Platforma na naszych oczach niszczy najniższy wspólny mianownik Polaków - wiarę w uczciwe wybory. Skutki tego będą opłakane

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Lubiłem poczytać analizy Bartłomieja Sienkiewicza. Gdy były minister odrywał się czasem od bieżącej walki politycznej i dzielił się przemyśleniami co do funkcjonowania polskiego państwa, jego refleksje często bywały więcej niż ciekawe. I nie mówię tu tylko o słowach dotyczących „teoretycznego istnienia” polskiego państwa. Warto - zwłaszcza dziś - przywołać inny cytat. Rok temu, przed Świętem Niepodległości, Sienkiewicz apelował, by zachować „najniższy wspólny mianownik” w polskiej wspólnocie:

Uważam, że to jest święto, w którym się powinno manifestować jedność, ten właśnie najniższy wspólny mianownik wspólnoty politycznej, poczucie że się jest w tym jednym dniu razem ze swoim państwem. Najniższy wspólny mianownik to jest to, że się jest obywatelem wolnej Polski - zaiste powód do świętowania. Już niżej nie można zejść, bo niżej jest koniec wspólnoty

— mówił ówczesny minister spraw wewnętrznych w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”.

CZYTAJ WIĘCEJ: Czy III RP da się lubić tylko przy pogrzebach? Gdzie jest najniższy wspólny mianownik polskości, o który apeluje minister Sienkiewicz?

Niestety, ale wydaje się, że pan minister nieprecyzyjnie „wyliczył” najniższy wspólny mianownik. Świętować bowiem można na różne sposoby, ale to, co dzieje się w ostatnich dniach w związku z chaosem wokół wyborów, uderza w o wiele mocniejszy fundament (mianownik). Niezależnie od tego, jaki wynik ogłosi Państwowa Komisja Wyborcza, tegoroczne wybory samorządowe przyniosły jeden smutny, a w dłuższej perspektywie niemal tragiczny skutek: utratę wiary w wolne i uczciwe wybory przez dużą część Polaków. I to dopiero jest najniższy wspólny mianownik funkcjonowania wspólnoty demokratycznej.

Do tej pory panowało (i chyba jeszcze (?) panuje) przekonanie, według którego za pomocą dobrze przygotowanej kampanii wyborczej, mozolnej pracy w regionach i wreszcie kartki wyborczej można zmienić rzeczywistość. Że wybory w Polsce można przegrać albo wygrać, ale dla każdego reguły gry są w miarę takie same. Owszem, jedne partie są faworyzowane przez media, inne mają w tym wyścigu worek kamieni na plecach, ale czas każdemu liczony jest tak samo, nikt jest na dopingu.

Olbrzymie zamieszanie z liczeniem głosów, kuriozalne działanie stetryczałej PKW, przeciąganie opublikowania wyników, bardak związany z systemem informatycznym, niepokojąco wysokie wyniki PSL w wielu miejscach kraju i wreszcie natłok nadsyłanych nieprawidłowości i nadużyć z całej Polski skutecznie zniechęciły wielu Polaków do samego aktu głosowania, a zapewne spora część z nich po prostu przestała wierzyć w uczciwe wybory.

CZYTAJ TAKŻE: Oficjalne wyniki NIGDY rażąco nie różniły się od exit poll! Gdyby PSL faktycznie zyskało 10 pp., byłby to pierwszy taki przypadek w najnowszej historii Polski. [ANALIZA]

Z punktu widzenia działania państwa to tragiczna wiadomość, zakwestionowanie najważniejszego fundamentu, na którym oparta jest demokracja. Łódka, którą wszyscy płyniemy, została mocno rozhuśtana, co nie powinno cieszyć nikogo, kto na poważnie myśli o państwie.

Czują to także w „Gazecie Wyborczej”, choć źródła problemu dostrzegają oczywiście gdzie indziej. Na Czerskiej przekonują, że kto wybija, wyostrza i krzyczy o nieprawidłowościach, wątpliwościach i zwyczajnych skandalach wokół wyborów, ten niszczy demokrację. Że odpowiedzialni nie są ci, którzy ten bałagan wytworzyli, ale ci, którzy go wskazują palcem. Że to nie nagi król jest winny, ale ci, którzy o tym mówią.

CZYTAJ WIĘCEJ: Obłęd „Gazety Wyborczej”! Kto jest winny zamieszaniu z PKW? Kaczyński! „Toruje drogę naziolom!”

To kuriozalne myślenie, związane jedynie z chęcią obrony status quo, a nie troską o państwo. Jeśli ta łódka rzeczywiście została rozhuśtana, to z zupełnie innych przyczyn. To Platforma Obywatelska i cała ekipa rządząca była i jest odpowiedzialna za to, co się dzieje w państwie od siedmiu lat.

A prawda jest taka, że krok po kroku politycy PO rozmontowywali kolejne „wspólne mianowniki” polskiego społeczeństwa. Tak było w przypadku niereprezentowania jednej, polskiej, linii za granicą, tak było, gdy do spółki z Rosją grano przeciwko polskiemu prezydentowi, tak było gdy po jego tragicznej śmierci mających wątpliwości co do przyczyny katastrofy zepchnięto do getta oszołomów i wariatów. Dziś swoją nieudolnością (w wersji delikatnej) podkopują wiarę w uczciwe i wolne wybory. Oczywiście, w jakiejś mierze do tego wszystkiego przyłożyła się opozycja, czasem zbyt mocno, a czasem niesprawiedliwie uderzając w struktury własnego państwa. Pisaliśmy o tym nie raz i pisać będziemy.

Ale to wtórne, bo to właśnie państwo Platformy dawało ku temu preteksty i powody - tak jak dziś, w sprawie bałaganu wyborczego, którego rządzący - po zatkaniu uszu i zamknięciu oczu - bronią na rympał. I to politycy Platformy są odpowiedzialni za to, że coraz częściej do głosu dochodzą siły, które chcą zmienić państwo za pomocą „ulicy”, a nie wyborów i instytucjonalnych zmian. Przy całym dystansie, jaki mam do Adama Hofmana, miał on rację, mówiąc hasłowo: Albo PiS, albo Mordor.

Droga „Wyborczo”, drodzy politycy i sympatycy Platformy - sami dajecie dziś pożywienie przeróżnym Nazgulom i orkom. To wy huśtacie tą łódką, ciągnąc nas na wschód, jeśli chodzi o standardy i zwyczaje, choć na sztandarach widnieją u was piękne hasła. W końcu nas tam wciągniecie, a wygrzebać się z powrotem będzie naprawdę bardzo trudno.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.