„Uderzenie i trzy wybuchy, a potem już cisza...” Atak na Musia i Wosztyla nic nie da. Pytania o skalę smoleńskiego kłamstwa aktualne

Fot. Andrzej Hrechorowicz/wSieci/MON.gov.pl
Fot. Andrzej Hrechorowicz/wSieci/MON.gov.pl

Wydarzenia ze środy, gdy prokuratura wojskowa ujawniła materiał dowodowy związany z wieżą kontroli lotów w Smoleńsku, trudno interpretować inaczej niż jako atak na wiarygodność śp. chorążego Remigiusza Musia oraz kapitana Artura Wosztyla. Wydaje się, że prokuratura wojskowa chciała zamknąć wątek dotyczący śledztwa smoleńskiego.

Muś i Wosztyl są bardzo ważnymi i niewygodnymi świadkami, których zeznania każą pytać o skalę kłamstwa rosyjskiego w sprawie 10/04.

Nieżyjący już Remigiusz Muś mówił w śledztwie m.in.:

W końcowej fazie lotu kontroler zapytał się czy chcą lądować (załoga Tu-154M – red.). Załoga odpowiedziała, że warunkowo podejdziemy. Kontroler wyraził zgodę na podejście. Ja nie słyszałem, aby kontroler zabronił im lądowania i odejście na zapasowe. Wydaje mi się, że kontroler powiedział TU-154M, że mają być gotowi do odejścia na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 metrów. (…) Usłyszeliśmy charakterystyczne gwiżdżące brzmienie silników tupolewa, typowe dla zmniejszanych obrotów przy zniżaniu. Nagle obroty wzrosły do maksymalnych, po dwóch sekundach uderzenie i trzy wybuchy i krótko trwający dźwięk zatrzymującego się jednego silnika a potem już cisza.

CZYTAJ TAKŻE: UJAWNIAMY! Co mówił Remigiusz Muś w smoleńskim śledztwie. Obszerne fragmenty zeznań. Opis miejsca katastrofy godzinę po zdarzeniu

Te fragmenty zadają kłam oficjalnej wersji wydarzeń. Po pierwsze wskazują, że w sprawie smoleńskiej możemy mieć do czynienia z bardzo poważną operacją rosyjskich służb. Bowiem słowa Remigiusza Musia stoją w sprzeczności z treścią stenogramów i nagrań, jakie Polska bada, jako nagrania z Tupolewa. Jeśli w stenogramach z rządowej maszyny roztrzaskanej w Smoleńsku nie ma słów, o których mówił Muś, oznacza to, że albo chorąży się pomylił, albo przekazane nam materiały są nierzetelne. Są zwykłym fałszerstwem. Być może już na poziomie zapisu w rejestratorze dźwięku Tu-154M.

Śp. Remigiusz Muś wskazywał, że tego, co słyszał, jest pewien, potwierdza to obecnie Artur Wosztyl. Czy taką samą pewność można mieć ws. nagrań z rejestratorów? Marek Pyza w październiku 2014 roku pisał w tygodniku wSieci, że takiej pewności mieć nie można.

Czy czarne skrzynki z Tu-154M zostały sfałszowane? Istnieje kilkanaście kopii zapisu głosowej czarnej skrzynki ze Smoleńska. Znacząco różnią się między sobą. Dodatkowo od początku pełną kontrolę nad rejestratorem mają Rosjanie

— wskazywał.

CZYTAJ TAKŻE: Potwierdzają się ustalenia ekspertów opisane we „wSieci”! Czarne skrzynki zmanipulowano, by ukryć komendy wydawane przez załogę

Przytaczał szokujące ustalenia prof. Gruszczyńskiej-Ziółkowskiej z Akademii Muzycznej, która stwierdziła, że nagrania z rządowego samolotu były poddawane obróbce tak, by ukryć część komend polskiej załogi Tupolewa. Naukowiec dodawała, że do dziś nie wiadomo, jak miałby brzmieć odgłos uderzenia brzozy w skrzydło, choć taki dźwięk został zidentyfikowany przez MAK oraz komisję Millera. Na jakiej podstawie?

Ustalenia prof. Gruszczyńskiej są spójne z wnioskami, które płynął z zeznań Remigiusza Musia. One poddają w wątpliwość zaufanie do materiału dowodowego, jaki Rosja przekazała Polsce. Trudno zrozumieć zatem pewność prokuratury wojskowej, która w tej sprawie podaje jednoznaczny komunikat, wskazując, że komendy dotyczącej zejścia na 50 metrów nie było. Pamiętając, że zapisy z rejestratorów tupolewa były kopiowane wielokrotnie, że są różne wersje tych nagrań takiej pewności mieć nie można. Nie dają jej również nagrania z wieży kontroli lotów, które także zostały opublikowane. Niestety przy tej okazji prokuratura wojskowa nie przekazała opinii publicznej tła związanego z tymi materiałami. A ono jest więcej niż znaczące.

Do dziś nie wiadomo bowiem co stało się z nagraniem wideo z wieży smoleńskiej. Wiadomo, że w baraku na smoleńskim lotnisku znajdowała się kamera rejestrująca wszystko, co się działo w czasie obsługi lotów. W filmie Anatomia Upadku 2 Anity Gargas pokazana została z kolei rozmowa z pracownikiem lotniska, który wskazywał, że magnetowid chodzi zawsze, a zaraz po wypadku w Smoleńsku zjawia się odpowiednia ekipa i zabezpiecza nagranie wideo. Pytany, co jeśli takiej kasety nie ma, odpowiada bez wątpliwości: „wtedy ten, który powinien zapewnić nagranie, idzie do więzienia”. Tymczasem w sprawie smoleńskiej nie mamy żadnych pewnych wiadomości dotyczących tego nagrania. Rosjanie podają oficjalnie, że kaseta się nie nagrała z racji awarii, ale nikt nie słyszał, by kontrolerzy z Rosji zostali aresztowani. Czy zatem nie mamy do czynienia z ukryciem ważnego dowodu? W grę w tej sprawie również wchodzi ujawnienie skali kłamstw rosyjskich. Nagranie wideo stanowi bowiem ważną dokumentację wskazującą co działo się w wieży. Dokumentację znacznie trudniejszą do manipulacji, bowiem ingerencję w obraz łatwiej wychwycić niż w dźwięk czy tekst pisany. Czy zatem zniknięcie kasety wideo nie jest przypadkiem zabiegiem mającym umożliwić rosyjskie matactwa, akcję fałszowania zapisów dotyczących Smoleńska?

Dziś nie można tego wykluczyć. A na pewno nie powinna tego robić prokuratura wojskowa. Jednak wydając swoje orzeczenie dotyczące komendy wieży kontroli lotów nie tylko oskarża polskich pilotów wożących najważniejsze osoby w Polsce o kłamstwo, ale również przyznaje, że rosyjska dokumentacja jest dla niej wiarygodna. Argumenty na rzecz takiego zaufania do Rosji trudno jednak znaleźć. Prokuratura działając w ostatnich dniach przykłada ręki do dezinformacji oraz podsyca niepewność związaną z 10/04, a także szczuje na polskich pilotów. Jest natomiast zupełnie bierna w innych szalenie ważnych obszarach działania – jak choćby w sprawie materiałów wybuchowych, ekshumacji ciał ofiar tragedii, wymuszeniu na Rosji przekazania materiałów ze śledztwa, w tym wraku, czy choćby takich spraw, jak nagrania z kamery, jaką tupolew miał zamontowaną na dziobie. Ten ostatni materiał mógłby być bardziej niż pomocny, ale nie słychać, by ktoś się o niego upominał albo go ujawniał czy wykorzystywał. Nie wiadomo w ogóle co się z nim dzieje. Zamiast rzetelnej pracy NPW prowadzi raczej chochole tańce.

Na skandal zakrawa natomiast sposób działania dotyczący stenogramów z JAKa-40. Prokuratura wojskowa publikuje je przy okazji oświadczenia ws. słów Musia, jakby miały potwierdzić, że komenda dotycząca 50 metrów nie pada. Rzeczywiście w zapisach jej nie ma, ale dlatego, że NPW dopuściła się w tej sprawie skandalicznej manipulacji. Upubliczniono jedynie fragment, który kończy się z chwilą „zaparkowania” JAKa na lotnisku. Nagranej przez załogę Jaka rozmowy wieży z rosyjskim Iłem nie ujawniono, choć to wtedy miała paść komenda związana z zejściem tego samolotu na 50 metrów. Jak mówił Antoni Macierewicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl na to, że taka komenda padła wobec Iła wskazuje również ekspertyza ABW dotycząca korespondencji radiowej z Iłem. Dlaczego zatem prokuratura wojskowa nie ujawniła tej części nagrania? Czy rację ma Marek Dąbrowski, który mówił w TV Republika, że nagranie to zostało zniszczone przez komisję Millera (jeśli tak, co z odpowiedzialnością karną winnych tego skandalu)? Czy też śledczy kolejny raz mącą opinii publicznej w głowach? Faktem jest, że jeśli taka komenda padła wobec Iła jest bardziej niż prawdopodobne, że padła również w czasie naprowadzania rządowego tupolewa. Czy to leży u podstaw braku ważnej części nagrań z JAK-a?

Słowa Remigiusza Musia to również bardzo niewygodny dowód dla ekspertów rządowych, zajmujących się sprawą smoleńską. Te zeznania pokazują wprost, że Maciej Lasek jest zwykłym kłamcą, gdy twierdzi, że żadni świadkowie nie słyszeli w Smoleńsku wybuchów. Takich, którzy słyszeli, było wielu – zespół smoleński wskazał na kilkaset relacji, zaś śp. Muś był jednym z tych, którzy tę sprawę stawiali jednoznacznie. Co ważne, te słowa padały z ust oficera Wojska Polskiego, który cieszył się ogromnym zaufaniem publicznym. Atak na wiarygodność Musia jest więc na rękę zarówno komisji Millera i zespołowi Laska, jak i prokuraturze wojskowej, która jak ognia boi się choćby rzetelnego badania tego, czy w Smoleńsku mogło dojść do zamachu. Zniszczenie wiarygodności Musia być może pozwoli uniknąć bolesnych decyzji i zadawania trudnych pytań. Czy na to liczy NPW?

A takie pytania to również wynik kolejnego wątku z zeznań śp. Musia.

Na miejsce katastrofy udaliśmy się po około 1 godzinie od jej zaistnienia. Kiedy przybyliśmy na miejsce, to pracowały już tam służby ratownicze. Ja widziałem dużo nagich ciał. Leżały one pomiędzy częściami samolotu. Jedno ciało ludzkie było całe. Pozostałe, to były części ludzkich ciał, ręce, nogi. Kiedy my tam byliśmy, to nikt się nimi nie interesował, tzn. nie przykrywał ich, nie zbierał. Byliśmy tam około 15 minut. W trakcie pobytu tam zauważyłem, że do poszczególnych stanowisk, utworzonych przez służby znoszono części samolotu. Tych stanowisk było tam już wtedy kilka. Stanowiska te wyglądały w ten sposób, ze był to stolik, na nim dokumentacja, laptop itp. Przy stanowiskach znajdowali się ludzie

— mówił chorąży.

Jego słowa pokazują nie tylko na obrażenia typowe dla wybuchu, ale również skalę nieprofesjonalnych działań Rosji, która już na godzinę po tragedii zaczęła niszczenie materiału dowodowego oraz mataczenie. Muś pokazał również zaskakujący stopień zorganizowania rosyjskich służb na lotnisku w Smoleńsku. Natychmiast po tragedii Rosja była w stanie zorganizować system maskowania prawdziwego obrazu miejsca katastrofy smoleńskiej. Jak to możliwe, skoro ponoć takiej tragedii nikt się nie spodziewał? Okazuje się, że Rosja natychmiast po śmierci polskiego prezydenta i 95 innych ofiar tragedii była gotowa do mataczenia i łamania podstawowych standardów w tej sprawie. Przemysł kłamstwa rosyjskiego właśnie się rozpędzał.

I ten przemysł punktuje i opisuje śp. Remigiusz Muś oraz Artur Wosztyl w swoich zeznaniach. Nieudolna obrona rosyjskiej wiarygodności w wykonaniu prokuratury wojskowej nic tu nie zmienia. Z jak wielką operacją dezinformacji mamy do czynienia? Czy u jej podstaw leży chęć ukrycia zamachu? Czego Polska może być pewna ws. 10/04? Pytania o skalę kłamstwa aktualne. Po niemal pięciu latach niewiele się zmieniło…

CZYTAJ TAKŻE: Macierewicz i Wosztyl odpowiadają prokuratorom: NPW manipuluje. „Nie ma mowy o pomyłce ws. rosyjskiej komendy zejścia na 50 metrów”

CZYTAJ TAKŻE: Marek Dąbrowski: Działania prokuratury wojskowej są kompletnie nieczytelne. NASZ WYWIAD

CZYTAJ TAKŻE: Mec. Pszczółkowski o działaniach NPW: Stanowisko prokuratury jest nieuprawnione i wysoce krzywdzące. NASZ WYWIAD

CZYTAJ TAKŻE: Ujawnione nagrania, „spalone” dowody. W co się bawi prokuratura?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.