Brukselska kariera Tuska to olbrzymie wyzwanie dla opozycji w Polsce. I równie wielka szansa

KPRM/MyPiS
KPRM/MyPiS

Wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej może „wywrócić stolik” w polskiej polityce. Wyzwań, zadań i możliwości, jakie niesie ze sobą brukselska kariera szefa rządu jest bez liku. Warto wspomnieć o kilku najważniejszych.

Propagandowy zastrzyk dla Platformy Obywatelskiej. Nie ma co kryć - europejskie stanowisko Tuska będzie wzmocnieniem dla osłabionej ekipy rządzącej. Ludzie PO w ostatnich tygodniach i miesiącach kompletnie nie mieli pomysłu na to, jak odwrócić sondażową lawinę. Afera taśmowa zniwelowała „ukraiński” wzrost poparcia, straszenie powrotem Kaczyńskiego nie przynosiło już rezultatów, w końcu nawet Tusk bił rekordy nieufności. Sobotnie wydarzenia wzmocnią ich na jakiś czas.

Bo dziś lukru nie zabraknie. W mainstreamowych mediach słychać już w sobotę słychać było porównania do wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową (!), a apologeci Platformy - jak choćby Adam Szejnfeld - bez mrugnięcia okiem mówili o jednej z najważniejszych chwil w tysiącletniej historii Polski i porównywali Tuska z Bolesławem Chrobrym. Platforma z całą pewnością wykorzysta wybór Tuska, zresztą już słychać pierwsze sygnały, które o tym świadczą. Szef kampanii wyborczej PO w wyborach samorządowych oznajmił na Twitterze:

To się dopiero nazywa efektowny start kampanii samorządowej! Teraz szykujemy spotkania w regionach już nie tylko z premierem Polski, ale i z prezydentem UE. Platformo, jedziemy! :)

— napisał Robert Tyszkiewicz.

A przecież nie muszą to być tylko wybory samorządowe. Wariant przyspieszonego rozpisania parlamentarnych (i potencjalnych pozytywów dla PO) szczegółowo omówili na naszym portalu Piotr Zaremba i Piotr Skwieciński. Odsyłam do ich interesujących analiz.

CZYTAJ KONIECZNIE: Piotr Zaremba: Wybrano twarz Europy? Wolne żarty. Ale pamiętajmy: wybrano zręcznego gracza

CZYTAJ TAKŻE: Tusk do Brukseli, czyli skrócenie kadencji Sejmu?

Propagandowy zastrzyk spowoduje z kolei, co celnie zauważyło środowisko kwartalnika „Arcana”, że droga do naprawy Polski stanie się dłuższa. Dłuższa, ale paradoksalnie - być może mniej wyboista. Jednak nawet jeśli przyjąć, że sondażowo-wyborczy efekt nominacji Tuska będzie krótkotrwały, to trzeba będzie znaleźć na niego odpowiedź. To bardzo trudny sprawdzian dla obozu niepodległościowego: jak zareagować na brukselską karierę szefa Platformy?

Zupełne zbagatelizowanie sobotnich wydarzeń i szycie scenariusza w stylu „to nic nie znaczące stanowisko” (choć jest w tym ziarno prawdy - czy ktoś kojarzy z jakiejkolwiek decyzji Hermana von Rompuya?) nie wydają się sensowne. Tuskowi trzeba publicznie wystawić listę najważniejszych - z punktu widzenia Polski - spraw do załatwienia w Unii Europejskiej. To jasne, że nie będzie mógł tego zrobić poprzez pstryknięcie palcami, że jego stanowisko nie od tego jest - ale trzeba go potraktować tak jak w fotelu szefa rządu, bo trochę tak będą patrzeć „zwykli” obywatele i wyborcy. Niech tłumaczy się polskiej opinii publicznej z tego, co zrobił, by realizować polskie interesy już jako szef Rady Europejskiej. „Europejskie” interesy i kariera nie mogą przesłonić tego, co najważniejsze. Interesów Polski i Polaków.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego opozycja powinna znaleźć sensowny sposób, by dotrzeć do wyborców. Żaden z nazbieranych przez siedem lat zarzutów wobec Donalda Tuska i całej ekipy rządzącej nie stracił na wartości. Niby to oczywiste, ale nie można pozwolić utopić w morzu brukselskiego lukru siedmiu lat zaniechań, afer, skandalicznych decyzji, umizgów wobec Rosji i „całego tego syfu, od którego odcina się” dziś Tusk. Obawiam się jednak, że w szeroko rozumianym obozie niepodległościowym może zabraknąć finezji i kreatywności. Powielanie sloganów nie wystarczy.

