Prof. Rzepliński po raz trzeci (!) wykorzystał urzędowe pismo do politycznych gierek. I znów ustawił się w roli wyroczni. Kiedy skończy się wojna o Trybunał?

Fot. Michał Józefaciuk/senat.gov.pl/CC/Wikimedia Commons
Fot. Michał Józefaciuk/senat.gov.pl/CC/Wikimedia Commons

Prezes Trybunału Konstytucyjnego postanowił w czwartek po raz trzeci (!) w ostatnich tygodniach zagrać urzędowym pismem w celach polityczno-propagandowych. Przypomnijmy, że wcześniej - z tym, że nie bezpośrednio jak w przypadku listu Pawła Szałamachy - z TK wyciekły pisma najpierw szefowej KPRM Beaty Kempy, a następnie ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Archiwa nie płoną, warto wrócić do tych spraw, pochylając się nad historią Rzepliński-Szałamacha.

Sprawa listu Beaty Kempy: W co gra Andrzej Rzepliński? KULISY SPRAWY: Prezes TK nie odpowiedział na pismo KPRM, tylko pobiegł do „Wyborczej” i wprowadził w błąd opinię publiczną!

Sprawa listu Zbigniewa Ziobry: TYLKONAS. Pismo Ziobry do Rzeplińskiego w sprawie rozprawy TK: „Próby działania TK poza ustawowym reżimem nie zyskają legitymizacji”. Przeczytaj całość!

Schemat działania był i, niestety, jest zawsze taki sam. Najpierw zaprzyjaźniona redakcja otrzymywała list (bądź jego fragment), alarmując, że oto nad Wisłą dochodzi do skandalicznych nacisków władzy na niezależnych sędziów Trybunału, na czele z jego prezesem. Po kilkugodzinnej gorączce, załamujących ręce prawnikach i najcięższej artylerii słownej opinia publiczna poznawała pełną treść listu. Wówczas okazywało się, że była to w miarę normalna (choć trzeba przyznać, że mało przyjazna) wymiana pism urzędowych między (kiepsko) współpracującymi ze sobą instytucjami. KPRM, Prokuratura Generalna, Ministerstwo Sprawiedliwości, Ministerstwo Finansów, Trybunał Konstytucyjny. W gruncie rzeczy - nic nadzwyczajnego. Niemniej jednak przez kilka godzin udało się wytworzyć na tyle gorącą atmosferę, że ta siłą rozpędu odnosiła się później do relacji z całego wydarzenia. I nawet jeśli narracja o naciskach i presji nie wytrzymywała zderzenia z rzeczywistością, to coś zawsze się przykleiło.

Historia z pismem Szałamachy była bliźniacza. Minister finansów napisał do prezesa TK niezwykle uprzejme pismo, w którym poprosił o wyciszenie emocji aż do prognozy jednej z agencji ratingowych, która ma zostać opublikowana 13 maja. Po co Szałamacha wysłał ten list do Rzeplińskiego? Czy była to czysta naiwność, że prezes TK - którego wypowiedzi nie są przesadnie istotne, ale jednak jakoś tam ważne w tym, jak patrzy się na Polskę za granicą - weźmie pod uwagę tę prośbę i postawi interes Rzeczpospolitej nad kilkudniowymi popisami w mediach? A może minister finansów, czując co się święci (obniżka ratingu) chciał podzielić się choć częścią odpowiedzialności z Andrzejem Rzeplińskim? A może prawda leży w jeszcze innych motywacjach Szałamachy?

Jakkolwiek by nie było, Szałamacha wykazał się naiwnością, a prezes Rzepliński po raz kolejny podjął polityczną grę - grę, która nie przystoi niezależnemu sędziemu TK. Pismo nie tylko ujawnił, ale jeszcze pozwolił, by sympatyzujące z nim media stworzyły materiały pod hasłem „knebel dla Rzeplińskiego od rządu”. Nie wierzą państwo? Proszę zerknąć na materiał w „Faktach”. Inna rzecz, że Rzepliński nie wytrzymał presji - proszę wyobrazić sobie, jak mocną kartą okazałby się ten list, gdyby 13 maja prezes TK zaprezentował go na konferencji prasowej i oznajmił: „Poświęciłem się, mimo wszystkich niesnasek i konfliktów”. Ale ego pana profesora nie mogłoby tego znieść, show musiał zostać odegrany wcześniej.

TAKŻE: Niech minister Szałamacha kupi prezesowi Rzeplińskiemu złoty fotel. Może to zaspokoi wielkie ego pana sędziego

Ciąg dalszy na następnej stronie.

123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.