Strajkujący nauczyciele stawiają na szali bezpieczeństwo swoich wychowanków_ - mówi Anna Chajkowska( imię i nazwisko zmienione)*, mama gimnazjalisty.
WPolityce.pl: Rozumie pani nauczycieli, którzy zapowiedzieli strajk?
Anna Chajkowska: Zawsze byłam przekonana, że nauczyciel to zawód z powołaniem. Bo kto o zdrowych zmysłach chciałby z własnej woli „użerać się” z dziećmi przez cały dzień i to w ilościach hurtowych. Mając ich jedno czy kilkoro, bardzo dobrze wiemy, że wpajanie im nauki i próby wychowywania, to często dopust Boży. Jak to z ludowego porzekadła „obyś cudze dzieci uczył”. Praca w optymalnie skrajnych, a często uznanych za szkodliwe warunkach. Za wynagrodzenie na skraju średniej krajowej. Bez żadnej gwarancji sukcesu, za to z całą masą zmiennych mogących zniweczyć cały trud. W zamian bezgraniczna miłość i wdzięczność, bądź pyskówka i pretensje: dyrektora, rodziców, dzieci. Więc osoby, które decydują się na taki krok w swej zawodowej karierze, muszą widzieć w tym coś więcej niż zwykłą pracę, sposób na zarobienie na utrzymanie. Jeszcze do niedawna sądziłam w swej naiwności, że protesty nauczycieli wynikają z ich zaniepokojenia o treść i sposób wprowadzania reformy oświaty. Bo rzeczywiście trudno podjeść zupełnie bezrefleksyjnie, że wszystko odbywa się w sposób wzorcowy. Żadna reforma, a zwłaszcza oświaty nie powinna być wprowadzana w takim tempie, na biegu, jak skok do rozpędzonego pociągu. Wszystko to racja, gdyby nie pewien drobny fakt, że tym rozpędzonym pociągiem jadą mali ludzie, tylko maszynisty od dawna tam nie ma. Więc i wyjścia innego nie ma, jak skakać, zanim pociąg osiągnie przepaść.
Kogo pani ma na myśli?
Mówię tu oczywiście o 6-latkach, które z całym dobrodziejstwem poprzedniej reformy właśnie trafiły do gimnazjów. Oni nie mają czasu czekać na przygotowywanie czegokolwiek, ich trzeba ratować już teraz i natychmiast. Wszystko, co będzie, będzie nieporównywalnie lepsze od obecnego status quo. Nawet najbardziej nieprzygotowana reforma. Wszystko co zatrzyma te dzieci w obecnym środowisku.
Czemu pani tak uważa?
Mam całkiem niezłą skalę porównawczą. 13-latka w systemie tzw. „7-latków” i 11-latka w systemie „6-latków”. Panowie dzięki reformie idą rok po sobie. Ten sam program, ci sami nauczyciele, i zupełnie dwa inne światy. Dlatego wiem co mówię, testujemy na naszej rodzinie od 6 lat reformę „mądrzejszych” dzieci. Rozmawiam również z nauczycielami gimnazjum, tymi strajkującymi przeciw reformie, jak radzą sobie młodsze dzieci w gimnazjum. „Oj Pani da spokój, tak rozmawiamy z koleżankami, że to jeszcze takie małe dzieci, one w ogóle sobie nie radzą, a mamy ich po połowę w każdej klasie”. Bo wbrew pozorom ten 1 rok na poziomie 11-13 lat, to przepaść.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Strajkujący nauczyciele stawiają na szali bezpieczeństwo swoich wychowanków_ - mówi Anna Chajkowska( imię i nazwisko zmienione)*, mama gimnazjalisty.
WPolityce.pl: Rozumie pani nauczycieli, którzy zapowiedzieli strajk?
Anna Chajkowska: Zawsze byłam przekonana, że nauczyciel to zawód z powołaniem. Bo kto o zdrowych zmysłach chciałby z własnej woli „użerać się” z dziećmi przez cały dzień i to w ilościach hurtowych. Mając ich jedno czy kilkoro, bardzo dobrze wiemy, że wpajanie im nauki i próby wychowywania, to często dopust Boży. Jak to z ludowego porzekadła „obyś cudze dzieci uczył”. Praca w optymalnie skrajnych, a często uznanych za szkodliwe warunkach. Za wynagrodzenie na skraju średniej krajowej. Bez żadnej gwarancji sukcesu, za to z całą masą zmiennych mogących zniweczyć cały trud. W zamian bezgraniczna miłość i wdzięczność, bądź pyskówka i pretensje: dyrektora, rodziców, dzieci. Więc osoby, które decydują się na taki krok w swej zawodowej karierze, muszą widzieć w tym coś więcej niż zwykłą pracę, sposób na zarobienie na utrzymanie. Jeszcze do niedawna sądziłam w swej naiwności, że protesty nauczycieli wynikają z ich zaniepokojenia o treść i sposób wprowadzania reformy oświaty. Bo rzeczywiście trudno podjeść zupełnie bezrefleksyjnie, że wszystko odbywa się w sposób wzorcowy. Żadna reforma, a zwłaszcza oświaty nie powinna być wprowadzana w takim tempie, na biegu, jak skok do rozpędzonego pociągu. Wszystko to racja, gdyby nie pewien drobny fakt, że tym rozpędzonym pociągiem jadą mali ludzie, tylko maszynisty od dawna tam nie ma. Więc i wyjścia innego nie ma, jak skakać, zanim pociąg osiągnie przepaść.
Kogo pani ma na myśli?
Mówię tu oczywiście o 6-latkach, które z całym dobrodziejstwem poprzedniej reformy właśnie trafiły do gimnazjów. Oni nie mają czasu czekać na przygotowywanie czegokolwiek, ich trzeba ratować już teraz i natychmiast. Wszystko, co będzie, będzie nieporównywalnie lepsze od obecnego status quo. Nawet najbardziej nieprzygotowana reforma. Wszystko co zatrzyma te dzieci w obecnym środowisku.
Czemu pani tak uważa?
Mam całkiem niezłą skalę porównawczą. 13-latka w systemie tzw. „7-latków” i 11-latka w systemie „6-latków”. Panowie dzięki reformie idą rok po sobie. Ten sam program, ci sami nauczyciele, i zupełnie dwa inne światy. Dlatego wiem co mówię, testujemy na naszej rodzinie od 6 lat reformę „mądrzejszych” dzieci. Rozmawiam również z nauczycielami gimnazjum, tymi strajkującymi przeciw reformie, jak radzą sobie młodsze dzieci w gimnazjum. „Oj Pani da spokój, tak rozmawiamy z koleżankami, że to jeszcze takie małe dzieci, one w ogóle sobie nie radzą, a mamy ich po połowę w każdej klasie”. Bo wbrew pozorom ten 1 rok na poziomie 11-13 lat, to przepaść.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/333650-tylko-u-nas-strajkujacy-nauczyciele-stawiaja-na-szali-bezpieczenstwo-swoich-wychowankow-mowi-mama-gimnazjalisty