Olbrzymie wyzwanie dla opozycji, zwłaszcza w kontekście wyborów, które odbędą się za kilka tygodni, to jednak równie wielka szansa. Być może ostatnia dla tego układu politycznego. Bez Donalda Tuska jego partia traci na wartości - nie bez powodu politycy Platformy w chwilach kryzysu oglądają się na swojego lidera - tylko Tusk był, i tylko Tusk jest w stanie pociągnąć wyborczą kampanię rządzącej partii. Owszem, może to zrobić już jako szef Rady Europejskiej - w wyborach samorządowych może się to udać. W parlamentarnych już nie bardzo, zwłaszcza gdyby doszło do nich w naturalnym terminie, na jesieni przyszłego roku.

CZYTAJ WIĘCEJ: Czy Władimir Putin „sprezentuje” Donaldowi Tuskowi niespodziankę na czwartą rocznicę 10/04? Premier na własne życzenie wpadł w żelazny uścisk Rosjan i może słono za to zapłacić…

Najbliższe dwanaście miesięcy może okazać się zabójcze dla Platformy - nawet jeśli na początku pacjent złapie jeszcze głębszy oddech. Partii rozedrganej, nadsterownej i topiącej się we wzajemnych niechęciach, pretensjach i hakach, nie uratuje nawet Tusk z tylnego fotela z Brukseli. Scenariusze, w których szefem partii (i/lub premierem) zostaje Ewa Kopacz, Elżbieta Bieńkowska czy Hanna Gronkiewicz-Waltz to prosta droga do wyborczej klęski. Lepiej wygląda wariant z Radosławem Sikorskim czy Tomaszem Siemoniakiem, ale znów - ten ostatni to polityk bez poważnego doświadczenia, a cała wymieniona wesoła gromadka nie dorównuje w cwaniactwie, obyciu i retorycznych chwytach Tuskowi. To politycy drugoligowi, co jest wielką szansą dla opozycji.

Ostatnia dekada była bowiem w Polsce pojedynkiem dwóch gigantów - Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. W najbliższych tygodniach ten pierwszy odda pole gry - ktokolwiek wejdzie „na boisko” w miejsce Tuska, będzie słabszym rywalem. Jeśli szef PiS i cały obóz niepodległościowy nie wykorzystają szansy, jaka się przed nimi otwiera, to kolejnej może już nie być. Przynajmniej nie w tym układzie politycznym i personalnym.

Wreszcie last, but not least - sytuacja na Ukrainie. W ostatnich dniach Paweł Kowal kilkukrotnie zderzał ponure dwa światy, w których żyje Europa. Gdy na Ukrainie regularne wojska Rosji dokonywały inwazji, na Zachodzie trwała giełda nazwisk. Tak jakby nie można przełożyć tych wyborów na inny, bardziej odpowiedni czas. Tu nie ma bowiem ani chwili na uśmiechy, na poklepywanie się po plecach, nawet perfekcyjne wyuczenie wymowy zwrotu „deeply concerned” nie wystarczy polskiemu premierowi. Tu trzeba działać - Tusk może kontynuować działania polityka o „charyzmie mokrej szmaty”, zrzucając całą odpowiedzialność na Merkel. Może też próbować wybić się na „niepodległość”, montując proukraińskie koalicje - już nie tylko z perspektywy Warszawy, ale i Brukseli. Polskie doświadczenia Tuska wskazują, niestety, raczej na ten pierwszy kierunek. Szansa jednak jest.

Czekają nas bardzo ciekawe dni, tygodnie i miesiące. Na naszych oczach dzieje się historia.

PS. Półżartem - wyobrażacie sobie państwo szczyt w Brukseli, na którym premiera Jarosława Kaczyńskiego wita szef Rady Europejskiej Donald Tusk? To byłoby dopiero zwycięstwo i zakonserwowanie duopolu PO-PiS!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.