Rozmawiałem ostatnio z dobrym znajomym, żywo zainteresowanym zmianami w Polsce i trzymającym kciuki za projekt sanacji państwa, który przygotowało i próbuje wprowadzać Prawo i Sprawiedliwość. Po wymianie uwag i wątpliwości na temat działań nowego rządu ws. Trybunału Konstytucyjnego i lawiny krytyki, jaka spada na PiS, znajomy odparł coś w stylu:
Wszystko fajnie, z tymi opornikami i KOD nawet śmiesznie, ale spirala nakręca się tak bardzo, że boję się jednego - nie tego, że PiS straci poparcie albo dojdzie do zmiany władzy. Boję się, że to się skończy drugim Cybą.
Przyznam szczerze, że nie podzielałem i wciąż nie do końca podzielam te obawy. Ale lepiej dmuchać na zimne, do czego skłaniają coraz wyższe obroty, na które wpada część lewicowo-liberalnych środowisk.
To wpis dr. Wojciecha Szewki, świetnego eksperta ds. stosunków międzynarodowych, kojarzonego jednak z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, a nie konserwatywnym środowiskiem.
I rzeczywiście, nie sposób nie zgodzić się z tym kierunkiem myślenia. Coraz większe oskarżenia, coraz ostrzejsza histeria, coraz mocniejsze słowa. Twiitterowe konto Tomasza Lisa - niechby nawet traktować je kabaretowo, a wpisy nie do końca trzeźwo - zasługuje na głęboką refleksję z pogranicza medycyny, a nie publicystyki.
Na przykład:
Oczywiście - Lis miał zapewne na myśli, że Andrzej Duda traci poparcie w takim stopniu, że nie zostanie wybrany na drugą kadencję. Ale jest przecież i druga „interpretacja” tego typu słów. Po co one padają? Tylko dlatego, by nakręcić jeszcze bardziej emocje? By wywołać falę nienawistnych komentarzy? By spełnić się jako idący na barykady? Kto da gwarancję, że wśród tysięcy followersów pana redaktora nie znajdzie się ktoś, kto zrozumie ten wpis inaczej - zwłaszcza czytając idące w setki inne komentarze Lisa - i pójdzie krok dalej?
Świetnie ocenił to Paweł Śpiewak w rozmowie z weekendową „Polską The Times”:
To taki strach warszawskich inteligentów, którzy chcą być męczennikami wiszącymi na pluszowym krzyżu. Widać ile osób się śpieszy, by być męczennikiem w walce o demokrację, osobiście nie widzę żadnych przyczyn, by mówić o kryzysie ustrojowym, czy kryzysie państwowości
— ocenił socjolog, któremu daleko wszak do PiS.
Problem jest jednak głębszy. Ostre słowa Lisa, „Wyborczej” et consortes trafiają nie tylko w kręgi medialne i publicystyczne, gdzie są obśmiewane, komentowane, ripostowane, ale nie są groźne. One trafiają też do widzów, słuchaczy, czytelników. Jakoś tak się złożyło, że włączyłem dziś „Szkło kontaktowe” - program z definicji satyryczny (inna rzecz na jakim poziomie). Ale telefony od widzów nie są kabaretowe, drwiące - to naprawdę bardzo ostry język i słowa.
Nie chcę siać niepotrzebnej paniki i nakręcać się w drugą stronę - wierzę, że ostra wymiana zdań to tylko jeden z uroków demokracji. Zanim jednak zbudujecie w Warszawie „Majdan” i naprawdę zechcecie potraktować Kaczyńskiego jak Janukowycza (Lis już zestawił obu dżentelmenów w jednej linii), przemyślcie, czy warto sięgać po tego typu ruchy i do czego może to doprowadzić.
W Sejmie obserwujemy tylko walkę o władzę i wpływy - czasem zbyt brutalną, ale nieprzekraczającą żadnych dotychczasowych granic. Żadna demokracja, wolność i państwo nie są zagrożone. Krytykujcie, krytykujmy wspólnie, spierajmy się, nie zgadzajmy, ale nie zwiększajmy niepotrzebnie temperatury i nie przekraczajmy cienkiej czerwonej linii. Wrócić zza niej będzie bardzo trudno.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/273417-lis-straszy-prezydenta-dude-ze-juz-niebawem-bedzie-bylym-prezydentem-pluszowi-meczennicy-iii-rp-chca-isc-na-barykady-niech-lkaja-lamentuja-i-ida-byle-tylko-spirala-histerii-nie-skonczyla-sie-drugim-cyba