Bałagan, niechlujstwo i niebywała opieszałość. Podsumujmy działania PKW - trzeba ją rozwiązać albo gruntownie zreformować. Inaczej podejrzenia o manipulacjach przy wyborach będą rosły

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

W przedwyborczą sobotę było zabawnie - pośmialiśmy się z grożących palcami panów z Państwowej Komisji Wyborczej, którzy przestrzegali przed „naciśnięciem guzika >lubię to<” na Facebooku. Internauci pożartowali, nikt za „lajkowanie” nie trafił za kraty ani nie zapłacił grzywny, a cisza pozostaje irytującym zwyczajem wpasowanym w folklor wyborczy.

CZYTAJ WIĘCEJ: Leśne dziadki z PKW zakazujący „lajkowania” na Facebooku podczas ciszy wyborczej są zupełnie oderwani od rzeczywistości. Ale tylko wypełniają nadaną im przez prawo misję

Z tym, że w niedzielę przestało być zabawnie. Gdy Francuzi, Niemcy i Hiszpanie natychmiast podawali wyniki wyborów, szacowaną frekwencję i spodziewany podział mandatów, Polska utknęła. Na nocne komunikaty z 30, 60 i 90 procent trzeba było czekać nawet kilkanaście godzin. Na oficjalny i ostateczny werdykt - ponad dwadzieścia cztery. Nie do pomyślenia w XXI wieku.

Nie wiedzieliśmy o paru rzeczach, które mogą się wydarzyć. Ja osobiście udzielając krótkich wywiadów w trakcie dnia wyborczego i następnym dniu, podkreślałem, że to tylko nadzieja ta godzina osiemnasta…

— tłumaczyli się członkowie PKW na konferencji prasowej.

Trzeba pamiętać, że każdy z nich ma grubo powyżej 60 lat. Ci ludzie zupełnie nie rozumieją zmieniającej się rzeczywistości, kolejnych nowinek technologicznych i XXI wieku. Ich konferencje prasowe to powrót w czas głębokiego PRL. A trzeba wiedzieć, że przaśność leśnych dziadków to problem nie tylko ogólnopolskiej komisji.

Zajrzałem za kulisy jednej z lokalnych komisji w województwie śląskim - ludzie z PKW zupełnie nie nadążają za organizacją wyborów - ustalenia związane z konkretnymi wytycznymi, wysyłaniem kart i późniejszych wyników organizują sekretarki i asystenci. Szefowie nie ogarniają.

Atmosferze nie sprzyjają też takie wpadki i potknięcia PKW jak ta z Choszczna, gdzie Robert Stankiewicz, pierwszy na liście Solidarnej Polski, miał otrzymać 500 głosów na 500 oddanych. Spektakularny wynik okazał się jednak pomyłką - w poniedziałek wieczorem na stronie PKW zawieszono poprawiony protokół. Okazało się, że kart wyjętych z urny było jednak 103, a na kandydata Solidarnej Polski Roberta Stankiewicza nie zagłosował dosłownie nikt.

CZYTAJ WIĘCEJ: Fantastyczne zdyscyplinowanie elektoratu w obwodzie nr 11 w Choszcznie! 500 osób - wszyscy głosujący w obwodzie - wybrali jednego kandydata

W sieci, przy okazji niemal każdych wyborów, pojawiają się też relacje zdenerwowanych wyborców, którzy w danej komisji wyborczej zagłosowali na mało popularnego kandydata z siódmego lub ósmego miejsca na liście małej partii, a przy wynikach okazywało się, że w danym lokalu nie otrzymał on ani jednego głosu.

Ile było takich komisji z pominiętymi głosami? Jak dużo było niewykrytych błędów w komisjach jak ta z Choszczna? Czy nie można przyspieszyć podania wyników? PKW tłumaczy się w specyficzny sposób:

Oficjalne wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego PKW podała w poniedziałek wieczorem, gdyż zgodnie z przepisami musiała czekać na dostarczenie przez okręgowe komisje wyborcze wszystkich protokołów z głosowania

— mówił we wtorek sędzia PKW Stanisław Zabłocki.

Złe prawo i „wina” lokalnych komisji to jedno. Ale przecież nikt nie bronił prezentować wyników z 99,9% głosów, by faktyczne spowolnienia pojedynczych komisji nie blokowały całej Polski na dwanaście godzin (od porannego, i tak spóźnionego, komunikatu z 91% głosów).

Wreszcie warto pamiętać, że z urn wyjęto prawie ćwierć miliona nieważnych głosów. Jak dużo z nich to tzw. „podwójne skreślenia”? O alarmującym opracowaniu z 2010 roku informowaliśmy na naszym portalu. Warto sobie przypomnieć tę analizę.

CZYTAJ WIĘCEJ: Prezentujemy wyjątkowo ciekawe - i jednocześnie alarmujące - opracowanie danych dotyczących głosów nieważnych w wyborach samorządowych w roku 2010

A przecież liczbę znaków zapytania przy działaniach Państwowej Komisji Wyborczej można mnożyć. Legendarne szkolenia członków PKW w Moskwie, sławne „ruskie serwery” przez które mają przechodzić głosy, wreszcie takie informacje jak wyciągnięta przez internautów kwestia prezesa firmy, która odpowiada za serwery PKW.

Aktywnie uczestniczy w życiu społeczności lokalnej, będąc członkiem wielu gremiów gospodarczych oraz doradczych miasta i regionu. Jest m.in. przewodniczącym rady nadzorczej Szczecińskiego Parku Naukowo-Technologicznego, a także konsulem honorowym Federacji Rosyjskiej

— czytamy na stronie.

Przyznają państwo, że nie brzmi to dobrze.

CZYTAJ TAKŻE: Bezpartyjny fachowiec ds. wyborów? W PRL wpisany przez SB jako kontakt operacyjny, potem na „liście Nizieńskiego”, ostatnio debatował z „czarodziejem Putina od urn”

Chciałbym być dobrze zrozumiany - nie wierzę w masowe fałszowanie wyników wyborów i nie tego dotyczy ten tekst. Warto jednak zwrócić uwagę - niezależnie od sympatii politycznych - na to, w jaki sposób działa PKW i jak wygląda system zbierania, liczenia i publikowania głosów. Ogromny bałagan, niechlujstwo i niebywała opieszałość to najdelikatniejsze słowa jakie cisną się na usta.

O zastanawiającym sposobie funkcjonowania alarmuje zresztą nie tylko opozycja. Danuta Huebner z Platformy Obywatelskiej (świetny wynik w Warszawie i pewny euromandat) przyznała, że spowolnienie PKW jest niezrozumiałe i ma nadzieję na zmiany w przepisach. Czy którąś z partii politycznych stać na jasne stanowisko i obietnicę rozwiązania PKW oraz zmianę systemu liczenia głosów? Czy nie można spojrzeć na zachodnie rozwiązania i przy ponadpartyjnym konsensusie zdecydować się na radykalne i konieczne zmiany w prawie?

Wydaje się, że wszystkim powinno być to na rękę. Rządzącym - by wątpliwości wokół liczenia głosów i działania PKW były jak najmniejsze, ale i opozycji - by system był szczelny i precyzyjny. Próby organizowania alternatywnych systemów liczenia głosów (już są pierwsze sygnały o nieścisłościach w porównaniu z oficjalnymi komunikatami) to tylko połowiczne rozwiązanie problemu. Zwłaszcza, że - jak mówią ludzie z PiS - nie było tak wielu chętnych, by patrzeć na ręce w każdej komisji.

Rozwiążmy PKW, albo przynajmniej gruntownie ją przebudujmy. Niech nad naszymi głosami nie czuwają siedemdziesięcioletni panowie, wyjęci z głębokiego PRL, jeżdżący na szkolenia do Moskwy. Potrzebujemy zmian w tej sprawie. Świat idzie do przodu, technologię mamy coraz sprawniejszą. Trzeba tylko (albo aż) woli politycznej, by to zmienić.

CZYTAJ WIĘCEJ: Remis ze wskazaniem na Platformę. Oficjalne i ostateczne dane: Partia Tuska o włos przed PiS

Marcin Fijołek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych