Ciekawe jak w tym sensie chcą zakwestionować obecność kawałka samolotu, znajdującego się 60 metrów przed brzozą?
No właśnie. Pamiętam jak jeden z członków komisji Millera pytany o tę część samolotu odpalił, dlaczego komisja Berczyńskiego czepia się faktu, że pewne rzeczy zostały przeniesione? Oczywiście uzasadniał to tym, że za zgodą organu prowadzącego badanie dopuszczalne jest, żeby zmniejszyć obszar oddziaływania tej komisji, bo wiadomo, że nie wszędzie trzeba ten teren zamknąć.
Ale to nie zmienia faktu, że pewne rzeczy były rozproszone dalej.
Tak, to prawda. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że skoro idzie taki przekaz medialny, że za zgodą czy wiedzą organu prowadzącego to badanie, można coś takiego zrobić, to dlaczego w raporcie Millera nie są podane rzeczywiste odległości do miejsc, w których te elementy zostały znalezione? Są tylko podane odległości do miejsc, do których zostały one przeniesione! To jest ewidentne zafałszowanie pewnych dowodów. Jak raport, który ma wyjaśniać taką tragedię, może zawierać w sobie takie błędy? Wiele wyjaśnia nagranie ze spotkania pana Millera z członkami komisji, gdzie mówi się o ręcznym sterowaniu wynikiem śledztwa. „Mamy zrobić tak, żeby nie było rozbieżności z raportem rosyjskim”. Trzeba pamiętać o tych słowach.
Mimo to opozycja nie odpuszcza i cały czas uderza w przedstawicieli komisji dr. Berczyńskiego, próbując zdyskredytować ich w oczach opinii publicznej. Tymczasem w komisji Millera zasiadali eksperci od ruchu dwukierunkowego na drogach dwupasmowych, budowy i eksploatacji spadochronów i paralotni czy od walki z otyłością…
Zarzuty stawiane pod adresem tej komisji, którą powołał pan minister Macierewicz są niedorzeczne. W przypadku katastrofy smoleńskiej musimy patrzeć pod kątem badania wypadków lotnictwa wojskowego. Zawsze odbywało się to tak, że była grupa specjalistów po swojej specjalności dla danego typu statku powietrznego, która doraźnie była powoływana, jeżeli dochodziło do jakiegoś zdarzenia. Zazwyczaj byli to inżynierowie, którzy awansując przechodzili do Dowództwa Sił Powietrznych, do jakiś inspektoratów czy instytutów. Natomiast patrząc na skład komisji Millera człowiek zaczyna się zastanawiać. Począwszy od pana pułkownika Edmunda Klicha, który już pierwszego dnia mówił o tym, że załoga była niewyszkolona, co doprowadziło do tego zdarzenia. A przecież z drugiej strony pan Edmund Klich był wysoko postawionym oficerem w komendzie Wyższej Oficerskiej Szkoły Sił Powietrznych. Jak taki człowiek, który szkolił tych ludzi i miał wpływ na organizację szkolenia, to jak ono powinno wyglądać, może powiedzieć, że coś wyglądało źle? Jakie sam sobie wtedy wystawia świadectwo? Powiedzmy szczerze: nikt z członków komisji Millera nie badał katastrofy tak wielkiego samolotu.
Od tego powinniśmy zacząć…
Zrozumiałbym, gdyby poproszono o jakieś wskazówki czy konsultacje ludzi, którzy badali katastrofy Iłów-62, które rozbiły się w Lesie Kabackim na Okęciu. Wówczas rozumiałbym, że pod ich kierownictwem czy nadzorem pewne rzeczy będą w jakiś sposób posuwane do przodu. Ale tutaj mamy ludzi, którzy zajmowali się badaniem zdarzeń samolotów ultra lekkich, albo tych z lotnictwa komercyjnego. I zauważmy, ta komisja daje w ciągu roku raport z katastrofy, w wyniku której z samolotu praktycznie nic nie zostało i który jest bardzo zbieżny z tym, co podała strona rosyjska. Z drugiej strony ta sama komisja do tej pory nie dała raportu z lądowania bez podwozia Boeinga 767 1 listopada 2010 roku. To jak to jest? Tutaj nie mieliśmy nic i w ciągu roku mamy raport, a tutaj mieliśmy wszystko i do tej pory nie ma raportu? Coś jest nie tak. Dlatego uważam, że pan Lasek jest bardzo wątpliwą jednostką. Patrząc na pana płk. Grochowskiego i innych z Inspektoratu Bezpieczeństwa Lotów MON, którzy uczestniczyli w pracach komisji Millera mam te same uwagi. Ci ludzie kilka miesięcy przed katastrofą smoleńską byli w spec pułku, gdzie przyjechali na kontrolę. Spec pułk dostał „5” z tej kontroli. I kilka miesięcy później okazuje się, że wszystko było źle? No na litość boską! Podnoszono temat braku symulatorów, ale nie było ich od lat i doskonale wszyscy o tym wiedzieli. Jedynie dostępne symulatory były za wschodnią granicą, ale rząd PO zapatrzony był na Zachód i nawet grosza nie przekazał na to, by pozwolono pilotom pojechać za wschodnią granicę, aby wykonali loty na symulatorach.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ciekawe jak w tym sensie chcą zakwestionować obecność kawałka samolotu, znajdującego się 60 metrów przed brzozą?
No właśnie. Pamiętam jak jeden z członków komisji Millera pytany o tę część samolotu odpalił, dlaczego komisja Berczyńskiego czepia się faktu, że pewne rzeczy zostały przeniesione? Oczywiście uzasadniał to tym, że za zgodą organu prowadzącego badanie dopuszczalne jest, żeby zmniejszyć obszar oddziaływania tej komisji, bo wiadomo, że nie wszędzie trzeba ten teren zamknąć.
Ale to nie zmienia faktu, że pewne rzeczy były rozproszone dalej.
Tak, to prawda. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że skoro idzie taki przekaz medialny, że za zgodą czy wiedzą organu prowadzącego to badanie, można coś takiego zrobić, to dlaczego w raporcie Millera nie są podane rzeczywiste odległości do miejsc, w których te elementy zostały znalezione? Są tylko podane odległości do miejsc, do których zostały one przeniesione! To jest ewidentne zafałszowanie pewnych dowodów. Jak raport, który ma wyjaśniać taką tragedię, może zawierać w sobie takie błędy? Wiele wyjaśnia nagranie ze spotkania pana Millera z członkami komisji, gdzie mówi się o ręcznym sterowaniu wynikiem śledztwa. „Mamy zrobić tak, żeby nie było rozbieżności z raportem rosyjskim”. Trzeba pamiętać o tych słowach.
Mimo to opozycja nie odpuszcza i cały czas uderza w przedstawicieli komisji dr. Berczyńskiego, próbując zdyskredytować ich w oczach opinii publicznej. Tymczasem w komisji Millera zasiadali eksperci od ruchu dwukierunkowego na drogach dwupasmowych, budowy i eksploatacji spadochronów i paralotni czy od walki z otyłością…
Zarzuty stawiane pod adresem tej komisji, którą powołał pan minister Macierewicz są niedorzeczne. W przypadku katastrofy smoleńskiej musimy patrzeć pod kątem badania wypadków lotnictwa wojskowego. Zawsze odbywało się to tak, że była grupa specjalistów po swojej specjalności dla danego typu statku powietrznego, która doraźnie była powoływana, jeżeli dochodziło do jakiegoś zdarzenia. Zazwyczaj byli to inżynierowie, którzy awansując przechodzili do Dowództwa Sił Powietrznych, do jakiś inspektoratów czy instytutów. Natomiast patrząc na skład komisji Millera człowiek zaczyna się zastanawiać. Począwszy od pana pułkownika Edmunda Klicha, który już pierwszego dnia mówił o tym, że załoga była niewyszkolona, co doprowadziło do tego zdarzenia. A przecież z drugiej strony pan Edmund Klich był wysoko postawionym oficerem w komendzie Wyższej Oficerskiej Szkoły Sił Powietrznych. Jak taki człowiek, który szkolił tych ludzi i miał wpływ na organizację szkolenia, to jak ono powinno wyglądać, może powiedzieć, że coś wyglądało źle? Jakie sam sobie wtedy wystawia świadectwo? Powiedzmy szczerze: nikt z członków komisji Millera nie badał katastrofy tak wielkiego samolotu.
Od tego powinniśmy zacząć…
Zrozumiałbym, gdyby poproszono o jakieś wskazówki czy konsultacje ludzi, którzy badali katastrofy Iłów-62, które rozbiły się w Lesie Kabackim na Okęciu. Wówczas rozumiałbym, że pod ich kierownictwem czy nadzorem pewne rzeczy będą w jakiś sposób posuwane do przodu. Ale tutaj mamy ludzi, którzy zajmowali się badaniem zdarzeń samolotów ultra lekkich, albo tych z lotnictwa komercyjnego. I zauważmy, ta komisja daje w ciągu roku raport z katastrofy, w wyniku której z samolotu praktycznie nic nie zostało i który jest bardzo zbieżny z tym, co podała strona rosyjska. Z drugiej strony ta sama komisja do tej pory nie dała raportu z lądowania bez podwozia Boeinga 767 1 listopada 2010 roku. To jak to jest? Tutaj nie mieliśmy nic i w ciągu roku mamy raport, a tutaj mieliśmy wszystko i do tej pory nie ma raportu? Coś jest nie tak. Dlatego uważam, że pan Lasek jest bardzo wątpliwą jednostką. Patrząc na pana płk. Grochowskiego i innych z Inspektoratu Bezpieczeństwa Lotów MON, którzy uczestniczyli w pracach komisji Millera mam te same uwagi. Ci ludzie kilka miesięcy przed katastrofą smoleńską byli w spec pułku, gdzie przyjechali na kontrolę. Spec pułk dostał „5” z tej kontroli. I kilka miesięcy później okazuje się, że wszystko było źle? No na litość boską! Podnoszono temat braku symulatorów, ale nie było ich od lat i doskonale wszyscy o tym wiedzieli. Jedynie dostępne symulatory były za wschodnią granicą, ale rząd PO zapatrzony był na Zachód i nawet grosza nie przekazał na to, by pozwolono pilotom pojechać za wschodnią granicę, aby wykonali loty na symulatorach.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 2 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/313402-nasz-wywiad-por-wosztyl-o-smolenskim-zespole-po-to-kpina-lasek-i-komisja-millera-zdyskredytuja-kazdego-kto-podwaza-ich-raport?strona=2