Minister Jurgiel gromi „obszarników”. Następny etap to rozkułaczanie?

Fot. Freeimages.com
Fot. Freeimages.com

Jakaś forma ochrony ziemi jest z pewnością konieczna – co do tego nie ma wątpliwości. Jednak projekt, który chce przegłosować PiS, grozi skutkami, nad którymi chyba nikt się nie zastanowił, brutalnie ingeruje w prawo własności, zaś wypowiedzi ministra Jurgiela brzmią jak pogróżki bolszewickiego komisarza od kołchozów. Nie tędy droga.

CZYTAJ TAKŻE: Jurgiel: „Taka jest potrzeba naszego narodu, aby ziemia była uprawiana przez fachowców i żeby po prostu nie przechodziła w niepożądane ręce”

Ustawa o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych ustaw została wymuszona przez kończący się niedługo okres ochrony polskiej ziemi przed kupowaniem jej przez cudzoziemców. Nie będę wchodził w spór, czy obawy dotyczące tego procederu są uzasadnione czy nie – opinie na ten temat są różne. Rząd stanął zatem przed wyzwaniem, wynikającym z przyjętego założenia, że polskiej ziemi cudzoziemcy kupować nie powinni. Po upływie okresu ochronnego nie można im już jednak tego zakazać, bo byłaby to dyskryminacja łamiąca podstawowe wolności UE. Jedynym sposobem jest zatem obejście tej trudności poprzez wprowadzenie ograniczenia dotyczącego wszystkich – także Polaków. Stąd wprowadzenie zakazu sprzedaży ziemi rolnej osobom bez kwalifikacji rolniczych oraz uczynienie Agencji Nieruchomości Rolnych obowiązkowym pośrednikiem sprzedaży gruntów. Aby kupić ziemię, trzeba będzie dodatkowo mieszkać w danym miejscu co najmniej pięć lat, a na sprzedaż ziemi konieczna będzie zgoda ANR. Przy okazji granicę wielkości indywidualnego gospodarstwa ustalono na 300 ha, a minister Jurgiel narzeka, że to i tak za wiele.

To nie jest wylanie z kąpielą jednego dziecka, ale całego tabunu dzieci. Projekt, owszem, zapewne utrudni nabywanie ziemi przez cudzoziemców, ale zarazem w zakresie obrotu ziemią wprowadza czysty etatyzm i przy okazji tworzy gigantyczny mechanizm korupcyjny, obsługiwany przez ANR. Monopolista decyzyjny i faktyczny dysponent ziemi w naturalny sposób musi się stać biorcą łapówek.

Minister Jurgiel proszony o uzasadnienie kontrowersyjnych zmian nie odpowiada w ogóle na zarzuty. Jeden z nich to pewny spadek wartości ziemi (wynikający z narzucenia prawa pierwokupu przez ANR), co może pogrążyć tych rolników, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne właśnie pod zastaw swojego gruntu. Wartość zabezpieczenia spadnie, a to może oznaczać, że bank albo zgłosi się po dodatkowe zabezpieczenie (np. w postaci nieruchomości), albo zażąda natychmiastowej spłaty części kredytu.

Inny przemilczany przez ministra skutek to ruina osób prywatnych – nie rolników – które zainwestowały w ziemię rolną, traktując ją jako lokatę kapitału. Miały do tego oczywiście prawo. Dziś zostaną na lodzie nie ze swojej winy, ale dlatego, że rząd postanowił drastycznie zmienić stan prawny. To tak jakby nagle znacjonalizować wszystkie oszczędności obywateli powyżej, powiedzmy, 20 tys. złotych, „bo kraj jest w potrzebie”. A kto ma pretensję, niech ją ma do siebie, bo mógł kasę trzymać w skarpecie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.