Kiedy dostaje się Superwiktora w światłach telewizji, może się komuś wydawać, że wszystko co robi, jest uzasadnione. Pewnie prezes Juliusz Braun ma takie wyobrażenie. Ja mam absolutnie inne. Nawet nie potrafił spojrzeć nam prosto w twarz. Pracodawca może sobie wybierać pracowników jakich chce, ale tych których ma powinien szanować. A nas pozbyto się w sposób niegodny
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Magda Tadeusiak, długoletnia korespondentka TVP w Paryżu i Brukseli.
CZYTAJ WIĘCEJ: TYLKO U NAS. Jak TVP bada przydatność dziennikarzy: „Pytano mnie, czy mogłabym pracować w stajni”
wPolityce.pl: Sławomir Matczak, wydawca programów w TVP Info, opowiadał portalowi wPolityce.pl, że przeniesiono go z Telewizji Polskiej do zewnętrznej firmy jak mebel. Panią też to spotkało. Czy towarzyszą pani podobne odczucia?
Magda Tadeusiak: Mam trochę inne skojarzenia. Czuję się jak „osobośmieć”. Byłam pracownikiem TVP przez wiele lat i nagle zostałam szurnięta gdzieś na zewnątrz. W takiej sytuacji jak ja znaleźli się ludzie z bardzo dużym doświadczeniem, którzy są profesjonalistami.
Pracowała pani jako korespondent najpierw w Paryżu, potem w Brukseli. Czy TVP nie była z pani pracy zadowolona?
Wręcz przeciwnie. Żeby pan wiedział ile zdobyłam nagród i pochwał! Od różnych prezesów – i z prawa i z lewa – bo nigdy nie byłam związana z żadnym układem. Jestem wykształconą osobą, skończyłam zagraniczne studia dziennikarskie i robię co umiem.
Co było powodem tego, że panią ściągnięto z Brukseli?
Uznano, że po 10 latach trzeba wymienić krew korespondencką. Akurat z tym się zgadzam, więc nie walczyłam o przedłużanie mojej pracy w Brukseli. 10 lat, a właściwie prawie 11, na placówce korespondenckiej to jest sporo czasu. Również moje sprawy osobiste powodowały, że chciałam wrócić. Więc o to akurat nie mam żalu – normalna kolej rzeczy.
Co było dalej?
We wrześniu 2013 r. wróciłam z zagranicy i nagle okazało się, że nikt nie ma mi nic do zaproponowania. Szef „Wiadomości”, mojej macierzystej redakcji, powiedział, że ma swoich ludzi i nie widzi dla mnie miejsca. Po karierze reportera, którą uznałam za zakończoną, chciałam być wydawcą, rozwijać się. Trafiłam jednak na absolutną ścianę. W międzyczasie dowiedziałam się, że moi koledzy są wzywani na rozmaite testy, o których nikt mnie nie poinformował. A to już chodziło o „ewaluację” do firmy zewnętrznej. Mimo, że nie przechodziłam tych testów, zostałam wyrzucona. Z automatu, właściwie nie wiem na jakiej zasadzie. W moim przypadku TVP nie ma więc nawet takiego podparcia, że według testów nie nadawałam się do pozostania w telewizji.
Jak obecnie wygląda pani sytuacja zawodowa?
Formalnie zostałam przeniesiona do firmy zewnętrznej, ale w kartotece TVP mam napisane „zwolniona”. Wszyscy de facto jesteśmy zwolnieni. Telewizja traktuje nas jako zwolnionych.
Czy ktoś pani to oznajmił? Ktoś podziękował pani za pracę?
Nie było rozmów. Wszystko odbywało się poza naszymi plecami. Mailowo poinformowano nas, że zostaliśmy przejęci przez firmę zewnętrzną, która przedstawiła nam swój regulamin, zasady, ubezpieczenie zdrowotne. Nie było żadnej dyskusji. Wiele rzeczy można zrozumieć, ale nie można zrozumieć fikcji, jakiej dokonano w TVP, gdzie dziennikarzy – których pozostawiono na etatach - przemianowano na „koordynatorów”. Tymczasem wszyscy ci ludzie wykonują tę samą pracę, którą wykonywali.
Po co ta maskarada?
W tej chwili jestem pracownikiem firmy zewnętrznej. Już niedługo, bo i stąd nas wyrzucają. Więc chodzi o to, żeby części ludzi się pozbyć. Żeby zwolnić ludzi, nie musząc płacić im odpraw. I żeby ludzie nie mogli pójść z tym do sądu. Czekają nas zwolnienia grupowe, bo firma zewnętrzna wzięła już podobno wszystkie pieniądze, jakie miała dostać od TVP i już tych pieniędzy nie ma. Na ogół pracodawców człowiek sobie wybiera. Chciałam pracować w Telewizji Polskiej, to przyszłam do TVP. A teraz nagle okazuje się, że pracuję w jakiejś agencji pracy tymczasowej. Po 17 latach pracy w TVP, nagrodach i pochwałach.
Jak odebrała pani wiadomość o przyznaniu prezesowi TVP, Juliuszowi Braunowi, nagrody Superwiktora?
Ten Superwiktor jest dla mnie policzkiem w twarz. Jest policzkiem w twarz wszystkich dziennikarzy, którzy zostali poddani w TVP podłej selekcji i w ohydny sposób wyrzuceni.
Juliusz Braun ogłosił, że będzie ubiegał się o kolejną kadencję na stanowisku prezesa TVP. Chyba jest z siebie zadowolony…
Kiedy dostaje się Superwiktora w światłach telewizji, może się komuś wydawać, że wszystko co robi, jest uzasadnione. Pewnie prezes Juliusz Braun ma takie wyobrażenie. Ja mam absolutnie inne. Nawet nie potrafił spojrzeć nam prosto w twarz. Pracodawca może sobie wybierać pracowników jakich chce, ale tych których ma powinien szanować. A nas pozbyto się w sposób niegodny.
Rozmawiał Jerzy Kubrak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/239690-dlugoletnia-korespondentka-tvp-w-paryzu-i-brukseli-superwiktor-dla-brauna-to-policzek-w-moja-twarz-nasz-wywiad