Prof. Chwedoruk: "PO jest skazana na rywalizację z Ryszardem Petru, z KOD-em o to, kto będzie bardziej jednoznacznie przeciwnikiem PiS". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.wpolityce.pl/youtube.com
fot.wpolityce.pl/youtube.com

Prawo i Sprawiedliwość toczy walkę w skali makro - o to, by utrzymać przy sobie tych wyborców, którzy przyszli i zagłosowali na tę partię warunkowo, tudzież jeszcze poszerzyć ten krąg, jeśli np. zapowiedzi zmian konstytucyjnych miałyby być w przyszłości realne. Natomiast Platforma Obywatelska toczy walkę w obrębie mniejszości swojej puli wyborców

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.

CZYTAJ TAKŻE: „Jarosław Kaczyński będzie realnym, rzeczywistym szefem wielkiego obozu zmian”

wPolityce.pl: W sobotę odbył się Kongres Prawa i Sprawiedliwości oraz Konwencja Platformy Obywatelskiej. Czy możemy dziś wskazać, która partia wygrała?

Prof. Rafał Chwedoruk: W zasadzie przez dekadę polska polityka w znacznym stopniu była mierzona konwencjami Platformy i Prawa i Sprawiedliwości - dwóch partii o porównywalnym potencjale, porównywalnym poparciu społecznym. One organizowały wokół siebie dwa główne bieguny polskiej polityki. Wtedy rzeczywiście moglibyśmy to w quasi sportowych kategoriach traktować. Dziś nie można tego pojedynku traktować w kategoriach sportowych, ponieważ drogi tych partii się rozeszły. Prawo i Sprawiedliwość stało się partią rządząca i to, już w tym momencie, po kilku miesiącach rządzenia można dyskutować, czy partią, która jest niemal pewnym zwycięzcą kolejnych wyborów parlamentarnych. Natomiast Platforma została zdegradowana z tej ligi. W tej chwili jest partią średniej wielkości, dla której głównym wyzwaniem jest zapewnienie sobie statusu lidera wśród kilku środowisk opozycyjnych. Jak sądzę, nie tak prędko zobaczymy PO w roli partii, która mogłaby z Prawem i Sprawiedliwością i obecnym obozem władzy stawać do walki jak równy z równym. W tym sensie obie te partie toczą pojedynki na trochę różnych poziomach. Prawo i Sprawiedliwość toczy walkę w skali makro - o to, by utrzymać przy sobie tych wyborców, którzy przyszli i zagłosowali na tę partię warunkowo, tudzież jeszcze poszerzyć ten krąg, jeśli np. zapowiedzi zmian konstytucyjnych miałyby być w przyszłości realne. Natomiast Platforma Obywatelska toczy walkę w obrębie mniejszości swojej puli wyborców, bez perspektyw na szybkie pozyskanie nowych sympatyków. W tym momencie widzimy mniej więcej trzy podmioty opozycyjne, które walczą o tych samych wyborców. Epoka, w której politykę mierzyliśmy pojedynkiem PiS-PO przechodzi trochę do przeszłości, co przynajmniej nie znaczy, że należy się spodziewać łatwego zniknięcia PO z polskiej polityki. Natomiast Platformy tak potężnej, jak obserwowaliśmy szczególnie w latach 2007-2014, pewnie już w polskiej polityce nie zobaczymy.

CZYTAJ TAKŻE: Antyrządowa histeria na konwencji PO. Schetyna: „To Polacy będą decydować o tym, czy chcą Polski europejskiej czy pisowskiej”

Grzegorz Schetyna mówił głownie o swoim politycznym rywalu. Nazwisko Jarosława Kaczyńskiego padało z jego ust aż 32 razy. Czy to oznacza, że Schetyna ma „kompleks Kaczyńskiego”?

