Piotr Zaremba: Wybrano twarz Europy? Wolne żarty. Ale pamiętajmy: wybrano zręcznego gracza

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
premier.gov.pl
premier.gov.pl

To ja napisałem jako pierwszy w maju 2012 roku, a więc ponad dwa lata temu, że Donald Tusk jest poważnie brany pod uwagę jako kandydat na szefa Komisji Europejskiej, co wtedy zostało potraktowane jako absurdalna plotka.

Potem też wiele razy pisałem, że jest kandydatem na szefa już nie Komisji a Rady Europejskiej – to stanowisko bardziej pasuje do jego umiejętności i temperamentu. Pisałem, bo wiedziałem, że w jego otoczeniu ta myśl jest traktowana jako znakomity scenariusz, który rozwiąże wiele problemów. Podobne sygnały napływały z Brukseli, z kręgów EPP.

Na to liczni tak zwani komentatorzy, tym razem już tylko z prawicy, reagowali wesołością. Co, Tusk do Brukseli? Nie nadaje się, to był najczęstszy ton. Niestety w Polsce sztuka politycznego komentarza polega ostatnio najczęściej na mnożeniu inwektyw i wyrażaniu wobec osób nielubianych negatywnych emocji (a wobec lubianych uwielbienia).

W tym przypadku logika była oczywista. Skoro my nie cenimy Tuska, ba pogardzamy nim, politycy europejscy nie mogą reagować inaczej. Śpieszę więc przypomnieć smutną wiadomość. Tusk, cokolwiek nie powiemy o jego motywacjach i jego bilansie, także etycznym, jest politykiem niezwykle zręcznym. Ci co nie lubią Unii Europejskiej dopowiedzą, że jest to zręczność znakomicie pasująca do unijnych salonów, gdzie produkuje się masę waty przykrywającej realne fakty. I z tym się zgodzę. Jako premier Polski był bardziej szefem wielkiej redakcji wytwarzającej niusy, opowiastki i plotki niż kierownikiem centrum dowodzenia państwem. Niemniej powtórzę, jest zręczny, pogódźcie się z tym. Ta wiedza, pomoże wam zrozumieć rzeczywistość.

Ja sam przestałem wierzyć w jego wybór paradoksalnie pod sam koniec. Zmyliły mnie sygnały z tego samego otoczenia premiera. Padały sugestie, że przestał na cokolwiek liczyć. Jedno z dwojga, albo było w tym jakieś załamanie jego szans, albo ułożono tę sekwencję tak zręcznie żeby mu nie robić kłopotu w kraju. Mógł sobie do końca spokojnie zapewniać, że nigdzie się nie wybiera. Komentatorzy szukali wieści także zagranicą, ale i tam na temat jego szans zapadła na kilka dobrych tygodni głucha cisza.

Jeśli był to spójny scenariusz to przeprowadzono go koronkowo, choć z tradycyjnym już elementem dość bezwstydnego oszukiwania publiczności. Co zaś do samego awansu Tuska – nie uważam tego za wiadomość hiobową, ani nawet godną wzruszenia ramion. To mimo wszystko gest wobec krajów Europy wschodniej. I nawet wobec twardszej narracji Polski wobec Rosji. Prawicowa opozycja wytyka naturalnie Tuskowi (słusznie) kompromitujące łamańce z przeszłości, a jego twardość uznaje za daleko niewystarczającą (często słusznie). Nie zmienia to faktu, że z perspektywy Putina dzisiejszy Tusk i dzisiejszy Sikorski są wrogami daleko większymi niż przeważająca część polityków krajów Europy zachodniej.

