzo wyraźnie zmienił swoją orientację polityczną, staje się coraz mniej wiarygodny i coraz bardziej szantażuje UE: „będę robił to, co będę chciał w Turcji, a wam wara od tego, siedźcie cicho, bo inaczej nic z tego nie będzie”. Nie było właściwie złudzeń, że to coś w sposób zasadniczy zmieni, to był głos rozpaczy.

Ten problem urósł do takich rozmiarów, że nie ma zasadniczych rozwiązań. Można się tylko cieszyć, że żyjemy w takim kraju, w którym nawet przy otwartych granicach i łatwości podróżowania, ten problem praktycznie nie istnieje. Dlatego trzeba robić wszystko co się da, żeby tego problemu nie zapraszać do Polski i nie ulegać presji. Bo jeżeli pojawią się tutaj imigranci w dużych ilościach, będziemy realizować ten sam scenariusz, który był realizowany w społeczeństwach zachodnich i nikt nam nie pomoże w rozwiązaniu problemów, który stworzono.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych