"Wpadamy znowu w łapy Rosjan" - były oficer BOR o aparaturze podsłuchującej na terenie rosyjskiej ambasady. NASZ WYWIAD

fot. www.rusemb.pl
fot. www.rusemb.pl

Polska na rosyjskim podsłuchu? Według informacji "DGP", Ambasada Federacji Rosyjskiej w Warszawie ma możliwości inwigilowania najważniejszych polskich instytucji.

Wiemy jedno - ambasady nie przeniesiemy. Więc musimy stosować więcej urządzeń antypodsłuchowych, ale i one czasem są niewystarczające

- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl płk Tomasz Grudziński, były oficer Biura Ochrony Rządu.

 

wPolityce.pl: Czy dla pana jest zaskoczeniem informacja, że Rosjanie prowadzą nasłuch rozmów telefonicznych i monitorują internet z terenu swojej ambasady w Warszawie?

Płk Tomasz Grudziński: Po tych wszystkich doniesieniach z WikiLeaks, to nie jest już dla mnie żadnym zaskoczeniem. Poza tym zawsze, jako Biuro Ochrony Rządu mieliśmy do czynienia z informacjami, że teoretycznie jest to możliwe. Dlatego, znając Sowietów, przyjmuję to spokojnie i nie jest to zaskoczeniem.

 

W promieniu tego kilometra, gdzie nasłuch jest możliwy mamy m. in. biuro CBA, ABW, willę premiera, kancelarię premiera, Belweder, Biuro Ochrony Rządu, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Ministerstwo Obrony Narodowej… Czy to może oznaczać, że Rosjanie wiedzą o nas wszystko?

Z jednej strony powinniśmy być na to przygotowani, czyli rozmowy o danych wrażliwych powinny być przeprowadzane albo w odpowiednich pomieszczeniach, albo przy użyciu odpowiednich narzędzi, które mamy do dyspozycji w całych gmachach, czy też w niektórych pokojach. Nie obawiałbym się tego, aczkolwiek zbyt częste używanie tych urządzeń nie jest dobre dla zdrowia osób, które przebywają w tych pomieszczeniach. Natomiast znając to, co robią Rosjanie obawiałbym się innej rzeczy, oni potrafią bardzo dobrze analizować nie tylko dane wrażliwe, ale też te ogólnodostępne. I tego bym się obawiał, dlatego uważam, że umieszczenie ambasady, albo innych służb w swoim sąsiedztwie jest bardzo złe. Albo willi premiera, przecież to też jest bardzo wrażliwe miejsce. No, ale nie mamy już na to wpływu.

 

Mówi pan, że są w tych gmachach miejsca, gdzie można rozmawiać bezpiecznie, ale czy rzeczywiście te procedury są zachowywane? Jak to wygląda w praktyce?

Nie mamy wpływu na to, o czym rozmawia się między sobą na tych wysokich szczeblach. Natomiast specjaliści zawsze przeprowadzają rozmowy z osobami na wysokich szczeblach i uwrażliwiają ich na to, że mogą zostać podsłuchani. Nie mamy wpływu na to, czy te osoby się do tego zastosują, czy, kolokwialnie mówiąc nas oleją i będą prowadzili rozmowy gdziekolwiek chcą, co niestety ostatnio bywa nagminne. To jest ogromne niebezpieczeństwo utraty pewnych danych, niebezpieczeństwo dla Polski, ale także czasem dla całej Unii Europejskiej czy NATO.

 

Siergiej Ławrow ujawnił ostatnio, że strona Rosyjska zwracała się do nas o zabezpieczenie ambasady prze marszem 11 listopada. To oznacza, że Moskwa miała wiedzę na temat tego, co może się wydarzyć. Czy to mógł być efekt właśnie takiego nasłuchu?

Ławrow nigdy nie rzuca słów na wiatr, więc po coś to powiedział. I myślę, że te informacje pozyskano. Skąd? Nie wiem. Tylko się domyślam.

 

Pośrodku naszych najważniejszych i najbardziej strategicznych urzędów stoi ambasada, wiemy, że naszpikowana aparaturą podsłuchową. No, ale co z taką wiedzą zrobić, jak się przed tym bronić?

Wiemy jedno - ambasady nie przeniesiemy. Więc musimy stosować więcej urządzeń antypodsłuchowych, ale i one czasem są niewystarczające. Zatem powinniśmy zbudować tzw. klatki Faradaya, w których można rozmawiać swobodnie, ale to są bardzo drogie urządzenia. Albo inna recepta, wyłóżmy nieci więcej pieniędzy i zacznijmy przesuwać służby specjalne z tej okolicy. Dla dobra Polski musimy zacząć to robić.

 

Trochę to przypomina taki podsłuchowy „wyścig zbrojeń”. Skąd mamy mieć pewność, czy nasze urządzenia antypodsłuchowe są wciąż skuteczne? Skąd wiemy, jakiego sprzętu używają Rosjanie?

Na pewno najlepszego. To rzeczywiście może być niekończąca się licytacja. Moim zdaniem wpadamy znowu w łapy Rosjan. Czyli Rosjanie zaczynają przejmować kontrolę nad polską gospodarką, polskim handlem, wymianą informacji. Zabierają nas w swoją strefę wpływów. Przy słabym rządzie tak się będzie działo dalej. Albo zaczniemy twardą stawiać na silną Polskę, albo będziemy wydawać coraz więcej pieniędzy na aparaturę, która może okazać się nieskuteczna. Mocną, czerwoną kreskę trzeba postawić także funkcjonariuszom WSI czy dawnego SB, żeby tych ludzi nie wprowadzać na wyższe stanowiska rządowe. To jest problem, bo moim zdaniem Polska jest teraz bardzo osłabiona wewnętrznymi zarządzeniami naszego rządu.

 

Na czym powinno polegać nasze wzmocnienie się?

Ja bym proponował wzmocnić się przez odwołanie pana premiera, bo choćby to, co robi teraz z rekonstrukcja rządu to jest cyrk. Partia rządząca także nie potrafi zrobić dla Polski nic, aby ją wzmocnić. Platforma powinna odejść.

 

Rozmawiał Marcin Wikło

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.