Grzegorz Tobiszowski, poseł PiS ze Śląska: "Konsekwencje obecnych rządów odczuje nie tylko branża wydobywcza, ale cała energetyka, czyli wszyscy Polacy". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
youtube.pl: poseł Grzegorz Tobiszowski
youtube.pl: poseł Grzegorz Tobiszowski

Nocne głosowanie w sprawie restrukturyzacji kopalń, czyli de facto ich likwidacji, ukazuje wielki pośpiech i determinację rządu.

CZYTAJ WIĘCEJ: Nocny zamach na polskie górnictwo! Rządowa ustawa przewidująca likwidację kopalń - przegłosowana!

Czy za szybkim tempem prac PO i PSL stoi troska o górnictwo - jak wyjaśnia to propaganda rządowa, czy może interesy podmiotów nie związanych z Polską rozmawiamy ze śląskim posłem PiS - Grzegorzem Tobiszowskim.

wPolityce.pl: Czy nie odnosi pan wrażenia, że rząd Ewy Kopacz, a do niedawna Donalda Tuska wykonuje dyrektywy unijne postulujące rezygnację z energetyki opartej na „brudnym” węglu, na rzecz „czystej” energii? A więc likwidacja przemysłu górniczego ma w energetyce wywołać presję na poszukiwanie innych źródeł energii?

Grzegorz Tobiszowski: W tym momencie ktoś może zapytać, czy są na to twarde dowody? Można o tym dyskutować. Natomiast faktycznie mamy do czynienia z wyjątkowym zbiegiem wydarzeń, a to już pozwala na wyciągniecie wniosków.

Po pierwsze podczas prezydencji polskiej rząd nie podnosił kwestii pakietu klimatycznego. Była cisza. Po drugie w 2012 r. osobiście referowałem stanowisko PiS, aby rząd Polski sprzeciwił się i nie przyjmował dyrektywy mówiącej o tym, że pomoc publiczna wypłacana do 2027 roku może być tylko połączona z likwidacją kopalń.

To ewidentnie pokazywało, że Unia Europejska wyraża zgodę na likwidowanie kopalń i wywiera presję na stworzenie przestrzeni dla innych nośników energii, szczególnie energii odnawialnej.

I oto od 2013 r. jak na zawołanie mamy lawinę: braku decyzji, braku reform w górnictwie, totalna inercja z tym sektorze. Pogarsza się sytuacja nie tylko ze względu na niskie ceny światowe. Rosną nam koszty zarządów, rosną koszty wydobycia, a wydobycie maleje.

Wówczas rząd Donalda Tuska godził się na to, aby w największej w Europie firmie górniczej nie było prezesa! Nie było prezesa handlowego, a zwały węgla rosły. Idźmy dalej. W zeszłym roku powołano prezesa Tarasa. Na sześć miesięcy. I nagle odwołuje się go i dostaje odprawę prawdopodobnie w wysokości 900 tysięcy złotych. Ponowny prezes przychodzi i po miesiącu mówi się, że kompania jest niewypłacalna i trzeba likwidować kopalnie.

Zlikwidować kopalnie można wówczas, gdy mamy do czynienia z wyczerpaniem złoża. Ale my w naszej sytuacji likwidujemy kopalnie i jednocześnie zamykamy dostęp do złoża. Zamykamy sobie możliwość wydobywania węgla w przyszłości.

Czyli można powiedzieć, że polscy górnicy są pierwszą ofiarą europejskiej polityki klimatycznej, na którą zgodzili się Tusk i Kopacz?

Zdecydowanie tak. Z jednej strony mamy konsekwencje polityki klimatycznej, a z drugiej strony mamy brak decyzyjności, co jest olbrzymim grzechem zaniechania, które spowodują nieobliczalne konsekwencje dla Śląska. Dzisiaj retoryka jest taka; że to jest problem województwa śląskiego. A tymczasem za parę lat wszyscy poczujemy to, bo to uderzenie w energetykę, a więc dotyczy to wszystkich, nie tylko Śląska.

