Biedroń, Sroczyński i inni pomagierzy PiS. Dopóki opozycja nie zrozumie, że nie ma powrotu do symbolicznej III RP, dopóty Kaczyński nie będzie miał z kim przegrać

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Jeśli rządzący dziś politycy nie chcą powtórzyć scenariusza Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, powinni zauważać takie polemiki jak poniższa, wczytywać się w nie i wyciągać z nich wnioski. Łamy „Gazety Wyborczej” (ale i „Polityki”, „Newsweeka” i kilku innych tytułów) od dobrych kilku miesięcy stały się miejscem, w którym kolejni autorzy rywalizują na coraz ostrzejsze, emocjonalne i agresywne słowa i porównania. Część z tych histerycznych reakcji [odnotowujemy na naszym portalu].

Ale im większe i bardziej wzburzone jest publicystyczne morze zarzucające koniec demokracji, faszyzm, wyjście z Europy i co tam jeszcze narodzi się w rozpalonych głowach komentatorów, tym uważniej trzeba zauważać takie głosy i próby płynięcia pod prąd jak Grzegorza Sroczyńskiego. Autor ten - zazwyczaj w nieco męczącym formacie listów - publikuje na łamach „Wyborczej” nie tylko o cztery poziomy emocji niżej niż swoi koledzy, ale co ważne - w sposób o wiele bardziej złożony, a przez to ciekawy.

TAKŻE: Kubek herbaty od Czerskiej i „Tygodnika Powszechnego”. Mała nadzieja na to, że nie wszyscy sfiksowali

Z rozbawieniem (choć w zasadzie smutne było to rozbawienie) obserwowałem, jak wspomniany Sroczyński jest w swoim środowisku ustawiany do pionu, a momentami wręcz glanowany za felieton-list skierowany do polityków PiS. Warto przeczytać całość tego tekstu, poniżej jego główna myśl:

Środowiska wam nieprzychylne chcą poważnych zmian. Widzą niedomagania państwa z grubsza tam, gdzie wy je widzicie. Nie będą was kochać, nie będą na was głosować, ale mogłyby współpracować przy konkretnych reformach. (…) Wasze reformy tylko wtedy się powiodą, gdy radykalnie obniżycie temperaturę sporu politycznego. Nie powtarzajcie, że to wina „totalnej opozycji”, która podgrzewa atmosferę. Na podwórku pod trzepakiem zgoda panowała wtedy, gdy ustępował silniejszy. (…) Macie wybór: coś pożytecznego zrobić przez te cztery lata albo brnąć w konflikty, odtrącać kolejne grupy i słuchać naszych jęków. Faszyzmu z tego nie będzie, ale bałagan - na pewno.

Nawet tak delikatne odstępstwo od „totalnej” linii redakcyjnej „Gazety Wyborczej” spotkało się z ostrą krytyką. Tomasz Lis nazwał Sroczyńskiego „pomagierem PiS”…

… a Aleksander Smolar strofował go w swoim tekście:

Nie jest to pierwszy przykład na to, że pewnej lewicy - również, jak się okazuje, tej z „Gazety Wyborczej” - bliższy jest, ze względu na elementy programu socjalnego, nacjonalistyczny, klerykalny, autorytarny PiS od ludzi, którzy bronią wartości demokratycznych i szacunku dla państwa prawa; nawet jeżeli są - o zgrozo! - liberałami. (…) Z pewną melancholią wspominam „Gazetę Wyborczą”, która odgrywała istotną rolę w czasach polskich przemian (oczywiście poza tymi ostatnimi, PiS-owskimi), popularyzując idee liberalizmu zarówno w jego wymiarze politycznym, kulturowym, jak i ekonomicznym. Mam nadzieję, że „Wyborcza” nie zrezygnuje z kontynuowania tej tradycji

— napisał prezes zarządu Fundacji Batorego.

Jeszcze dalej poszedł redakcyjny kolega Sroczyńskiego, Bartosz Wieliński:

Pozwolą państwo na jeszcze jeden fragment tej wymiany dziennikarskich ciosów i uszczypliwości. Grzegorz Sroczyński w odpowiedzi:

Ciekaw jestem, co jeszcze musi się wydarzyć, żeby do nas dotarło, że straszeniem Kaczyńskim nie wygrywa się w Polsce wyborów. I że każda krytyka tej władzy abstrahująca od rzeczywistych podstaw jej wyborczych sukcesów de facto tę władzę utrwala. (…) Teraz PiS próbuje przekonać obywateli (na razie skutecznie), że jako jedyny widzi problemy, o których na co dzień rozmawia polska prowincja i klasy niższe. My natomiast tych problemów nie widzimy albo traktujemy jako drugorzędne. (…) Jeśli opozycja chce odsunąć od władzy PiS, musi mieć własne, w miarę jasne odpowiedzi na te społeczne bolączki. Słyszę: ależ to są didaskalia, teraz trzeba bronić demokracji, a potem „się zobaczy”. Otóż nic się nie zobaczy. Bo PiS tematy społeczne całkowicie zawłaszczy i wygra w cuglach kolejne wybory. Nawet nie będzie musiał tych problemów rozwiązywać, wystarczy, że wmówi części wyborców: „Zobaczcie, opozycja waszych trosk nawet nie widzi”.

Dlaczego warto zajmować się tym wewnętrznym sporem między dziennikarzami „Gazety Wyborczej”? Nie dlatego przecież, że są przesadnie ważne, ale dlatego, że symboliczne. Symbolicznie pokazują bowiem, że do sytuacji sprzed 2015 roku i podziałów na Światłą Polskę Platformy i Czarną Polskę PiS nie ma już powrotu.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.