Szkolni "dilerzy" soli i cukru... Po zmianie przepisów w szkołach dzieci są głodne, nie chcą niesłonej zupy i kwaśnego kompotu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.deavmi/Creative Commons 4.0
fot.deavmi/Creative Commons 4.0

Na początku miesiąca weszła w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia. W szkolnych stołówkach i sklepikach nastało zdrowe jedzenie, ale bez zdrowego rozsądku – ocenia „Rzeczpospolita”.

Firmy i osoby, które prowadzą szkolne sklepiki, nie mogą sprzedawać wyrobów zawierających znaczne ilości składników niezalecanych dla dzieci. Chodzi o te z cukrem i substancjami słodzącymi, a także produkty o dużej zawartości tłuszczu czy soli.

Okazało się, że dzieci dostają niesłodzoną herbatę, której nie chcą pić. Przedszkole nie kupiło innego niż cukier słodzika, bo musiałoby ogłosić przetarg

—opowiada pani Marta, której syn chodzi do przedszkola w centrum stolicy. Sama zaniosła do placówki słoik miodu.

Zabrakło zdrowego rozsądku. Idea wprowadzenia do szkół zdrowej żywności jest słuszna, ale jeśli te potrawy będą niesmaczne, dziecko nauczy się, że zdrowe odżywianie to przykrość

—tłumaczy Anna Sajdakowska, dietetyczka z Poradni Dietetycznej Metamorfoza.

Psycholog dziecięcy dr Aleksandra Piotrowska podpowiada, że zmiany sposobu żywienia nie powinny być nagłe.

Jeśli dotąd do gara kompotu wsypywano pół kilo cukru, to teraz należy ograniczać jego ilość stopniowo

—tłumaczy.

Stopniowo uczniowie, nawet ci młodsi, uczą się jak obchodzić szkolne przepisy. Przynoszą z domu sól, cukier i inne przyprawy, bo szkolne posiłki często okazują się dla nich niejadalne. Zdarza się też, że dzieci siedzą głodne w szkole, bo nie chcą jeść obiadów przygotowanych według zaleceń Ministerstwa Zdrowia. Niestety z menu stołówek musiały też zniknąć dania lubiane przez dzieci - takie jak naleśniki, kluski leniwe czy makaron z serem. Bez cukru wylądowałyby w koszu. Poza tym do jednego worka wrzucono batoniki, chipsy i drożdżówki, więc piekarze protestują i nie zgadzają się na to, by ich wyroby nazywano śmieciowym jedzeniem.

Ministerstwo Zdrowia może sobie pogratulować. Dzieci od małego uczą się jak można obchodzić przepisy i na hasło „zdrowe jedzenie” krzywią się z obrzydzeniem. Idea była słuszna, wykonanie to katastrofa, Trzeba najpierw edukować rodziców - podkreślają dietetycy.

Fot. Facebook
Fot. Facebook

Ministerstwo Zdrowia precyzuje: posiłki szkolne bez soli, kompoty bez cukru i zakaz białego pieczywa

A miało być zdrowo… Na przerwach uczniowie biegają po hot doga na stację benzynową albo po batony do sklepu

ann/PAP/”Rzeczpospolita”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych