Prof. Rybiński: Państwo jest psute coraz bardziej. 67 mld euro, które dostaliśmy do tej pory, zostało w dużej części zmarnowane. NASZ WYWIAD

fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

wPolityce.pl: Donald Tusk w swoim wystąpieniu na konwencji Platformy mówił wiele o „czystości intencji”, „przejrzystości”, zwalczaniu korupcji za wszelką cenę... Wierzy pan w te slogany?

Prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP: Trudno być przekonanym co do zdolności premiera odnośnie walki z korupcją w administracji publicznej, skoro minionych sześć lat jego rządów ma w swoim dorobku takie epizody jak rozmowy Mira ze Zdzichem na cmentarzu – afera hazardowa, jak to, co ostatnio szef CBA określił „największą aferą łapówkarską III RP”, która obejmuje wysokich urzędników w randze wiceministra w rządzie Donalda Tuska. Wydaje mi się, że mamy bardzo poważny problem. Państwo jest psute coraz bardziej. Bez podjęcia radykalnych działań naprawczych nie ma mowy o tym żeby coś się zmieniło na lepsze. Deklaracje deklaracjami, a fakty faktami – a te drugie są takie, ze wśród Polaków rośnie percepcja tego, że w administracji publicznej korupcja za rządów Donalda Tuska zakorzeniła się na dobre.

Mówi pan o tym, że Polska ma poważny problem. Tymczasem Donald Tusk zdecydował się połączyć dwa duże resorty – Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i Ministerstwo Transportu i oddać je w ręce Elżbiety Bieńkowskiej. Przez ten resort będą przelewały się gigantyczne środki finansowe. Czy to nie będzie korupcjogenne?

Trudno mi się odnieść do potencjału korupcjogennego w połączonych resortach – nie przyglądałem się tym instytucjom z tego punktu widzenia. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na inną rzecz. Pani „superministra” jest chwalona za sprawne wydawanie środków unijnych. I słusznie, bo te środki są sprawnie wydawane. Natomiast od dłuższego czasu podnoszę kwestię tego, że wydane pieniądze nie przyczyniły się do poprawy w polskiej gospodarce i w polskim społeczeństwie. A wręcz przeciwnie – w wielu obszarach, w których te środki się pojawiły mamy albo stagnację, albo katastrofę.

Napisałem już wiele prac, które dokumentują porażkę Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. W ciągu minionych sześciu lat innowacyjność polskiej gospodarki i polskich firm dramatycznie spadła. Pokazują to wszystkie rankingi. Według mnie ten system operacyjny poniósł porażkę. Jeżeli spojrzymy na dane odnośnie szkoleń w Polsce, to przed wejściem do Unii Europejskiej szkoliło się 5 proc. aktywnych zawodowo Polaków, w tej chwili tylko 4,5 proc. Więc należy postawić potężny znak zapytania pod kolejnym bardzo dużym Programem Operacyjnym – Kapitał Ludzki. Na co poszły te miliardy euro? Na szkolenia do tego programu? Skoro szkoli się mniej osób niż przed wejściem do UE. A z różnych danych wiadomo, że jakość szkoleń unijnych jest dużo niższa niż jakość szkoleń organizowanych za pieniądze prywatne. Mamy porażkę drugiego wielkiego Programu Operacyjnego.

Zgadzam się, że pani „superministra” wydaje pieniądze bardzo sprawnie, ale na podstawie tych dwóch – bardzo ważnych programów – stwierdzam, że te pieniądze są w olbrzymiej części marnowane. Trudno ocenić mi konsekwencje połączenia tych resortów, ale wiem, że do tej pory wydawanie pieniędzy unijnych przyniosło opłakane skutki dla polskiej gospodarki, polskiego społeczeństwa. Martwi mnie, że działalność tej osoby [pani Bieńkowskiej – przyp. red.] przyniosła opłakane skutki z punktu wzmocnienia długofalowego potencjału polskiej gospodarki. Więc ja nie podzielam optymizmu niektórych komentatorów odnośnie zdolności pani „superministry” do skutecznego realizowania priorytetów różnych programów unijnych.

 

Mówił pan o kapitale ludzkim. W środę Elżbieta Bieńkowska powiedziała, że zrobi wszystko aby polska dokonała skoku cywilizacyjnego i aby Polacy nie byli tylko tanią siłą roboczą. Co w takim razie pani minister robiła przez ostatnie sześć lat? Dlaczego ten „skok cywilizacyjny”, o którym też dziś mówił Donald Tusk, dopiero ma przyjść do nas teraz?

Jak się spojrzy na podstawowe wskaźniki rozwoju gospodarczego polski, to można postawić wniosek, że mamy jedyne namacalne efekty wydawania pieniędzy unijnych: udało się przyspieszyć budowę dróg i autostrad – to widać i wygenerowano efekt popytowy. Mnóstwo ludzi i firm, które powstawały przy funduszach unijnych, dostało duże pieniądze – pobudowali domy, pokupowali samochody, telewizory. Natomiast jeżeli spojrzymy na wpływ tych programów unijnych na potencjał rozwojowy Polski, to albo jest to wpływ negatywny, i to jest przykład Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, gdzie innowacyjność Polski dramatycznie spadła; albo jest to wpływ umiarkowanie negatywny, tak jak w przypadku Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, gdzie liczba szkolonych osób spadła o 0,5 proc. Odsetek osób, które się szkolą w UE, jest dwukrotnie wyższy niż w Polsce i to się nie zmieniło od dziesięciu lat, pomimo tego nowego programu. W tych dwóch obszarach mamy katastrofę. Deklaracje i piękne przemowy to jest jedno, a fakt to jest drugie. A fakty pokazują jednoznacznie, że do tej pory sposób wydawania środków unijnych, które rozdysponowano szybko i sprawnie, odniósł opłakany skutek dla polskiej gospodarki. Będziemy to odczuwać przez kolejne lata.

Czy to się da jeszcze naprawić, żeby te pieniądze, które teraz otrzymamy zostały wydane w sposób efektywny i przynoszący długofalowe, pozytywne skutki dla polskiej gospodarki?

Widzę pewnie pozytywne zmiany. Te 67 mld euro, które dostaliśmy do tej pory, zostało w dużej części – ok. 80 proc. - zmarnowane. To już się stało, rozlanego mleka się z powrotem do butelki nie wleje. Nie ma co rozpaczać, pieniądze zostały zmarnowane, trudno. Przyniosło to jedynie efekt popytowy, co było przyjemne dla ludzi, którzy siedzieli przy korycie z pieniędzmi unijnymi – oni podnieśli swój standard życia, ale gospodarka na tym nie zyskała. Natomiast dostrzegam pewne pozytywne efekty, bo jednak uczymy się na błędach. Jak patrzę na nowe sposoby działania Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, to widzę, że niektóre programy wyciągnęły lekcję z błędów i wypaczeń. Natomiast jak oceniam Programy Operacyjne, które wcześniej przytoczyłem, to widzę, że te lekcje nie do końca zostały odrobione i zostało sporo patologii. Trochę się uczymy – w niektórych sektorach sposoby działania zostały zmienione, nie ma finansowania bezsensownych projektów – ale te zmiany powinny iść dużo dalej niż obserwujemy to obecnie w dokumentach rządowych.

Donald Tusk powiedział, że polskie autostrady stały się na zachodzie „synonimem sukcesu”, a także że w końcu udało się zmodernizować polską kolej, co też przypisał sobie jako zasługę. A co z tymi firmami, które ogłaszały bankructwo po współpracy z GDDiA? Spółki zarówno polskie, jak i zagraniczne.

Jeżeli weźmiemy średnią cenę budowy kilometra autostrady, to za 67 mld euro, które dostaliśmy, można by wybudować 22 tys. km autostrad w Polsce. A mamy 2,5 tys. km dróg szybkiego ruchu i autostrad. To pokazuje, że, przy takiej fali pieniędzy, jaka do Polski przyszła, to że udało nam się wybudować tylko ponad 2 tys. dróg, to jest wstyd. Tych pieniędzy było na dziesięć razy więcej. Hiszpanie, budując swoje autostrady, stworzyli kilka potężnych globalnie firm, które realizują zlecenia na całym świecie. I to jest wartość dodana – umieli tak poprowadzić tę inwestycję, żeby pomóc swoim firmom stać się globalnymi firmami budowlanymi. A myśmy dorżnęli polskie firmy. Polska administracja tak procedowała, że zniszczyła polskie przedsiębiorstwa budowlane, które teraz bankrutują, albo walczą o przetrwanie. Nie chwaliłbym się więc procesem budowy autostrad, bo powstało ich mało, budowaliśmy je drogo i zniszczyliśmy polskie firmy zamiast je wspierać. Na kolei się nic nie udało zrobić. Na niektórych odcinkach pociągi jeżdżą tak szybko, jak przed II Wojną Światową – to nie jest powód do chluby. Nie wspomnę o zakupie Pendolino, co jest olbrzymim wstydem dla Polski. Mamy dwie polskie firmy, które robią wspaniałe pociągi. Zamiast zamawiać u nich i pomagać im się rozwijać, wprowadzać w przestrzeń globalną, to kupujemy sobie drogie zabawki zagranicznych koncernów. Zamiast pomóc się rozwijać polskim firmom zbrojeniowym, żeby inwestowały w nowe technologie, to kupujemy jakieś zdezelowane, zezłomowane czołgi od Niemców. I tak dalej. W świetle dorobku ostatnich lat widać, że retoryka sobie, a fakty sobie. Taka jest nasza smutna rzeczywistość.

Rozmawiała Magdalena Czarnecka

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.