Energia odnawialna, o której tak się mówi, nie jest w ogóle rentowna. Nie mamy własnych technologii do takiej energii, wszystko musimy kupować. A na dodatek mamy w Polsce napływ rosyjskiego węgla. W ten sposób za parę lat stracimy polityczną suwerenność, bo stracimy energetyczną. Dziś mamy to bezpieczeństwo, bo mamy własne surowce, nawet jeśli pewne koszta posiadania tych surowców jako państwo musimy ponosić. Bezpieczeństwo kosztuje, suwerenność kosztuje.

Stan na teraz jest taki, że cztery kopalnie likwidujemy, a Węglokoks tworzy nową spółkę z pozostałymi kopalniami, które nie idą do energetyki, bo cztery idą do energetyki, a cztery do likwidacji. Powstaje pytanie: co się stanie z kopalniami, takimi jak m.in. Redułtowy-Anna czy Halemba, które pójdą do Węglokoksu? Przecież wobec nich nie ma żadnego planu inwestycyjnego. One też mają pójść do likwidacji?

A co mamy w ustawie, która została dziś w nocy przegłosowana? Otwarta została ścieżka, że już nie trzeba będzie prowadzić konsultacji społecznych – ani z samorządem lokalnym, ani z prezydentami miast, ani ze związkami zawodowymi, a będzie można na podstawie ustawy podjąć decyzję o likwidacji kopalni.

Można smutno skonstatować, że Ślązacy, podobnie jak reszta Polaków, sami sobie zgotowali ten los przy urnach wyborczych…

Dochodzi już to do nich to, ale może być już faktycznie na wiele rzeczy za późno. Konsekwencje obecnych rządów odczuje nie tylko branża wydobywcza, ale cała energetyka, czyli wszyscy Polacy. Śląskie miasta zaczną zwyczajnie obumierać. Czeka to Zabrze, Siemianowice i inne. Widzimy co się stało w Bytomiu, niegdyś 200-tysięczna aglomeracja, dziś 160 tysięcy. Po zlikwidowaniu kopalni Bobrek-Centrum największym pracodawcą w mieście będzie Urząd Miasta. Dziś bezrobocie wynosi tam 20 procent, a wkrótce sięgnie 30, a więc powtórka z Wałbrzycha.

Czeka nas to, co zrobiono z przemysłem stoczniowym – zlikwidowano 100 tysięcy miejsc pracy, a stworzono 30 tysięcy. Tylko po likwidacji stoczni szczecińskiej przestało istnieć 70 tysięcy miejsc pracy.

Jak pan ocenia słowa wicepremiera Piechocińskiego, który powiedział, że wiedział, że Tusk obiecuje górnikom coś, czego nie jest w stanie zrealizować, ale „milczał, bo to przecież premier”.

CZYTAJ WIĘCEJ: Piechociński aż do bólu szczerze o rządowych kłamstwach: Wiedziałem, że Tusk deklaruje coś, co jest nie do zrealizowania. Ale nic mu nie powiedziałem, bo był premierem…

Nie powiedział tego Tuskowi pewnie dlatego, że sam też tak powiedział. W 2013 r. osobiście prowadziłem debatę i wywołałem pytaniem wicepremiera Piechocińskiego, bo przygotowaliśmy wniosek, aby rząd przygotował zespół ekspercki dla całego sektora węglowego. Wtedy Jastrzębska Spółka Węglowa była w dobrej kondycji i zapytałem: „panie premierze, czy jest pan w stanie dać dziś słowo, że nie będzie likwidacji miejsc pracy. Wtedy pan premier odpowiedział mi: obiecuję, nie będzie”. Przypomniałem to w czasie nocnej debaty, a on tylko głowę spuścił i nie skomentował. Pewnie dlatego w mediach powiedział, że on wiedział, iż Donald Tusk nie ma racji, ale nic nie powiedział, bo to premier.

A co robi pan Piechociński w tym rządzie? Był i jest ministrem gospodarki.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych