Ani trochę nie dziwi mnie fakt, że Bronisław Komorowski konsekwentnie odmawia debaty z Andrzejem Dudą i pozostałymi kandydatami w wyborach. Ani trochę, ponieważ od pięciu lat pan prezydent trzymany jest pod ochronnym kloszem - wywiadów udziela tylko zaprzyjaźnionym redakcjom, na konferencjach czekają dwa-trzy wcześniej umówione pytania. Po takim wielkim poście perspektywa zmierzenia się „majstra” choćby z „czeladnikiem” rzeczywiście musi się jawić jako zejście w kręgi piekielne.
W tak skrojonym garniturze wyborczym do wrzutek medialnych należało oddelegować kogoś innego - rolę tę przyjął prof. Tomasz Nałęcz. Lubię go słuchać, bo zazwyczaj cechuje go dość duża kultura w dyskusji, ale wzmożenie prezydenckiego doradcy jest naprawdę nieznośne. Tym bardziej, że pan profesor nie chce zgodzić się na wywiad z naszym portalem i tygodnikiem.
Dzień zaczynam od czytania portali prawicowych
— deklarował kilka tygodni temu, mając na myśli wPolityce.pl.
Ale co innego czytanie, a co innego zgoda na wywiad. Od dobrych kilkunastu dni próbuję uzyskać przywilej spotkania - już nawet nie z prezydentem Komorowskim (tutaj trzeba być kimś spośród „tych, którzy popierają jego osobę”), ale choćby z właśnie z prof. Nałęczem. Na próżno. O takich rzeczach nie powinno pisać się publicznie - wszak czytelnika interesuje tylko efekt starań, a nie same próby - ale było naprawdę zabawnie słuchać arcyuprzejmej pani z biura prof. Nałęcza, która zapewniała, że od tygodnia nie potrafi skontaktować się ze swoim szefem. A i sam szef zaczepiony w końcu bezpośrednio, oznajmił, że ma dużo pracy i nie da rady w natłoku kampanijnych obowiązków znaleźć chwili.
Proste prześwietlenie ostatnich dni Tomasza Nałęcza mówi jednak co innego.
25 lutego - poranek w TVP Info, 24 lutego - wizyta w tvn24, rozmowa z lewicowym natemat.pl. 23 lutego - Sygnały Dnia w Polskim Radiu, 22 lutego - pogawędka z Moniką Olejnik w Radiu Zet. Wcześniejsze dni - wywiad dla „Rzeczpospolitej”, wypowiedź dla „Faktów”, kolejna wizyta u Olejnik (tym razem w tvn24), dyskusja w „Bliżej”, wcześniej radiowa Trójka. Do tego polemiczny tekst w „Polityce” zestawiający życiorysy Jarosława Kaczyńskiego i Romana Dmowskiego (pod wdzięcznym tytułem „Dmoczyński”). A to tylko zestaw z ostatnich dni.
Nie bawiłbym się w te wyliczenia, gdyby wcześniej pan profesor nie był uprzejmy strofować dziennikarzy, jak powinni zachowywać się w kampanii wobec kandydatów:
Byłoby lepiej, gdyby pan Duda powiedział o swoich dotychczasowych osiągnięciach. Jak ja widzę pana Dudę, to widzę cień Barbary Blidy, bo to wiceminister u pana Ziobry! Zadawajcie mu pytania - o stosunek do pani Blidy, o stosunek do IV RP!
— mówił.
Z przyjemnością odebrałbym podobną lekcję. Zatem skoro dzień zaczyna pan od prawicowych portali, to oficjalnie i na łamach naszego wPolityce.pl proszę pana (jak i pana zwierzchnika) o rozmowę. Obiecuję, że na wywiad nie zabiorę Mazurka, więc jeśli zechce się pan skompromitować, to tylko na własne życzenie. Rację ma bowiem prof. Zybertowicz, mówiąc, że kampania to test dla demokracji - i prawdziwej wymiany poglądów. Wierzę, że uważa pan podobnie.
Pozostaję zatem do pańskiej dyspozycji. I zapraszam do „polskiego piekła”. Jeśli pana zwierzchnik nie chce do nas zejść, to może choć panu wystarczy odwagi. Numer pan zna.
Zapraszamy do lektury aktualnego numeru tygodnika „wSieci”!
Tygodnik dostępny również w wersji elektronicznej!
Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/235289-panie-prezydencie-panie-prof-nalecz-zapraszamy-do-polskiego-piekla-przeciez-w-palacu-odwagi-nie-brakuje