W poniedziałek 75. rocznica wybuchu II wojny światowej. Niestety, wiele wskazuje na to, że będą to kolejne uroczystości, które można określić jako niewykorzystaną szansę przez polski rząd.
Rosyjska inwazja na Ukrainę przypomina (przy wszystkich oczywistych różnicach) wielu osobom to, co działo się w Europie w latach 30. Skojarzenia z polityką appeasementu wobec agresora nasuwają się same. Rocznica wybuchu II wojny światowej powinna tym bardziej przypomnieć europejskim przywódcom i narodom o konieczności zatrzymania, a nie obłaskawiania agresora. Aż się prosi o zorganizowanie obchodów, podczas których mogłyby paść słowa podobne do tych sprzed pięciu lat, gdy na Westerplatte przemawiał prezydent Lech Kaczyński w obecności Angeli Merkel i Władimira Putina.
Z Monachium trzeba wyciągnąć wnioski, które sięgają czasu współczesnego, imperializmowi nie wolno ustępować. Nie wolno ustępować imperializmowi, ani nawet skłonnościom neoimperialnym. Nie zawsze, tak jak w przypadku Monachium, daje to tak szybkie i tragiczne rezultaty. Ale z czasem takie rezultaty przychodzą zawsze. To wielka nauka dla całej współczesnej Europy, dla całego świata
— mówił wówczas prezydent.
Tamte uroczystości okraszone były jednak ponurym spektaklem na sopockim molo, gdzie Donald Tusk podczas spaceru z Władimirem Putinem zamierzał - jak to wówczas ujął - „załatwiać konkrety”.
Pięć lat temu traktowano wizytę Merkel i Putina w Warszawie w kategoriach małego sukcesu na polu polityki historycznej. Dziś chodzi już o dużo więcej, co dobrze rozumiał już wtedy Lech Kaczyński. Polski rząd powinien uczynić starania, by - na wzór uroczystości w Caen - wykorzystać „okrągłą” rocznicę dramatycznych wydarzeń z 1939 roku, przypomnieć o wartości pokoju w Europie. I konieczności powstrzymania agresorów jak Putin.
W obchodach 70. rocznicy D-Day, największej operacji desantowej aliantów podczas II wojny światowej, wzięło udział około 20 zachodnich przywódców, w tym prezydent USA Barack Obama, prezydent RP Bronisław Komorowski, kanclerz Niemiec Angela Merkel, brytyjska królowa Elżbieta II, a także prezydent Rosji Władimir Putin. Polskie uroczystości zapowiadają się bardzo skromnie - jedyny poważny gość z zagranicy, który się zapowiedział, to niemiecki prezydent Joachim Gauck. Przy całym szacunku - postać drugoligowa w dzisiejszej Europie.
A szkoda, bo Polska mogła i powinna być głosem rozsądku w Europie. Zwłaszcza w tych dniach. Słusznie argumentował dziś Paweł Kowal, zwracając uwagę, że podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ból głowy europejskim elitom powodują wybory do struktur w Brukseli. Przełożenie ostatecznych decyzji w tej sprawie i zwrócenie uwagi - na przykład przy okazji 75 rocznicy wybuchu II wojny światowej - na rosyjską agresję być może nie zatrzymałoby Putina, ale dałoby dowód, że europejskie elity nie są odklejone od rzeczywistości. Dobre i to.
Polska przespała tę szansę. Chyba, że premier przygotowuje nam bardzo dużą niespodziankę na poniedziałek i dlatego do tej pory milczy o tych obchodach. Albo że po prostu jest już myślami w Brukseli. Na przykładzie defilady wojskowej widać, że w Platformie refleksja przychodzi po siedmiu latach, a więc trzeba jeszcze poczekać. Wielka szkoda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/211208-w-75-rocznice-wojny-warto-powtorzyc-slowa-lecha-kaczynskiego-dlaczego-rzad-oddaje-te-uroczystosci-walkowerem