Są tacy politycy w polskim życiu publicznym, których osobiste urazy, sympatie, antypatie motywowały do działań. Takim politykiem niewątpliwie był Donald Tusk. Jak sadzę, Grzegorz Schetyna jest bliżej pragmatycznego bieguna polskiej polityki. Platforma jest w takiej sytuacji, w której przede wszystkim musi dążyć do utrzymania tego, co ma: w wymiarze sympatii wyborczych, jeśli chodzi o rozgałęzione wpływy w strukturach samorządowych. Wyborcy PO i ci, którzy zostali przy tej partii, to wyborcy najbardziej antypisowscy. Stąd Platforma jest skazana na rywalizację z Ryszardem Petru, z Komitetem Obrony Demokracji o to, kto będzie bardziej jednoznacznie przeciwnikiem Prawa i Sprawiedliwości. Stąd wypowiedź o impeachmencie, który jest instrumentem - jeśli nawet by go wprowadzić - bardzo trudnym do zastosowania. Jest także instrumentem budzącym wątpliwości. widać, co dzieje się w Brazylii, gdzie trudno powiedzieć, żeby tamtejszy impeachment miał cokolwiek wspólnego ze standardami demokracji. Pamiętajmy również o tym, że PO ma dwa podstawowe atuty. Jednym są ich międzynarodowe wpływy poprzez Europejską Partię Ludową, czym góruje nad resztą opozycji. Drugie, to owe struktury samorządowe. W naturalny sposób partia ta będzie chciała uczynić kwestie europejskie osią sporu. Po drugie, próbowała wykorzystać struktury samorządowe do tego, by pojawiła się oś sporu samorząd-państwo. Szczególnie w bogatszych regionach, najbogatszych województwach, w najbogatszych miastach naturalne będą tendencje niechęci współuczestnictwa w redystrybucji dochodów w skali państwa. To częste w dzisiejszym świecie zamykanie się, partykularna niechęć zamożniejszych do dzielenia się wysokimi dochodami podatkowymi. Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość w naturalny sposób jest partią, która od lat mówi o potrzebie ograniczenia dysproporcji w rozwoju przestrzennym kraju. Sprzeciwiało się między innymi choćby tym początkowym pomysłom Michała Boniego aglomeracyjnego rozwoju Polski i dlatego te rzeczy PO i jej obecny lider akcentowali. Wyraźnie pokazuje to strategię tej partii. Ona chce utrzymać to, co ma w tej chwili do wyborów samorządowych, bo wtedy okaże się, że inne główne podmioty opozycji mają po prostu tych atutów dużo mniej. W tym sensie mam wrażenie, że to, co czynu Grzegorz Schetyna było próbą - po pierwsze - odezwania się do własnych wyborców, którzy jeszcze zostali, a po drugie, elementem, pojedynku wewnątrz opozycji. Natomiast tego, żeby Grzegorz Schetyna wszedł w  miejsce Donalda Tuska, w rolę głównego przeciwnika Jarosława Kaczyńskiego, to sporo jeszcze musi się wydarzyć. Walka o przywództwo w obrębie opozycji musiałaby zostać ostatecznie rozstrzygnięta. Warto zwrócić uwagę na to, że Jarosław Kaczyński też próbował kontrastować, pokazywać, że PiS będzie antytezą wcześniejszych rządów, to jednak wiele fragmentów jego wypowiedzi było pójściem do przodu. Było odniesieniem się do sytuacji takiego państwa jak Polska w dobie globalizacji, w kontekście Brexitu, w kontekście dużych zmian geopolitycznych. To pokazuje, jak bardzo polska polityka się w latach 2014-2015 zmieniła.

CZYTAJ TAKŻE: „Tłum śpi, ziewa i dłubie w nosie”. Internauci podsumowali wystąpienie Grzegorza Schetyny na konwencji Platformy

Z przemówień liderów partii można wywnioskować, że są dwie wizje Polski. Wizja Polski Platformy Obywatelskiej to nie tyle wzmacnianie naszego kraju, co dążenie za wszelką cenę do silniejszej integracji z Unią Europejską. Z kolei Polska Prawa i Sprawiedliwości, to państwo silne, będące - co prawda - w unii, ale jednak niezależne.

To nie jest oś sporu o bycie w Europie. W Polsce nie było, nie ma i nie będzie jeszcze przez wiele lat takiej alternatywy dlatego, że nasze prozachodnie postawy są bardzo mocno historycznie zakorzenione. Natomiast już w tym momencie w Europie, także w Europie Zachodniej, mamy początek bardzo poważnego sporu o przyszłość kontynentu. To, że ten spór wybuchnie było jasne co najmniej od kryzysu greckiego. Mówiąc w skrócie, jest to spór o to, w którą stronę Europa ma pójść dalej. Czy ma pójść w tą stronę, którą sygnalizował słynny już przeciek ze strony niemieckiej tuż po Brexicie, to znaczy stworzenia de facto organizmu federalnego, który zacząłby sprowadzać państwa do roli czysto symbolicznej. Realne procesy decyzyjne przechodziłyby na poziom ponadpaństwowy, ponadnarodowy, co docelowo musiałoby oznaczać likwidację państw uczestniczących w tym mechanizmie, czy też - jak chce drugi biegun tego sporu, Europa powinna powrócić do złotych lat integracji. Były to lata od powstania wspólnoty europejskiej do Traktatu z Maastricht. Wtedy Europa się rozwijała i poziom życia rósł, a  skala wyzwań była dużo mniejsza niż dzisiaj. Wypowiedzi w tej materii padają nie tylko z ust lidera PiS. Takie same wypowiedzi dotyczą świata zachodniego. Tuż po Brexicie ukazał się apel 20 francuskich intelektualistów, raczej dalekich od prawicy i wśród nich był znany lewicowy polityk, którzy mówili, że trzeba powrócić do tej Europy de Gaulle’a, bardziej związanej z myśleniem konfederacyjnym, suwerennością państw i odejściem od neoliberalnych wzorców gospodarczych. Wcześniej czy później nas w Polsce także czeka ten spór. PiS będzie myślał bardziej w kategoriach wspólnoty państw w Europie, tak jak to było w złotych latach integracji europejskiej. Natomiast środowiska liberalne i część społeczeństwa je popierająca będzie w większym stopniu skłonna akcentować pomysły pogłębiania integracji europejskiej. Natomiast w tej chwili, o ile w przypadku Prawa i Sprawiedliwości można mówić o w miarę spójnych koncepcjach dotyczących przyszłości, to w przypadku Platformy Obywatelskiej jest to dużo bardziej złożone. Partia ta przeszła głęboką ewolucję, a u jej kresu doszło do załamania wpływów wyborczych. Na początku była partią bardzo liberalną, szczególnie w kwestiach gospodarczych, potem stała się pragmatyczną partią władzy. Problem polega na tym, ze dziś żadnej z tych funkcji nie byłoby łatwo spełnić Platformie. Choćby to, że na skutek kryzysu gospodarczego musiała odchodzić od swoich liberalnych założeń. Nie przelicytuje Ryszarda Petru, nie mówiąc już o duecie Korwin-Kukiz w skrajnie rynkowych pomysłach gospodarczych. Z drugiej zaś strony pragmatyczna partia u władzy to taka partia, która sprawuje rządy. Platforma na szczeblu państwowym już ich nie sprawuje i jak sądzę, partia ta będzie musiała głęboko przemyśleć, w którą stronę się kierować. To, co Grzegorz Schetyna wypowiedział na temat myśli Jana Pawła II wskazuje na to, że PO będzie próbowała bardziej trzymać się centrum polskiej polityki. To centrum jest dzisiaj bardziej prosocjalne niż liberalne i trochę bardziej konserwatywne światopoglądowo niż liberalne. Platforma będzie miała tutaj duże dylematy, którym segmentem elektoratu ryzykować, kiedy spróbuje zaprezentować pełniejszą wizję, niż koncepcję osi sporu z PiS, o jakich mówił lider tej partii.

Czytaj dalej na następnej stronie===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych