Zaczynają się pojawiać oddolne inicjatywy. Ajenci szkolnych sklepików zbierają podpisy i organizują akcję „Ratujmy szkolne sklepiki”. Uczniowie techników i liceów łamią przepisy i opuszczają teren szkoły, żeby kupić sobie coś do jedzenia. Zakaz sprzedaży śmieciowego jedzenia w szkolnych sklepikach jest przestrzegany, ale co z tego…
Od tygodnia uczniowie przychodzą do mojego gabinetu i pytają, czemu oni, w połowie przypadków dorośli ludzie, stracili możliwość decydowania, co mogą zjeść w szkole
—mówi w rozmowie z „Dziennikiem Łódzkim” Janusz Bęben, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Łodzi.
Młodzież uprzejmie informuje mnie, że będzie łamać zakaz opuszczania terenu placówki, aby kupić hot doga na stacji benzynowej za ogrodzeniem
—dodaje dyrektor szkoły i martwi się o bezpieczeństwo swoich podopiecznych, za które w godzinach lekcji jest odpowiedzialny.
Dyrektor łódzkiej szkoły zaczął się już nawet zastanawiać nad sprowadzeniem pod szkołę samochodu z jedzeniem, który prowadziłby handel tuż za furtką placówki. Przepisów by w ten sposób nie łamał, a młodzież byłaby bezpieczna.
Właściciele sklepów położonych w okolicy szkół mogą się teraz cieszyć. Mają coraz więcej klientów. Na przerwach przybiegają uczniowie, żeby kupić sobie to, co zniknęło ze szkolnego sklepiku z początkiem września.
Szkolna rewolucja żywieniowa w praktyce wygląda na razie żałośnie.
ann/dzienniklodzki.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/265059-a-mialo-byc-zdrowo-na-przerwach-uczniowie-biegaja-po-hot-doga-na-stacje-benzynowa-albo-po-batony-do-sklepu