Tyle miodu, teraz będzie już głównie dziegć. Prezenter TVN-owskich Faktów oznajmił, że wybrano twarz Europy. Naprawdę? Czy ktokolwiek z państwa pamięta twarz Hermana van Rompuya? A czy potrafi wskazać choć jeden ważny polityczny fakt z jego udziałem? Nie, twarzami Europy są Angela Merkel, Francois Hollande, w mniejszym stopniu David Cameron . To jest funkcja czysto dekoracyjna. Nawet na produkowanie picu, który możemy też nazwać pierzem nie ma tu wiele miejsca, choć było go sporo w Kancelarii Premiera RP. Opowieści o rozpychaniu urzędu, tak jak można w teorii rozepchnąć urząd prezydenta Polski, włóżmy między bajki. Unia w przeciwieństwie do państwa polskiego jest machiną nazbyt zbiurokratyzowaną i skomplikowaną aby było tu wiele okazji do osobistej twórczości.

Gdy zaś dodamy konformizm Tuska usiłującego się zawsze unosić z prądem, mamy odpowiedź. To reprezentant koncepcji roztapiana problemów w europejskiej nowomowie. Van Rompuy nie sprawił nikomu żadnej niespodzianki tym, że ograniczył się do roli, jak to powiedział Marek Cichocki, „rejenta Europy”. Nie sądzę aby Tuska dobierano do innych zadań. Gdy dodać do tego jeszcze nominację prorosyjskiej socjalistki włoskiej na funkcję szefa unijnej dyplomacji mamy obraz całości. Tusk będzie fasadą i to warto przypominać.

Warto przypominać także i dlatego, że pozostaje kwestią otwartą, jakie będą skutki tej decyzji dla sceny krajowej. PiS-owcy już się cieszą na wizję wojen podjazdowych w PO po odejściu Tuska.

Moim zdaniem wojen za wiele nie będzie, to maszyna sprawnie naoliwiona, więcej już opozycja może sobie obiecywać po przywództwie Ewy Kopacz. Ona naprawdę jest osobą tyleż niewybitną, co nieprzyzwyczajoną do jakiejkolwiek samodzielności. Wyzbytą przy tym charyzmy w stopniu nawet jak na polską wyjawioną z indywidualności politykę zaskakującym. A rzeczywiście jest dziś najpoważniejszym kandydatem.

Tusk sobie wyobraża, że będzie wszystkim rządził z Brukseli, ale to niemożliwe. Zresztą tak czy inaczej pozbawi Platformę twarzy – znowu, co by o nim nie powiedzieć, był to w dużej mierze teatr jednego aktora. Aktora utalentowanego. Toteż nadzieje opozycji nie są całkiem bezpodstawne.

Ale nie widzę tu też żadnego automatyzmu. Na krótką metę da się przedstawić ten awans jako sukces Polski. Cielęco prounijni Polacy (choć nie tak cielęco jak kiedyś) mogą to kupić.

Zapewne tego paliwa nie starczy na długo, dlatego też na miejscu Platformy dążyłbym do przyśpieszonych wyborów. Kryje się w nich naturalnie i ryzyko, odbyłyby się one także w cieniu afery taśmowej. Ale (anty) talenty przywódcze pani Kopacz, czy kogoś takiego jak znana z dyplomatycznych wypowiedzi Elżbieta Bieńkowska, bo i jej nazwisko się pojawia, nie zdążyłyby zabłysnąć w pełnej krasie. A skorzystano by z efektu.

Możliwe zresztą, że PO chowa zresztą w rękawie jeszcze jakieś dodatkowe elementy ratunkowego scenariusza. Ba, że cały ten zbiór wydarzeń nie jest tylko kotwicą rzuconą przez niemiecką kanclerz Tuskowi, ale całej jego formacji. Opozycja musi być więc przygotowana na nagłe przyśpieszenie zdarzeń. Gra będzie się toczyć między innymi o to, jak opowiedzieć historię o tym awansie. Nie wystarczy powtarzanie (skądinąd w jakiejś mierze prawdziwe), że Tusk ucieka z tonącego okrętu.

A gdyby nawet cała ta historia oznaczała ryzyko przegranej PO w przyszłym roku, pozostaje bardziej długofalowa inwestycja – samego Tuska i tych co go popierano. Właśnie wskazano oczywistego kandydata na prezydenta w roku 2020. I kto będzie jeszcze twierdził, że mamy do czynienia z nieudacznikiem?

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych