Breivik żąda nowego PlayStation i straszy głodówką, a Finkielkraut nie może stwierdzić oczywistości w sprawie imigracji. Ściana absurdu poprawności politycznej

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
YT
YT

Wyjrzenie przez biało-czerwone okno naszego kraju może zszokować. Gdy my spieramy się o to, jak przypilnować wychodzącego po ćwierćwieczu więzienia Mariusza Trynkiewicza, w Norwegii debata o więziennictwie i wymiarze sprawiedliwości wkracza na zupełnie inny poziom. Widać to doskonale na przykładzie Andersa Breivika.

Jak donosi portal "Huffington Post", zabójca 77 osób zażądał dostępu do bardziej nowoczesnej konsoli PlayStation (dotychczas może korzystać z jej starszej wersji). Breivik chce także możliwości wyboru gier (te, w które grał do tej pory znudziły go) i podwyżki kieszonkowego, a dotychczasowe warunki odsiadki nazwał "przypominającymi tortury". Człowiek, który powinien zgnić w więzieniu (o ile nie po prostu trafić na szafot), ustala dziś zasady gry, grozi głodówką. Idę o zakład, że dyrektor więzienia ugnie się pod buntem Breivika.

Ciężko się chłopu dziwić. Norweski zbrodniarz wykorzystuje jedynie warunki, które stworzyła mu sięgająca coraz dalej polityczna poprawność. Reportaże ze skandynawskich więzień mogą zadziwić - warunki, w których swoje wyroki odsiadują tamtejsi więźniowie nierzadko są komfortowe. W przypadku political correctness zawsze zaczyna się niewinnie - od próśb o równe traktowanie i nieprześladowanie, kończy się w oparach absurdu. O dyktaturze tej dziwnej idei napisano już dziesiątki książek, nie będę powielał wniosków.

Ale przypadek Breivika od razu nasunął mi na myśl przykład rodem z Francji, który niedawno na naszym portalu opisał Roman Graczyk.

CZYTAJ WIĘCEJ: Sprawa Finkielkrauta czyli szaleństwa politycznej poprawności. O skandalu, jaki wybuchł we francuskich mediach...

Na Alaina Finkielkrauta spadły gromy tylko dlatego, że śmiał podważyć mit o wzorcowej imigracji, przypominając, że jeszcze jakiś czas temu polegała ona na asymilacji w kulturze francuskiej. Francuski filozof pogrążył się niedopuszczalnymi, jak się okazało, słowami o "rdzennych Francuzach". Na lawinę krytyki próbował nieśmiało odpowiadać:

Antyrasizm, który popadł w obłęd, gna nas do sytuacji, w której jedyne pochodzenie etniczne, o którym nie można byłoby mówić, to pochodzenie francuskie

- przekonywał w specjalnym oświadczeniu. Tłumaczenia raczej trafią w próżnię, francuska opinia publiczna - choć skręca w prawo, na co wskazują rosnące sondaże Frontu Narodowego - jest dość impregnowana w tym względzie.

A przecież takich przykładów jest więcej. Pielęgniarka, której główną winą było to, że nosiła podczas pracy krzyżyk na szyi, politycy mówiący przy świętach Bożego Narodzenia o Chrystusie, publicyści podkreślający rolę i wyższość tradycyjnego modelu rodziny. Wreszcie decyzja z ostatnich dni: Belgów, którzy postanowili chyba na dobre wypisać się z cywilizacji łacińskiej, zezwalając na eutanazję dzieci.

CZYTAJ TAKŻE: Etienne Dujardin: „Dziecko nie może kupić w Belgii papierosów, a może zdecydować, że chce umrzeć. Postępowa propaganda przyniosła efekty..." NASZ WYWIAD

Nie ma jednej dobrej, skutecznej rady na to, jak bronić się przed nawałnicą politycznej poprawności. Często zresztą jest ona wprowadzana metodą salami, niezauważalnie, plasterek po plasterku. Tu znów warto wrócić do prof. Andrzeja Nowaka.

Ludźmi cywilizowanymi czyni nas - jak samo to słowo podpowiada - łączność z dziedzictwem cywilizacyjnym, szczególnie tym najcenniejszym, które stworzyły razem Grecja, Rzym i mądrość Biblii. Jeżeli zerwiemy z tymi źródłami kontakt, przestajemy być cywilizowani. Jeśli nie potrafimy sięgnąć do źródeł, nie umiemy głębiej zrozumieć współczesności. Bez tej wiedzy możemy być codziennie oszukiwani przez celebrytów dnia dzisiejszego. Tylko żywy kontakt z dorobkiem tradycji klasycznej daje nam szansę na uzyskanie suwerennej pozycji wobec współczesności

- przekonywał historyk.

Może się zatem okazać, że tarczą okażą się dzieła filozofów, utwory dramatopisarzy, polskie powieści i wiersze. Tylko tyle i aż tyle.

Wreszcie pozostaje arcyistotne pytanie o to, na jak dużą ekspansję political corectness pozwolimy w Polsce. Pewne symptomy - rzecz jasna - widać, ale to jednak (jeszcze?) nie ta skala. Warto patrzeć na przykłady zachodnich państw i uczyć się na ich błędach. Wcale nie jest powiedziane, że czerwone światło politycznej poprawności musi zaświecić także nad Wisłą.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych